1 sierpnia, jako pierwsi, poinformowaliśmy, że mistrz Belgii, Genk, jest zdecydowany na kupno Grzegorza Sandomierskiego (przed nami nikt o tym klubie nie wspominał). Później zaczęła się kotłowanina. 6 sierpnia pod wieczór prezes Celtiku Glasgow zatelefonował do menedżera młodego bramkarza i poinformował go, że w najbliższych dniach spełni żądania Jagiellonii Białystok, więc piłkarz ma być przygotowany do wyjazdu na Wyspy. Od tego momentu wydawało się, że Sandomierski będzie klubowym kolegą Łukasza Załuski.
Dzień później Szkoci zaczęli się targować – o dokładną sumę (7 sierpnia zaproponowali 1,65 miliona euro), sposób płatności, rozkład rat. Byli bardzo pewni swego, niespecjalnie się spieszyli, ale… zlekceważyli konkurencję Belgów i – wszystko na to wskazuje – przegrali na ostatniej prostej.
Sandomierski jest już jedną nogą w Genku. Szkoci działali po szkocku, czyli chcieli przyoszczędzić. Pomyśleli: – A co tam, potargujemy się jeszcze chwilę, może zbijemy sumę o chociaż 200 tysięcy euro… Przekombinowali. Być może zgubiła ich pewność, że sam piłkarz nie będzie chciał przejść do Belgii, mając możliwość transferu do Glasgow.
Na dziś tylko jakiś nagły zwrot akcji mógłby sprawić, by Celtic przelicytował Genk. To się raczej nie wydarzy (chociaż przy transferach sytuacja zawsze jest dynamiczna). Raczej – czyli na 90 procent Sandomierski jest w Genku. Ale na 100 procent odejdzie z Jagiellonii.
Genk wciąż walczy o udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów. W ostatniej rundzie eliminacyjnej zagra z izraelskim Maccabi Hajfa.