Pierwsza była Polonia Warszawa i Józef Wojciechowski. Niedługo potem Lechia, a ostatnio Lech i Bełchatów… Ale najpoważniej do tematu podeszła Cracovia. Tam Klub Kokosa zaczęli budować na serio. Niedawno mieli zespół, stworzony równocześnie z sześciu piłkarzy.
Mierzejewski, Wasiluk, Janus, Trivunović, Puzigaca, Kostrubała, Kaliciak, Kulig. Każdy z nich przynajmniej na pewien czas wylądował w krakowskim Klubie Kokosa. Bo jak inaczej nazwać miejsce, w które zsyłają piłkarzy prezesi Cracovii?
– W klubie zjawiamy się codziennie o 9 i ćwiczymy. Często biegamy tlenówki, tylko czasami pojawiają się jakieś elementy techniczne. Trenerzy mają różne pomysły, kombinują, ale nie są cudotwórcami. Porządnego treningu nie zrobią. Nic dziwnego, skoro na zajęciach jest nas trzech – opowiada Karol Kostrubała. Na co dzień ćwiczy z Przemysławem Kuligiem i Krzysztofem Kaliciakiem. Ot, takie skromne grono.
– Kiedyś było nas więcej – kontynuuje. – Zdarzały się dni, że na indywidualne zajęcia przychodziło nas sześciu. Wtedy trenerzy mieli liczniejszą grupę, starali się zorganizować wszystko tak, aby miało ręce i nogi.
– Możemy zacytować pana z nazwiska? – pytamy Kostrubały.
– Myślę, że tak. Chyba niczego złego o klubie nie powiedziałem…
Inni rozmawiać na ten temat nie chcą. Boją się. O Cracovii źle mówić nie mogą, bo grożą im kary finansowe. Jedna, niepozytywna wypowiedź, może kosztować dziesięć tysięcy złotych. Gra niewarta świeczki. Tym bardziej, że ci, którzy trafiają do krakowskiego Klubu Kokosa, mają wystarczająco przerąbane.
Pomysłów, jak uprzykrzyć życie piłkarzom, w Cracovii mają sporo. Podstawowy, to niepłacenie pensji. Zdarzały się przypadki, że zawodnicy nie otrzymywali wypłat przez cztery miesiące. Zgłaszali więc sprawę do PZPN, kasę w końcu otrzymywali… i tak w kółko, od początku. Kolejne kilka miesięcy oczekiwania, użerania się. Zabawa w kotka i myszkę.
Codzienne, zaplanowane na rano, wyglądające identycznie zajęcia w trzyosobowej grupie to metoda, która ma zniechęcić piłkarzy. Zawodnicy cały czas ćwiczą na sztucznej murawie. Sprzętu sportowego nie mogą trzymać w klubie, tylko w domu. I piorą go we własnym zakresie. Ł»eby zrozumieć, że przy Kałuży nic już nie znaczą, otrzymali sprzęt sportowy od starej firmy, która Cracovii już nie ubiera. Piłkarzom różnicy nie zrobiło to żadnej, ale przynajmniej działacze mieli satysfakcję. Uśmiechają się też pod nosem, widząc jak biegają we trzech dookoła boiska. Przez półtorej godziny.
– Zajęcia z piłką wyglądają tak, że strzelamy na bramkę. Pustą, bo nie ma bramkarza. To poniżające – przyznaje jeden z zawodników. Z boku przygląda im się i nadzoruje całość… trener bramkarzy.
I o to w tym wszystkim chodzi. Ł»eby ich zniechęcić, żeby rozwiązali kontrakty (na korzystnych dla klubu warunkach) i odeszli. Ale oni się nie poddają, mają przecież podpisane kontrakty o profesjonalne uprawianie piłki nożnej. Cracovia im to uniemożliwia. – Warto przypomnieć prezesom, że piłka to nie jest sport indywidualny, tylko zespołowy. Jak się zjawimy na zajęciach we dwóch, to co mamy niby robić? – pyta jeden z piłkarzy.
Formalnie, zawodnicy zostali przesunięci z pierwszego zespołu do Młodej Ekstraklasy. Tak napisano w dokumentach, które otrzymali z klubu. Ale jak pojawili się na zajęciach w młodej Cracovii, trener ich nie wpuścił. Mają zakaz wstępu. – I co mam zrobić? Zacząć się szarpać z trenerem? – pyta retorycznie jeden z zawodników. Ćwiczy więc indywidualnie. Wspólnie z kolegami.
To, co dzieje się w Cracovii, jest zdaniem niektórych niezgodne z prawem. Piłkarze złożyli więc w klubie pismo z prośbą o uzasadnienie tej decyzji, jakieś wyjaśnienie. Raz, drugi, trzeci… Nic. Bez odpowiedzi. Stowarzyszenie Piłkarzy Profesjonalnych i Amatorów wystosowało już pismo do PZPN, dlaczego piłkarzom uniemożliwia się uprawianie zawodu w normalnych warunkach. Bo tego typu zagrywki w polskiej lidze stają się normą. Ciekawe, jaka będzie odpowiedź związku.
– Co by było, gdyby nie stawił się pan na zajęciach? – pytamy jednego z zawodników.
– Nie wiem. Ale na pewno dostałbym jakąś karę. O to w tym wszystkim chodzi.
Odbiegające od jakichkolwiek norm metody krakowskiego klubu mogą okazać się jednak skuteczne. Mierzejewskiego, Wasiluka, Janusa i Trivunovicia w Cracovii już nie ma. Puzigaca przebył nietypową drogę, bo przez miesiąc był w Klubie Kokosa, potem trafił do Młodej Ekstraklasy, aż w końcu wrócił do pierwszego zespołu. Szczęściarz. Kaliciak i Kostrubała liczą natomiast, że zmienią klub. Najbardziej zdeterminowany jest ten ostatni, właśnie wrócił z testów w Resovii Rzeszów.
– We wtorek Resovia grała mecz, w środę miała rozruch, czwartek był wolny, a w piątek znów rozruch przed kolejnym spotkaniem. Trener jest nowy i nawet nie ma czasu, żeby mnie sprawdzić, porównać z innymi. Poza tym, byłbym szóstym środkowym pomocnikiem w zespole, bo jest już pięciu. Uzgodniliśmy ze szkoleniowcem, że do tematu wrócimy zimą – mówi. Aż nasuwa się pytanie: to po jaką cholerę, gościu, tam w ogóle jechałeś?
– Teraz zostają mi treningi z Cracovią. To znaczy, bardziej w Krakowie, bo przecież będę poza jakimkolwiek zespołem – dodaje Kostrubała.
Osobny przypadek to Kulig. On do Młodej Ekstraklasy został zesłany 3 listopada zeszłego roku. Od tamtej pory ma same problemy. Sęk w tym, że on z Cracovią podpisał kontrakt na pięć lat. Zostały jeszcze dwa, a już od roku klub kombinuje, jak go rozwiązać.
Po co w ogóle Janusz Filipiak, właściciel Cracovii, podpisuje długie umowy, skoro nie chce ich respektować? Chcieliśmy go o to zapytać, ale… – Wie pan co, ja sobie jem kolację. Nie chce mi się udzielać teraz wywiadów. Do widzenia – rzucił słuchawką.
Próbujemy dalej. Wiceprezes Tabisz? Nie odbiera. Dyrektor sportowy Rząsa? Odebrał.
– Jaki jest status w klubie Kaliciaka, Kuliga i Kostrubały? – pytamy.
– Nie komentuję tego.
– Dlaczego?
– No, bo nie.
– Zgadza się pan, że w Cracovii jest Klub Kokosa?
– Nie. Absolutnie nie. Jeżeli mamy na ten temat rozmawiać, to ja nic nie powiem.
– Aha, to niech pan chociaż powie, jaki był pana udział w tych decyzjach.
– Nie wystarcza panu to, co powiedziałem? Nie chcę na ten temat rozmawiać.
Tak wypowiada się ktoś, kto dba o ciepłą atmosferę wokół reprezentacji Polski. Powodzenia.
PIOTR TOMASIK