Żewłakow życzy wygranej APOEL-owi. I co w tym dziwnego?

redakcja

Autor:redakcja

19 sierpnia 2011, 01:37 • 2 min czytania

Marcin Ł»ewłakow miał powiedzieć w rozmowie z przedstawicielami APOEL-u Nikozja, że życzy im wygranej 2:0 w rewanżu. Wzburzyło to strasznie kibiców Wisły, już są tacy, co chcą na niego gwizdać, już niektórzy mają nowego wroga. A przecież „Ł»ewłak” powiedział mniej więcej to samo, co powiedziałby każdy, kto znalazłby się w identycznej jak on sytuacji.
Czasami warto zdjąć szalik z szyi, przestać widzieć wszystko przez pryzmat klubowych barw, a po prostu odsapnąć i pomyśleć rozsądnie. Ludzie, Marcin Ł»ewłakow grał w APOEL-u przez dwa lata, piłkarze tego klubu, to jego świetni koledzy, możliwe, że znajdzie się tam też kilku przyjaciół. Razem wypili pewnie hektolitry whisky, zaśpiewali tysiąc piosenek, opowiedzieli milion sprośnych dowcipów. Do tego grali w tych samych meczach, trenowali na tych samych boiskach, oglądali się za tymi samymi dziewczynami. Poznali swoje rodziny, dzieci, przelecieli wspólnie pół Europy i zarobili (a potem wydali) gigantyczne pieniądze.

Żewłakow życzy wygranej APOEL-owi. I co w tym dziwnego?
Reklama

Wisła to dla Marcina Ł»ewłakowa kilku piłkarzy, których zna z telewizji, ewentualnie też z tego, że któryś przywalił mu na boisku, albo wykosił wślizgiem. Obcy ludzie, tylko z tej samej branży.

Naprawdę, dystansu trochę… Ł»ewłakow byłby dziwny, gdyby tak naprawdę – a nie na pokaz, bo pozory może oczywiście stwarzać – kibicował Wiśle. On miesiącami przebywał z zawodnikami APOEL-u w tych samych szatniach, autokarach i samolotach. Latami się z nimi poznawał. To kumple. Logiczne, że kibicuje kumplom. Nielogiczne, gdyby kumplom życzył źle, a trzymał kciuki za obcych: Meliksona, Pareikę czy Nuneza.

Reklama

Nie szukajmy zdrajców tam, gdzie ich nie ma.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama