Od dawna balansowała na krawędzi. Miała stać się piłkarskim kolosem na silnych nogach. Ale przecież nie budowana w oparciu o Karwanów, Moskalewiczów i Chmiestów… Wymiana całego składu też niewiele jej dała. Arka Gdynia dalej pokutuje za organizacyjne grzechy. Rozrzutność, zaniedbanie i bezmyślność. Po spadku z Ekstraklasy znów wietrzy kadrę. I zaczyna sezon pierwszej ligi z ostatniego miejsca. – Niestety, to prawda stara jak świat: do góry idzie się ciężko. W dół spada szybko – mówi jej nowy trener, Petr Nemec. Pytanie, czy to tylko przypadkowy falstart? I na co właściwie stać dziś gdyński klub?
„Arka potrzebuje katharsis. Spadek może jej pomóc” – pisał pomorski oddział „Gazety Wyborczej”, analizując przyczyny degradacji. Sytuacji, w którą w Gdyni nie wierzą do dziś. Nie wiedząc, jak można było do niej dopuścić. Wykonać taki ukłon w kierunku Cracovii i roztrwonić jedenaście punktów przewagi. Ale teraz zastanawiają się nad tym już tylko kibice. Arka wymieniła trenera, sztab i niemal wszystkich piłkarzy. W jedenastce, która wybiegła na pierwszy mecz sezonu nie było ani jednego zawodnika, który uczestniczyłby w kończącym poprzedni sezon blamażu we Wrocławiu. Tylko Mirko Ivanovski wszedł na boisko z ławki.
Można rzecz – „całe szczęście”. Czas na zmiany, gorzej być nie może. Ale czy na pewno? – Skład wygląda obiecująco. Mieszanka młodości z zawodnikami, którzy grali kiedyś w Ekstraklasie. To powinno się sprawdzić, ale na razie nie wypaliło – recenzuje legenda klubu, Janusz Kupcewicz.
No właśnie. Najdelikatniej mówiąc, nie wypaliło…
0:0 z Wartą Poznań
2:2 z Piastem Gliwice
0:3 z Sandecją Nowy Sącz
1:2 z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza
W efekcie – dwa punkty na koncie i ostatnie miejsce w tabeli pierwszej ligi. I nie ma nawet co się tłumaczyć niekorzystnym ułożeniem terminarza. – Wstyd i hańba, cała Polska się z nas śmieje – skomentował młody Wilczyński. Nie minęły trzy tygodnie od startu, a piłkarze już wypowiadali nieśmiertelne „wypada tylko przeprosić kibiców”. Ci zresztą, to na razie jedyny element klubu, godny wystawienia pozytywnej cenzurki. Na przedsezonowej prezentacji zespołu zjawili się w liczbie trzech tysięcy osób. Były śpiewy, oprawa, a nawet pirotechnika za zgodą klubu. Mecze w Gdyni też notują najwyższą frekwencję w lidze. Na inaugurację z Wartą przyszło pięć tysięcy ludzi. Na Piasta o tysiąc więcej. – Po ostatnim meczu aż głowa bolała… Całe rodziny kupują bilety, żeby nas oglądać, a my nie dajemy im żadnej satysfakcji – narzeka Ensar Arifović, którego Petr Nemec ściągnął za sobą z Floty Świnoujście.
Pierwszoligowy budżet Arki wynosi – podobno – około siedmiu milionów złotych. Zdaniem działaczy, powinien wystarczyć na powrót do Ekstraklasy. – Do tej pory sytuacja finansowa była płynna. Ale ostatnio pojawiają się różne głosy na temat stabilności klubu… – mówi Kupcewicz. – W Arce od kilku lat jest problem z zarządzaniem. Działacze nie mają żadnego długofalowego planu. Nie tworzą żadnego szkieletu. Nie ma pięciu, sześciu zawodników, którzy ciągnęliby zespół, tylko ciągła rotacja. Dziesięciu przychodzi, dwunastu odchodzi. Do tego oglądani na płytach, a nie faktycznie obserwowani. I to nie trwa od dzisiaj. Myślę, że organizacyjnie jest bardzo źle i niewiele zmienia się od pięciu, sześciu lat – dopowiada.
Trudno orzec czy to, co dziś dzieje się w Gdyni, to początek budowy, czy zwykły chaos i prowizorka. Po spadku z Ekstraklasy odsunięto większość zawodników. Ci, którzy zostali – Płotka, Czoska, Budziński, Wilczyński, Siebert czy Ivanovski – niekoniecznie grają. O pozostałych można by pisać długo… Labukas odszedł do Brann Bergen, Szmatiuk z Bożokiem do Bełchatowa, Zawistowski do Zawiszy, Noll wyjechał do Iranu, a teraz testuje go Pogoń. Bednarek, Burkhardt czy Bruma wciąż szukają klubów.
W ich miejsce ściągnięto piętnastu nowych. Sześciu z listy trenera i czterech bezpośrednio z klubu, który dotąd prowadził – Floty Świnoujście. – Ale nie była to tylko moja decyzja. Przecież gdy przyszedłem do klubu, prawie nikogo tu już nie było – broni się Petr Nemec. Transfery wykonano bezgotówkowo, idąc mocno po kosztach… Wzięto Kuklisa z rezerw Widzewa. Spadkowiczów z Bytomia – Radzewicza i Juszczyka czy pozostającego bez klubu Łągiewkę. Kibice na forach narzekają na „testowany szrot”. A o swoich działaczach najczęściej pisząâ€¦ „ch*** z zarządu”.
Ich ocena gry zespołu też jest wyjątkowo chłodna. Arifovicia, który z drugim z napastników – Surdykowskim – rozumie się jak głuchy ze ślepym, mają za pupilka trenera. Narzekają na młodzieżowców – Czoskę czy Strzeleckiego i zapowiadanego jako kreatora gry (wolne żarty) Kuklisa. Kapitanem zespołu został Michał Płotka, ale już po pierwszej porażce okazało się, że to średni pomysł. Bo zamiast pomóc, po cichu schował się w szatni, jak i cała reszta… W kolejnym meczu nie zagrał. Z opaską wyszedł Mazurkiewicz, po czym strzelił samobója. A gdy zaraz po tym doznał kontuzji, liderem mianowano Arifovicia.
Do tego dochodzą problemy z Marcinem Budzińskim. Chłopakiem, którego historia mogłaby posłużyć na scenariusz do filmu. W wieku 18 lat debiutował przy Łazienkowskiej. Wygrał walkę z nowotworem. Wrócił do gry po złamaniu nogi, ale nie na dobre… Ostatnio nie zawsze łapie się w kadrze. „Marcin musi zmienić swoje podejście do piłki” – brzmi komunikat trenera i od razu wiadomo, co jest grane… Z pomorskiej grupy bankietowej chce wyrwać go Czesław Michniewicz.
Sam Nemec przyznaje: „Budujemy tę drużynę praktycznie od zera. Od samych podstaw i być może jest to jeden z powodów, dlaczego sytuacja wygląda, jak wygląda”. Czech nie jest trenerem, który sprawi, że życie piłkarza jest łatwe, proste i przyjemne. – Kto boi się pracy, ten stoi u niego na straconej pozycji – mówią piłkarze. W Świnoujściu nie miał wirtuozów, ale z materiału, jakim dysponował, wycisnął chyba maksa. Flota uważana była przy tym za najlepiej przygotowaną fizycznie drużynę pierwszej ligi. Nemec bez fałszywej skromności potwierdza. Ale w Gdyni niczego nie zbuduje w miesiąc. W Świnoujściu trwało to co najmniej dwa, trzy lata…
Arka w najbliższej kolejce zagra u siebie z Olimpią Elbląg. Jedną z czterech drużyn wciąż pozostających bez zwycięstwa. – Nikt nie spodziewał się takiej tragedii. Trzeba wziąć się w garść i wygrać, bo składu na pewno nie mamy gorszego. Już po Niecieczy kibice nie mieli do nas wielkich pretensji. Nie brakowało zaangażowania. Myślę, że byliśmy nawet lepszą drużyną. Ale jak nie ratowała ich poprzeczka, to ratował słupek, albo jakaś niesamowita interwencja bramkarza – zarzeka się Arifović.
Otwartych deklaracji nie ma. Działacze w ogóle nie chcą rozmawiać. Odsyłają do rzecznika… I przebąkują tylko, że planów o awansie nikt nie odłożył w kąt. Ale… Szanse najbardziej realnie ocenia sam Nemec: – Jeśli po poprzednim sezonie nikt mi tu prawie nie został, to wiadomo, że jest bardzo ciężko…
PAWEŁ MUZYKA