Zawsze mogło być gorzej. Dlaczego? Spartak to nie tylko klub wielkiego pieniądza, ale także wzór symbolicznego upadku potęgi na tle ostatniej dekady. Z absolutnie najlepszego rosyjskiego zespołu stał się jedynie pretendentem do gry w pucharach. Rokrocznie za cel stawia sobie mistrzostwo, ale zawsze coś pójdzie nie tak. Kończy się na walce o podium i pojedynczych przebłyskach z największymi rywalami. Nie chcemy robić nadziei, że podopieczni Skorży psim swędem awansują do następnej rundy. Ale „Krasno-Biełyje” mają ten problem, że muszą wygrać ten dwumecz. Inaczej rosyjski „kuzyn” JW utnie im pensje.
Zestawianie ze sobą jedenastek obu drużyn to szaleństwo. Na krótko po losowaniu wskazaliśmy kilka bardziej znanych nazwisk. Potencjał ekonomiczny też odłóżmy na bok – przepaść. Odwoływanie się do przeszłości i bojów obu drużyn w fazie grupowej LM w 1995 roku również nie ma większego sensu. Inne dzieje, inne realia. Wtedy trzon zespołu Spartaka tworzyły same legendy rosyjskiej piłki – Czerczesow, Onopko, Nikiforow, Alienicziew, Tichonow. Gwiazdy można wymieniać dalej, taką był nawet trener Oleg Romancew. Próżno szukać w obecnym Spartaku piłkarzy na miarę wyżej wymienionych.
Sytuację Rosjan ratuje jedynie fakt, że przepisy ligowe zakładają, że na boisku musi być ich pięciu. Gdyby nie to, w „Krasno-Biełych” mielibyśmy odbicie lustrzane Wisły. Góra dwóch kopaczy znad Wołgi, a reszta składu uzupełniona słono opłacanymi gwiazdorami z Ameryki Południowej. Sytuacja okazuje się na tyle ekstremalna, że działaczom tamtejszego związku piłkarskiego zamarzyły się gwiazdy z importu. O Ananidze już pisaliśmy, ale… w grę wchodziły nawet powołania do kadry dla czarnoskórego asa rywala Legii, Wellitona.
Ważną informacją dla sztabu Skorży powinien być fakt, że Brazylijczyka od dłuższego czasu prześladują kontuzje. Welliton był w przeszłości dwukrotnie królem strzelców ligi, a ostatnimi czasy do siatki trafiał na PlayStation. Kiedy już postawiono go na nogi, zaczął ładować po staremu – od razu w trzech meczach z rzędu. Z Legią będzie grał na „głodzie”, bo nim się rozkręcił, skończyła się runda. W swojej naturalnej dyspozycji jest nie do zatrzymania i szybko zauważono, że mógłby przydać się w reprezentacji.
– Jeśli otrzymałbym propozycję od Rosji, przyjąłbym ją. W Brazylii patrzy się tylko na piłkarzy z czołowych klubów, a ja grałem w małym Goias, gdzie nikt nie mógł mnie zauważyć – mówił 24-latek. Wywiązała się awantura, zdania autorytetów były podzielone. Zaufano Arszawinowi, który powiedział „nie”. Przypomniał, że istnieją takie nazwiska jak Kierżakow, Pawluczenko i Pogriebniak. „Sborna” obejdzie się bez Wellitona i pozostanie… „czysta rasowo”. Ł»aden piłkarz spoza terenów byłego ZSRR jeszcze dla niej nie zagrał. Niemniej, przybysz z Brazylii umie kąsać, choć o bramki będzie mu trudniej.
Wszystko przez Alexa i Ibsona. „Kanarkowy” duet uszczuplił tego lata kadrę Spartaka i zdecydował się na powrót do Brazylii. Wcześniej stanowił o obliczu zespołu, lecz miał dość wycieczek do Rostowa nad Donem, Nowosybirska i Tomska. Zwłaszcza, że trofeów w klubowej gablocie nie przybywało. Łatwo było się zniechęcić do wszystkiego. Prawie wszystkiego, bo od ich pensji zwykłym ludziom przewróciłoby się w głowie. Ostatecznie Ibsona nie przekonały nawet lepsze perspektywy w Rubinie Kazań. Obaj koniecznie uparli się tego lata na powrót do domu. Wylądowali kolejno w Santosie i Corinthians. Alex przed wyjazdem do Sao Paulo oddał opaskę kapitana 22-letniemu Siergiejowi Parszywlukowi.
Potknięcia z warszawianami nie przełknąłby jeden człowiek. Nazywa się Leonid Fiedun i należy do najbardziej wpływowych biznesmenów w rosyjskim futbolu. Rządzi Spartakiem, a przy okazji jest prawą ręką właściciela Łukoilu finansującego klub. Ewentualne niepowodzenie w pucharach zrzuciłoby gromy na głowę oligarchy. Kibice są coraz bardziej zniecierpliwieni. Siedem lat rządów Fieduna przyniosło jedynie srebrne i brązowe medale Priemjer Ligi. Chuligani już raz dali w tym sezonie upust swoim emocjom. Na wyjeździe z Kryljami Sowietow Samara:
Fiedun desperacko stara się przywrócić potęgę zespołu, który rozdawał karty w lidze w latach 90-tych. Nie mógł patrzeć na nieudolną pracę swoich trenerów i przed dwoma laty postanowił zaprosić do współpracy Romancewa. W roli konsultanta, zwykłego doradcy. Dla Romancewa dobro Spartaka było najważniejsze. Dawał gwarancje, że nie będzie patrzył wilkiem na trenera i wywierał presji jak Antoni Piechniczek, kiedy po latach wykonywał drugie podejście do pracy w kadrze. Ścieżka do mistrzostwa wciąż była daleka…
Trzeba było sięgnąć po kolejną ikonę. W Waleriju Karpinie upatrywano klubowego ambasadora, ale skończyło się na funkcji dyrektora sportowego. A że droga z dyrektora na trenera była krótka i łatwa do pokonania, postanowiono go wypróbować. Były trener stał się konsultantem, były gwiazdor trenerem. Wszystko wydarzyło się w tym samym czasie. Skoro jest średnio, to gorzej już nie będzie. A jednak było. Na tyle źle, że po fatalnym początku obecnego sezonu Karpin podał się do dymisji. Fiedun postanowił rozpocząć poszukiwania zagranicą. Wszystko zakończyło się fiaskiem.
– Marcello Lippi odrzucił ostatecznie naszą ofertę. Z kolei zatrudnienie Louisa van Gaala nie jest obecnie możliwe – mówił krezus. Karpina nakłoniono, by pozostał na stanowisku, dopóki nie znajdzie się fachowiec z absolutnego topu. Po drodze odpadła jeszcze kandydatura Claudio Ranieriego. Można zatem było reaktywować projekt… zatrudniania klubowych legend.
U boku Romancewa i Karpina brakowało tylko kogoś, kto byłby skłonny jeszcze trochę pokopać. Wybór padł na Andrieja Tichonowa, ulubieńca Romancewa. Razem wygrali osiem razy mistrzostwo, stworzyli rosyjski duet Ferguson-Giggs. Mimo 40 lat na karku, Tichonow trafił do pierwszego zespołu i był najgłośniejszym transferem przed startem tegorocznych rozgrywek. Ale jego forma sportowa była na tyle marna, że zrobiono go asystentem Karpina i ostatecznie przeniesiono do rezerw.
Kolesiostwo połączone z presją wyniku. Poza boiskiem wszyscy wzajemnie klepią się po plecach, a na boisku kopią po czołach. Zapomnijmy na chwilę o tabeli. Szóste miejsce to chyba obecny kres możliwości Spartaka. Rywale z miejsc 1-3 wydają większe pieniądze, dystansują „Krasno-Biełych” na tyle, że są oni obecnie trzecim klubem w Moskwie. Większy potencjał ma też Rubin i Anży Machaczkała. A skoro o Anży mowa… Mamy zły prognostyk dla Legii.
Spartak sprawił w miniony weekend ogromną niespodziankę. Trudno użyć innych słów, kiedy zdążył przyzwyczaić kibiców do tragikomicznych blamażów. 0:4 z FK Rostów i 1:3 z Kubanią Krasnodar może przydarzyć się w Fifie 11 na poziomie „world class”, ale nie w rzeczywistości. Dla odmiany Spartak rozbija bogacza z Machaczkały 3:0. Zimny prysznic na taką skalę? Tylko w Rosji, krainie kontrastów. Absurdów dotyczących ostatniej rywalizacji obu zespołów można wskazać więcej…
W ciągu kilkudziesięciu godzin szeregi Anży wzmocni Samuel Eto’o, ale niewiele osób zdaje sobie sprawę, że piłkarz już dawno temu mógł wylądować w Rosji. Co więcej, w roli pupila Fieduna. Mógł być kimś, kto oczyściłby właściciela z jego wszystkich grzechów i błędnych decyzji. Przede wszystkim miałby przywrócić mistrzostwo na Łużniki. Na przeszkodzie stanęła opieszałość działaczy i próba zaoszczędzenia. Dziwne, kiedy mówimy o rosyjskich oligarchach, prawda?
– Był moment, kiedy mogliśmy kupić Eto’o i Patrica Evrę. Kameruńczyk strzelił przeciwko nam bramkę w 2004 roku, kiedy grał jeszcze w Mallorce. Hiszpanie zaoferowali nam go za 10 milionów. Doszliśmy do wniosku, że to było zbyt dużo… A potem Barcelona wykupiła go za 15 – mówił kilka miesięcy temu Jurij Pierwak, były dyrektor Spartaka Moskwa. – Evra był natomiast do wzięcia za darmo. Musieliśmy jedynie dogadać się z jego agentem, ale słyszeliśmy, że ma ciężki charakter i zrezygnowaliśmy – dodawał.
Szczęście po stronie Karpina i jego piłkarzy, że w tym sezonie nie dojdzie już do rewanżu za niedzielny pogrom. Eto’o zamiast gwiazdą Spartaka mógłby szybko okazać się jego katem. Na to trzeba będzie poczekać kilka miesięcy. Lepiej, żeby kibice Spartaka oznaczyli ostatni triumf w kalendarzu. Będą mieli do czego wracać, bo rywal zrobił kolejny krok do przodu. Spartak chce uczepić się czołówki za wszelką cenę, ale utrzymanie czwartego miejsca oznaczałoby niemałą sensację. Media mają innych faworytów.
Bardzo dobrą prasą w Moskwie cieszy się obecnie Dinamo, któremu poświęca się dużo uwagi w poniedziałkowym wydaniu „Sport Expressu”. Spartak pierwszy raz od dawna zapracował na komplementy. Fiedun po ostatnim ligowym zwycięstwie miał już dość zarzutów pod adresem swojego zespołu na przestrzeni ostatnich tygodni. – Statystyka naszych ostatnich meczów mówi sama za siebie: trzy zwycięstwa, jeden remis. Nie możemy pokładać nadziei wyłącznie w zlepku gwiazd, takich piłkarzy jak Dziuba i Kozłow nie kupowaliśmy – mówił.
Ostatnie zdanie i napomknięcie o wychowankach ma ewidentny przekaz – „nie jesteśmy już w stanie bić się z najbogatszymi”. Fiedun wyhamował, zaciągnął hamulec od pieniężnej karuzeli. Niekoniecznie z własnej woli. Uwagę próbuje odwrócić na wychowanków, kiedy na wielkie nazwiska brak mu już środków. Kiedyś był największym prowodyrem kominków płacowych. W czasach, kiedy gwiazdami ligi rosyjskiej mogli być Andriej Kariaka i Hector Bracamonte, on płacił Fernando Cavenaghiemu 1,5 miliona euro rocznie.
Po latach kapryśny miliarder coraz częściej krytykuje działaczy pozostałych klubów. W rewanżu na nosie zagrał mu z dalekiego Londynu Abramowicz. Zablokował transfer Jurija Ł»yrkowa z Chelsea do Spartaka tylko dlatego, że sympatyzuje z CSKA Moskwa. Co gorsza, piłkarz miał w swoim CV pięcioletni romans z wojskowym klubem. Temat transferu upadł z dnia na dzień. Kibice będą podziwiać Ł»yrkowa w Dagestanie. Z korzyścią dla piłkarza, bo będzie doił znacznie głębszą kieszeń Sulejmana Kierimowa, właściciela Anży. Spartak musi się zadowolić transferami Demy’ego de Zeeuwa i Emmanuela Emunike, za łączną kwotę – bagatela – 17 milionów euro. Takie sumy nie robią już jednak na nikim wrażenia. Przynajmniej w Rosji.
Oczywiście, że życzymy Legii zwycięstwa w dwumeczu. Na Łużnikach dzieje się najgorzej od wielu lat, ale to dla nas żaden powód do hurraoptymizmu. Nikt w Moskwie nie bierze pod uwagę blamażu w nadchodzących starciach. Planem minimum jest wyjście z grupy Ligi Europy, choć w ligowym krajobrazie „Krasno-Biełyje” przypominają mauzoleum Lenina. Nawoskowanego trupa, który straszy w szklanej trumnie. Musiałaby się jednak wydarzyć wielka tragedia, żeby skutecznie nie przestraszył warszawian…
FILIP KAPICA

