Jeszcze na początku XXI w. rozgrywki ligowe w Hiszpanii nie kręciły się tylko wokół Realu Madryt i Barcelony. Oczywiście, były to najpopularniejsze drużyny, które wymieniano w pierwszym szeregu kandydatów do mistrzostwa, jednak ich hegemonia została przerwana wpierw przez Deportivo La Coruna, a następnie – aż dwukrotnie – przez Valencię. Zespół z Mestalla prowadzony przez Rafę Beniteza słynął przede wszystkim ze świetnej defensywy. Ledwie 27 bramek traconych w zwycięskich sezonach to świetny wynik, który został poprawiony dopiero w ostatnim czasie przez Barcelonę. Ówczesna Valencia potrafiła w jednym sezonie sięgnąć po mistrzostwo kraju, Puchar Króla oraz Puchar UEFA, jednak w pewnym sensie padła ofiarą własnego sukcesu. Ojciec triumfów, Rafa Benitez zamienił Mestalla na Anfield Road. Od tego momentu zaczęły się ciężkie czasy dla fanów VCF – nietrafione wybory trenerów, którzy potrafili rozbić zespół wtedy, kiedy wydawało się że może być tylko lepiej (Claudio Ranieri czy Ronald Koeman, do dzisiaj wyklinany przez fanów klubu), niesławne władze klubu i Amedeo Carboni jako symbol upadku klubu. Dodając do tego problemy finansowe klubu, mieliśmy do czynienia z nieciekawą sytuacją.
Nowy sezon to dla Valencii kolejna szansa na ponowne ustatkowanie się na ligowym podium. Nikt nie myśli o walce o mistrzostwo, pierwsze dwa miejsce zarezerwowane są dla FC Barcelony i Realu Madryt. Nadrzędnym celem klubu jest regularna kwalifikacja do rozgrywek Ligi Mistrzów, co zapewni klubowi odpowiednio wysokie wpływy. Pieniądze są na Mestalla najważniejsze – bez nich klub będzie zmuszony oddawać innym klubom największe gwiazdy. Taka sytuacja ma zresztą miejsce w ostatnich latach, jednak ubytki w postaci Davida Villi i Davida Silvy okazały się mniejsze niż się spodziewano. Valencia za swojego napastnika dostała 40 mln euro, podczas gdy jego godny następca, Roberto Soldado został sprowadzony za 1/4 tej kwoty. Włodarze klubu intensywnie przeczesują rynek wśród piłkarzy, którym kończą się kontrakty – w ten sposób sprowadzono solidnego Ricardo Costę lub przyszłościowego Sofiane Feghouliego.
W tym roku w kontekście transferów mówiło się o VCF głównie przez pryzmat odejścia Juana Manuela Maty. To spore osłabienie, jednak pieniądze z jego przeprowadzki do Londynu w pełni zrekompensowały letnie zakupy klubu, czasem pokaźne – oczywiście nie przymierzając do najlepszych klubów, które posiadają o wiele większe środki finansowe. Za niecałe 23 miliony euro w „Nietoperzy” zamienili się Pablo Piatti, Adil Rami, Dani Parejo, Diego Alves oraz wypożyczony na dwa lata Sergio Canales. Z wolnego transferu klub wzmocnił bramkarz Bragi, Cristiano Pereira, z rezerw do pierwszego zespołu przesunięto Juana Bernata, a z wypożyczenia do Almerii powrócił Sofiane Feghouli. Nie rozumiem zupełnie celu, w jakim sprowadzono Diego Alvesa z Almerii – to świetny bramkarz, tylko że Valencia posiada jeszcze lepszego Vicente Guaitę. Czy VCF może sobie pozwolić na trzymanie jednego z tych bramkarzy na ławce? Rami jest pewniakiem do gry w obronie, dla Piattiego oraz Parejo trener Unai Emery też powinien znaleźć miejsce w składzie.
Kwestią czasu pozostaje tylko zanim większe kluby zwrócą uwagę na Jordiego Albę, świetnego lewego defensora z ofensywnym usposobieniem. Największe wrażenie wywarł na mnie w zeszłym sezonie szczególnie w meczu przeciwko Barcelonie na Camp Nou, gdzie Valencia spisała się naprawdę dobrze, prowadząc przez pewną część meczu. Jak wiemy, „Duma Katalonii” posiada świetnych piłkarzy, jednak teoretycznie najsłabiej obsadzona wydaje się lewa obrona. Oczywiście, w świetnej formie znajduje się Eric Abidal, który ma już jednak ponad 30 lat i z biegiem czasu może nie dawać sobie rady na tak „ruchliwej” pozycji, nie wiem również jak na dyspozycję Maxwella i Adriano wpłynie stałe przesiadywanie na ławce rezerwowych.
Valencia przed tym sezonem zmieniła się jednak dużo bardziej – wielu uznanych piłkarzy odeszło do innych klubów. Cesar Sanchez wzmocnił Villarreal, jednak niepotrzebny był już przez większość poprzedniego sezonu, gdy w bramce zastąpił go genialny Vicente Guaita. David Navarro zdecydował się wzmocnić nowobogackich szwajcarów z Neuchatel Xamax. Najważniejszym zakupem jest jednak pozbycie się z klubu Asiera del Horno. Lewy obrońca przychodził z Chelsea jako gwiazda, dostając najwyższy kontrakt w zespole, jednak przez cały swój pobyt w Valencii wystąpił jedynie w paru spotkaniach. Odejście do Levante zdecydowanie odciąża budżet płacowy klubu z Mestalla. Smutnym momentem jest odejście Vicente – genialnego pomocnika, jednak trapionego wieloma kontuzjami, niczym Owen Hargreaves. Malagę wzmocnił Joaquin Sanchez Rodriguez, swego czasu złote dziecko hiszpańskiego futbolu, wiecznie niespełnionego. Oprócz tego „Nietoperzy” opuścili zawodnicy niegdyś utalentowani, którzy jednak z różnych przyczyn nie potwierdzili swego potencjału – Aaron Niguez, Sunny oraz Ignacio Gonzalez. Wielkiej kariery na Mestalla nigdy nie zrobił Manuel Fernandes, bez żalu oddany za 2 mln euro do Besiktasu Stambuł, gdzie był już wcześniej wypożyczany.
Dwa kolejne niewypały transferowe w osobach Miguela Angela Moyi oraz Alejandro Domingueza zostały wysłane na wypożyczenia, odpowiednio do Getafe i… River Plate. Moya za czasów gry w Mallorce prezentował się naprawdę dobrze, jednak przez dwa sezony jako „Nietoperz” zagrał ledwie 20 spotkań. Na jego karierze na Mestalla zaważył w dużej mierze przypadek. Gdy kontuzjowany był Cesar Sanchez, to Moya miał go zastąpić jako drugi bramkarz, lecz również w tym czasie leczył uraz. W takiej sytuacji szansę gry dostał Vicente Guaita. Powiedzieć, że ją wykorzystał, to tak jakby nic nie mówić. Alejandro Dominguez przychodził jako piłkarz mający stanowić wzmocnienie ofensywnej siły „Nietoperzy” – był świeżo po świetnych występach w Lidze Mistrzów z Rubinem Kazań, jednak nigdy nie odnalazł się na Mestalla. W ciągu 30 spotkań strzelił jedną bramkę, zaliczając trzy asysty. Tak, nie pomyliłem się, niestety. Dziś jako 30-letni już zawodnik ma za zadanie pomóc River Plate w powrocie do pierwszej ligi argentyńskiej.
W lipcu Valencii niespodziewanie przybył kolejny problem – wybór kapitana. Klub w tym okienku pozbył się wszystkich (!), czterech kapitanów – Vicente, Cesara Sancheza, Joaquina oraz Davida Navarro. Kibice w jednej z sond chcieli, by opaskę kapitana przejął David Albelda, który już kiedyś dzierżył tę funkcję. Było to za niechlubnych, fatalnych czasów Ronalda Koemana, który zraził do siebie wszystkich na Mestalla… Co ciekawe, drugie miejsce zajął… Juan Mata, również nie grający już w Valencii. Ostatecznie kapitanem został Albelda, jeden z bardziej doświadczonych graczy hiszpańskiego klubu.
Dzisiejsza Valencia to bardzo młody zespół, z ledwie pięcioma piłkarzami w wieku 30 lat lub więcej. Są to Ricardo Costa, Bruno, Aritz Aduriz (30 l.), Miguel Brito (31 l.) i wspomniany już wcześniej Albelda, mający 33 wiosny na karku. Celem „Los Ches” na ten sezon jest zajęcie po raz kolejny trzeciego miejsca i jak najlepszy występ w Lidze Mistrzów, po zeszłosezonowym odpadnięciu z Schalke, którego zupełnie się nie spodziewano. Ćwierćfinał LM jest w zasięgu, lecz najpierw trzeba przejść niezwykle ciężką grupę, w której Valencia zmierzy się z Chelsea, Bayerem Leverkusen oraz Genkiem. Im dalej uda się zajść, tym więcej klub zarobi – pieniądze na wykończenie Nuevo Mestalla bardzo by się przydały…
Celem w Primera Division jest zajęcie trzeciego miejsce – nikt o zdrowych zmysłach nie sądzi, że Valencię stać na włączenie się do walki o tytuł mistrzowski. Real Madryt z Barceloną grają w zupełnie innej lidze – „Nietoperze” w swojej są najlepszą drużyną, jednak po piętach będą im deptać rywale. Najgroźniejsi z nich to Atletico Madryt, Sevilla, Villarreal oraz Malaga. Klub ze stolicy Hiszpanii pozbył się w tym okienku dwóch najlepszych zawodników – Kuna Aguero i Diego Forlana – jednak zastąpiono ich Ardą Turanem i Falcao, graczami mogącymi dać „Atleti” zupełnie nowe życie. Grzechem byłoby zapomnieć o Maladze, w którą zainwestowano miliony euro – klub z La Rosaleda zdążył już podkupić VCF jeden z największych talentów, Isco… Lokalny rywal w postaci Villarreal wydaje się być trochę słabszy aniżeli w zeszłym sezonie, wskutek odejścia Santiego Cazorli i Joana Capdevili. Z tych drużyn na papierze najsłabiej prezentuje się chyba Sevilla, która zdążyła już odpaść z rozgrywek Ligi Europejskiej – to samo w sobie może być plusem, jednak pokazuje też słabość zespołu. Z drugiej strony, na rywala trafili nie byle jakiego – niemiecki Hannover 96. Swój bój o awans do przyszłorocznej Ligi Mistrzów Valencia zacznie już dzisiaj, meczem z Racingiem Santander, jednak już niedługo na Mestalla przyjedzie zarówno Atletico Madryt, jak i wielka Barcelona… Zarówno dla „Los Ches” jak i reszty ligi, szczytem marzeń jest trzecie miejsce, oznaczające de facto wygranie 18-zespołowych rozgrywek będących w tle pojedynku między Realem i Barceloną.
ŁUKASZ GODLEWSKI
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]