We wtorek wygrywa „Polska The Times”, z trzema artykułami wartymi poświęcenia kilku minut. Większość gazet niestety mocno przeterminowana…
PRZEGLĄD SPORTOWY
„PS” dzisiaj mocno przeterminowany – a to ze względu na długi weekend. Czytanie we wtorek o sobotnich meczach nie jest specjalnie interesujące, więc „Przegląd” dziś się naprawdę tylko przegląda. Bo jeśli się wczytać… W głównym grzbiecie jest wywiad z Andrzejem Rusko, z którego nie dowiadujemy się absolutnie nic ciekawego, jest tekst o lidze cypryjskiej, setny taki sam – że się jej nie docenia. No i w „Magazynie Sportowym” duży materiał o Meliksonie, który ma nam dać odpowiedź na pytanie, jak to się stało, iż tak utalentowany piłkarz objawił się dopiero w wieku 27 lat, ale niestety odpowiedzi nie daje (odpowiedź brzmi – nie wiadomo). Jest też tradycyjny ranking najlepszych piłkarzy w dziejach polskiego futbolu, tym razem trafiło na pomocników. Zestawienie pierwszej dziesiątki jest tak absurdalne, że wstyd cytować.
„Przegląd” jest więc dziś jak Górnik Zabrze z poprzedniego sezonu – poprawny. Pozytywy znaleźć można, jest sporo treści, ale błysku brak.
FAKT
„Fakt” strzela dziś tytułem „Jeleń w Auxerre zarabiał 720 tysięcy złotych miesięcznie”, co niestety jest wyssane z palca. Należałoby odjąć niemal połowę i jeszcze odjąć podatek (czyli mniej więcej podzielić te 720 tysięcy złotych przez trzy). Wtedy będziemy zdecydowanie bliżej prawdy.
POLSKA
„Polska” jest najważniejsza najciekawsza, tak nam się przynajmniej zdaje. Jest wywiad z Jackiem Gmochem, który tłumaczy, dlaczego będzie kibicował APOEL-owi w meczach z Wisłąâ€¦
– Oczywiście, że to prawda. Z APOEL-em jestem związany uczuciowo, zdobyliśmy mistrzostwo Cypru. Znam wspaniałych ludzi, którzy pracują w tym klubie. Z Wisłą nic mnie nie wiąże. Nie chciałbym, żeby robiono z tego narodową sprawę i przedstawiano mnie jako jakiegoś zdrajcę. Jestem, byłem i zawsze będę Polakiem. Gdy chodzi o mecz reprezentacji, to zawsze kibicuję Polsce. Ale ile Wisła ma dziś wspólnego z Polską? Nie wiele. Są zagraniczny trener, dyrektor i piłkarze. Poza tym moim ukochanym klubem jest Legia i z tego względu Wisła wzbudza we mnie mieszane uczucia.
Dalej – duża rozmowa z Tomaszem Frankowskim, który o powrocie do reprezentacji Polski mówi tak: – Mam 37 lat. Jestem coraz słabszy. Mam coraz mniej energii. Muszę tą resztką, która mi pozostała, gospodarować rozsądnie. Skupiam się na meczach ligowych… A dalej…
Znowu jest Pan w czołówce klasyfikacji strzelców. W trzech meczach zdobył Pan cztery bramki. To Pan jest taki dobry czy liga taka słaba?
Sam jestem zaskoczony, że tak dobrze mi idzie. Mówię serio. Z drugiej strony zawsze w sierpniu dobrze mi się grało; 16 mam urodziny, zatem lubię sobie sprawiać taki prezent. A co do siły ligi, to różnie można to interpretować. Gdyby liga była tak słaba, to pewnie mnóstwo bramek nastrzelaliby również Maciej Ł»urawski i Artur Wichniarek, którzy na stare lata także wrócili do polskiej ekstraklasy. Może jednak oni mieli większą konkurencję, a ja aż takiej nie mam? A może po prostu ja potrafię się zaadaptować do polskich warunków?
Wygląda na to, że znów Pan będzie królem strzelców ekstraklasy…
Nie interesuje mnie już to. Miałem taki cel w poprzednim sezonie. Chciałem zdobyć to trofeum jeszcze w Jagiellonii. Dopiąłem swego. Udało mi się. Teraz już nic nie muszę. Wszystko, co uda się zdobyć, będzie tylko bonusem.
Jest też wielki reportaż o Marcinie Truszkowskim, który jeszcze nie tak dawno grał w ekstraklasie (GKS Bełchatów), a niedawno… wylądował w więzieniu. Jak się okazało – za niewinność.
Wchodzę, a tam… no, prawie wszystko jak w filmie. Rano widziałem 40- czy 50-latków zamiatających podłogę i szorujących platery. Platery to talerze. Nie miała prawa wisieć nawet jedna pajęczynka – mówi z przejęciem.
Pytamy, czy grypsował. Marcin twierdząco kiwa głową. – Zamienniki, czyli nazwy różnych rzeczy, ogarnąłem w miesiąc. Na naukę bajery [zasad grypsujących – aut.] masz pół roku. Jak nie dasz rady, to nie możesz grypsować. Proste. Grypsowanie to taki wewnętrzny język, jak w szatni piłkarskiej. Tylko że dodatkowo musiałem jeszcze nauczyć się ponad dwustu regułek: co to, dlaczego, po co itd. Wszystko masz mieć w głowie, nie możesz zapisywać czy nagrywać. Więcej ci nie powiem. Te zasady nie powinny wychodzić poza mury – ucina opowieść.
SPORT
„Sport” jak i „PS” – przeterminowany, ale ma coś, na czym warto zawiesić oko. Bardzo długi wywiad z zapomnianym w Polsce Waldemarem Matysikiem. Fragment…
– To dobry moment, by wrócić do historii. Czternastoletni Waldek Matysik ogląda w Stanicy mistrzostwa świata w Niemczech i Jerzego Gorgonia w obronie trzeciej drużyny świata. Pięć lat później byliście kolegami…
– Kolegami?! Wszedłem do szatni i mówiłem, „Panie Gorgoń, czy mogę tutaj usiąść…”. Zanim były mistrzostwa w Niemczech, z wypiekami oglądaliśmy Górnika w meczach z Manchesterem czy Romą. To Jurek powiedział, że jak gramy w jednym zespole, to jesteśmy „na ty”. Starałem się bardzo. W „gierkach” zawsze każdy stawiał dziesięć złotych i przegrywający płacił. Raz przegraliśmy, sięgam po „złotówkę”, a Jurek wykłada „stówkę” i mówi: – Przegraliśmy, ale „Waldi” grał za dziesięciu i był najlepszy. Ja płacę…
– Górnik był w drugiej lidze?
– To nie miało znaczenia. Wtedy ta nazwa robiła wrażenie i mam nadzieję, że dziś jest podobnie.
– Jak ze Stanicy – pewnie mało kto wie, gdzie to jest – trafiało się ponad 30 lat temu do Górnika?
– Po Stanicy było Carbo Gliwice. Minęły trzy lata i odezwał się Piast Gliwice. Dwa miesiące tam trenowałem. Na zajęciach było w porządku, ale potem poker, piwo… To nie było dla mnie. Najważniejsze było moje spotkanie w gliwickim ratuszu. Już była oferta z Zabrza i prezydent zapytał mnie, gdzie chcę grać. Wydusiłem z siebie, że w Górniku… Powiedział, że mam jechać do Zabrza. Ojciec nie wiedział, co ma zrobić. Dostał od Piasta 6 tysięcy i telewizor. Mnie Górnik zapłacił 60 tysięcy, więc powiedziałem, że telewizor ma oddać, a ja kupię nowy i kasę Piastowi oddam. To był dobry wybór.
– Rok przełomowy to 1981?
– Najpierw był rok 1980. Była „afera na Okęciu” i trener Kulesza w trybie pilnym ściągnął mnie na Maltę. Graliśmy eliminacje MŚ. Włodek Smolarek strzelił gola, potem Leszek Lipka i zaczęto w nas rzucać kamieniami. Mój wkład w ten mecz był taki, że „Smolara” osłaniałem, kiedy wracał do szatni. Wtedy nawet policja na koniach wjechała na boisko. Niezapomniany widok. Potem faktycznie był rok 1981… Wspaniały. Z jednej strony wolność i „Solidarność”, a z drugiej wielkie sukcesy. Zaskoczę pana, ale nie zaczęło się meczem kadry.
– Wiem, zaczęło się meczem z Widzewem, mistrzem Polski, z którym wygraliście 4:0. Pilnował pan Bońka, wtedy megagwiazdę polskiej ligi i jeszcze sam pan strzelił dwa gole.
– Ktoś to jeszcze pamięta? Zbyszek był chyba w szoku. Nie odstępowałem go na krok. On w lewo, ja jak jego cień i odwrotnie. Ten mecz był przepustką do wielkiej piłki. Zresztą, jaki mieli wtedy skład! Zbyszek, Młynarczyk, Smolarek, Ł»muda, Tłokiński, Rozborski…
GAZETA WYBORCZA
Też wywiad z Frankowskim, ale jeśli wybierać z dwóch dzisiaj dostępnych, to lepszy jest w „Polsce”. Do tego tekst o Małeckim, który nie może porozumieć się z Wisłą w sprawie nowego kontraktu – ale to w sumie przepisywanka z „Faktu”, z poprzedniego tygodnia.




