W prasie dużo o kadrze, trochę o Polanskim, no i oczywiście Piszczek. Poniżej mały wykaz…
PRZEGLĄD SPORTOWY
„Przegląd Sportowy” bez błysku. Jedyne, co nowego się dowiedzieliśmy – że Tomasz Brzyski z Polonii miał wielkie problemy z zatokami i że teraz wreszcie będzie mógł oddychać przez nos, dzięki czemu jego wydolność może wzrosnąć nawet o 50 procent. – Tomasz rzeczywiście wygląda o wiele lepiej niż wcześniej, przede wszystkim normalnie oddycha – skomentował trener Jacek Zieliński. Niezły ten piłkarz. Nie dość, że tylko z jedną nerką, to dodatkowo dopiero w wieku 29 lat zacznie normalnie oddychać. Ł»eby się za trzy lata nie okazało, że całą karierę gra bez soczewek, a ma minus 8 dioptrii. I wtedy przeczytamy: – Wreszcie widzę! I trener pochwali: – Tomek nareszcie zaczął dostrzegać partnerów.
Jest też w „PS” informacja, że budowany od 24 lat stadion Wisły będzie dalej budowany i na Ligę Mistrzów mogą się tam nie wyrobić. Do tego coś o operacji Arboledy i o nowych trenerskich twarzach w lidze (średnie).
Ale dyskusję o „Przeglądzie” zakończmy relacją z meczu Polska – Gruzja, zatytułowaną: „Z przodu jest dobrze”. Dobrze? Jest zajebiście! Polska oddała dwa celne strzały, grając u siebie z Gruzją. Zdecydowanie jest to siła ofensywna, jakiej nie powstydziłby się żaden szanujący się europejski kraj. „Z przodu jest dobrze” – Jezu…
A, jeszcze rzut oka na noty. Tomasz Jodłowiec oceniony o jeden punkcik niżej niż Robert Lewandowski. Czasami warto obejrzeć mecz, drodzy dziennikarze… Już nota 3 dla Jodłowca byłaby aktem łaski.
FAKT
W „Fakcie” chociaż bardziej trzeźwe podejście do meczu kadry: „Ledwo wygraliśmy z Gruzinami”. Dodatkowo dziennikarze tej gazety zwracają uwagę na wysoką formę Artura Boruca i Błażeja Augustyna, chociaż to trochę nadgorliwość: o wielkiej formie będzie można mówić, jak ruszą rozgrywki Serie A, bo meczów sparingowych nikt poważnie nie traktuje, a przynajmniej nie na tyle, by na ich podstawie powoływać kogoś do reprezentacji.
Dalej menedżer Bitona zapowiada, że ten zawodnik strzeli 20 goli w polskiej lidze, a Marcin Adamski wali po oczach tytułem: „Przecież my się kompromitujemy”. Adams, przecież my to wiemy! Powiedz lepiej, co nowego?
GAZETA WYBORCZA
W „GW” relacja z kadry i tekścik o Piszczku. Wybito, że „Polanski grał nieźle”. Nas ciekawi jedno – jak by został oceniany Polanski, oraz wszyscy inni reprezentanci, gdyby wczoraj zagrali dokładnie tak samo, a przegrali 1:3? A przecież było to bardzo możliwe i żadna zasługa Polanskiego, Głowackiego czy Jodłowca w tym, że 1:3 nie przegraliśmy…
SPORT
W „Sporcie” pokaz, jak się nie powinno robić okładek. Skoro dali wielki tytuł „Szczęsny show”, to oczywiste, że na zdjęciu do tego tytułu powinien był Szczęsny, a nie Błaszczykowski – to elementarz.
Ale dopiero w „Sporcie” absurdalne są noty z meczu Polska – Gruzja. Tutaj Jodłowiec ma 6, Wawrzyniak też ma 6 – i w opisach do tych ocen same zjebki. A Lewandowski? Oczywiście 6 i w opisie laurka. Konsekwencja jak u Franka Smudy.
Jeśli kogoś interesuje historia, to może rzucić okiem na tekst „Święta wojna polsko-niemiecka” (nie wiemy, co w wojnach polsko-niemieckich było świętego, ale ok…). Fragment:
W 1927 roku katowicki klub miał duże szanse na mistrzostwo Polski. O losach tytułu decydował mecz z Wisłą Kraków. Prowadził go sędzia Hanke. – Ten sam, który sędziował również pierwsze spotkanie 1. FC Katowice w Lidze Państwowej, zakończone efektownym 7:0 z Ruchem Hajduki Wielkie. Katowicka prasa niemiecka po tamtej grze rozpływała się nad pracą arbitra sugerując wręcz, by prowadził wszystkie mecze FC w sezonie – wspomina historyk-amator miasta nad Rawą, Marian Lubina. Do czasu wszakże… Po owej potyczce z Wisłą gazety bardzo się spolaryzowały. Polskie pisały o zdecydowanym zwycięstwie Wisły i wzorowej pracy rozjemcy, niemieckie – o wielkim oszustwie. Zresztą katowiczanie zeszli z boiska w 78 minucie, przy stanie 0:2, po nieuznaniu gola zdobytego przez nich i wyrzuceniu dwóch graczy. Henryk Reyman – znajomy Goerlitza z kadry – wykonał jeszcze „jedenastkę”, podyktowaną za wzięcie piłki do rąk przez Ernsta Joschke, i w annałach zanotowano rezultat 0:3. O stanie emocji wokół tego spotkania świadczą tytuły prasowe. „Przegląd Sportowy” wprost pisał o „świętej wojnie polsko-niemieckiej”. – Po raz pierwszy tato opowiedział mi o tym meczu, gdy miałem 15 lat – mówi dziś pan Alfred. – Zdradził, że po jakimś czasie spotkał tego sędziego w Łodzi. I ponoć usłyszał od niego: „nie mogłem nic zrobić”. Krótko mówiąc: nie mogło zdarzyć się tak, że pierwszym w historii mistrzem polskiej Ligi Państwowej zostanie klub niemiecki. Co do Reymana zaś – rzeczywiście znali się z ojcem, ale raczej nie darzyli sympatią. Wiślak był oficerem Wojska Polskiego, ojciec – mimo występów w polskiej reprezentacji – nigdy nie krył niemieckich korzeni.
SUPER EXPRESS
W „SE” dwa większe materiały. Pierwszy – wywiad ze Zbigniewem Bońkiem. Fragment…
– Co pan myśli o sprawie Łukasza Piszczka? Słusznie go zdyskwalifikowali czy nie?
– Bardzo mi się spodobało jego zachowanie, kiedy oświadczył, że przyjmuje te sześć miesięcy kary i wróci do kadry dopiero po tym okresie. To takie symboliczne odcierpienie występku sprzed lat. Kiedy jednak potem zaczęło się zamieszanie, Piszczek pomyślał o odwołaniu, to już to wszystko podobało mi się znacznie mniej. Jego pierwsza decyzja była najlepsza.
– Może jednak planuje odwołanie, bo obawia się, że kara zostanie rozciągnięta na Bundesligę i Ligę Mistrzów?
– Jak to?! To niemożliwe!
– Chyba jednak możliwe, choć nikt pewności nie ma…
– A nie, to w takiej sytuacji byłbym pierwszym, który Piszczka by bronił. Bez przesady, pół roku zawieszenia we wszystkich rozgrywkach oznaczałoby zrobienie z niego polskiego symbolu korupcji, a tak przecież nie było. Nie no, to już byłaby k… przesada. Co innego nie grać przez pół roku w kadrze, czyli raptem przez 1,5 meczu, a co innego w klubie. Ale właśnie taki jest skutek działania szalonych ludzi z Wydziału Dyscypliny. Różni tam już bywali, a teraz mamy kolejnego „fenomena”. Chcą wykorzystać swoje pięć minut, ogrzać się w mediach, tylko że w ich decyzjach materii i rozumu jest bardzo mało. Gdyby Piszczkowi groziła dyskwalifikacja na wszystkich frontach, to powinien z nią walczyć na śmierć i życie.
(…)
– Kolejny punkt zapalny to Eugen Polanski. Pół Polski chce na niego gwizdać, a pół klaskać. Pan by gwizdnął czy zaklaskał?
– Ani jedno, ani drugie. Ale nie podoba mi się to, że on jest w reprezentacji. Po pierwsze ze względu na jego wcześniejsze wypowiedzi, a po drugie za dużo w tym komercji, a za mało serca.
No i drugi – o tym, że Łukasz Fabiański mieszka akurat w tym miejscu, gdzie trwały ostatnio zamieszki. Interesujące.
W ostatnich dniach ostatnie, co można powiedzieć o Enfield, to że jest tam cicho i spokojnie. Północne przedmieścia Londynu to arena najgwałtowniejszych zamieszek.
– Tam, gdzie mieszka „Fabian”, jest bardzo niespokojnie. Dlatego jak słyszę, co się w Enfield dzieje, to aż niepokoję się o Łukasza – mówi Szczęsny. – Muszę do niego zaraz zadzwonić. Oby odebrał, bo będę się zamartwiał – dodaje Wojtek.
W czasie wojny chuliganów z policją w Enfield spłonął już ogromny magazyn ze sprzętem elektronicznym. Plądrowane są sklepy, płoną samochody, na przechodniów napadają bandyci, okradając ich i zastraszając. Doszło do tego, że w ostatnią noc w dzielnicy, w której mieszka Fabiański, na ulice wyszli mieszkańcy okolicznych osiedli zdecydowani bronić miasta i swojego dobytku wobec bezradności policji.




