Wtopa goni wtopę

redakcja

Autor:redakcja

04 sierpnia 2011, 21:48 • 9 min czytania

Miał być królem, który ze slumsów trafi na piedestał. Okazał się totalną wtopą. I to taką, o której będzie się mówiło przez lata. Kot w worku nie okazał się nieoszlifowanym diamentem. Okazało się, że nadawał się tylko do gry na betonie. Bo kiedy wychodził na murawę, była szydera. Odejście Bebe to pretekst, by wrzucić Fergusonowi ciężki kamień do ogródka. I to nie pierwszy. Czas przypomnieć sobie o gościach, przez których Sir Alex żuł gumę bardziej nerwowo niż zwykle. Przed wami lista największych wtop transferowych Old Trafford z ostatnich lat.

Wtopa goni wtopę
Reklama

10. Diego Forlan (z Indepediente Buenos Aires, 6,9 miliona funtów, 2002 rok)

Najlepszy piłkarz mundialu w RPA musiał się tu znaleźć. Dlaczego? Teraz to brzmi śmiesznie, ale posiadacz Złotego Buta potrzebował aż 19 występów, by zdobyć pierwszego gola dla United. 63 mecze w Premier League, 10 bramek. Temu panu już dziękujemy. Urugwajczyk zdobył w trzy sezony mniej trafień niż Javier Hernandez. Jedynym bramkarzem, który padł na kolana przed „Nie-Boskim Diego” był… Jerzy Dudek. Blondwłosy napastnik wsławił się także nieprawdopodobnym pudłem w sparingu z Juventusem Turyn.

Reklama

Forlan zdołał przeżyć na Old Trafford większe upokorzenie. Już po odejściu z klubu przyznał, że sam sprowokował Fergusona, by ten się go pozbył. Szkot zasugerował swojemu piłkarzowi, by korzystał z obuwia przystosowanego do gry na mokrej murawie. Urugwajczyk puścił uwagę menedżera mimo uszu i wolał grać w krótszych wkrętach. Efekt? W dogodnej sytuacji w meczu z Chelsea poślizgnął się i upadł na murawę. Po meczu Ferguson wziął parę jego butów i cisnął nimi o ziemię. Był to ostatni mecz Forlana w barwach Manchesteru United.

9. Alan Smith (z Leeds United, 7 milionów funtów, 2004 rok)

Ściągnięty z Leeds United z łatką jednego z najzdolniejszych napastników na Wyspach. Przed transferem kilka razy wypowiadał się… negatywnie o swoim przyszłym pracodawcy. – Nigdy nie przejdę do Man United – odgrażał się w prasie. Jego słowa były tyle warte, co gra w ofensywie. Ferguson przekwalifikował go na defensywnego pomocnika. Smith wczuł się w tę rolę i po odejściu Keane’a stał się kolejnym boiskowym rzeźnikiem. Brutalna gra i – paradoksalnie – zbyt wielkie zaangażowanie niemal pozbawiły go nogi. Po zablokowaniu atomowego strzału Johna Arne Riise doznał złamania kostki i pauzował przez 7 miesięcy. Potem odszedł do Newcastle i skupił się już wyłącznie na tym, by ciąć równo z trawą.

Przed kilkoma dniami pojawiły się doniesienia, że Smith znalazł się na liście życzeń swojego pierwszego klubu. Problem w tym, że dla kibiców jest w Leeds zdrajcą numer jeden. Po jego przeprowadzce do Manchesteru, fani „Pawi” nie tylko palili koszulki z jego nazwiskiem, ale także szturmowali jego rodzinny dom. Piłkarz nie przyniósł też szczęścia swoim kolegom z Manchesteru, kiedy postanowił ich odwiedzić. Był naocznym świadkiem potwornej kontuzji kostki Antonio Valencii w meczu z Glasgow Rangers. Po meczu gracz Newcastle dodawał otuchy ekwadorskiemu piłkarzowi, bo sam przechodził przez ten koszmar. Z tą różnicą, że po długiej przerwie Latynosowi udało się wrócić do bardzo wysokiej formy. A Smithowi pozostała tylko gra w słabszych zespołach.

8. David May (z Blackburn Rovers, 1,2 miliona funtów, 1994 rok)

Zdobywca pucharu i superpucharu kraju z tym zespołem (FA Cup i Tarcza Wspólnoty). A w dorobku ma jeszcze triumfy w Premier League i w Lidze Mistrzów. W Manchesterze pozostawał tylko zapchajdziurą i do żadnego z wymienionych sukcesów nie przyłożył ręki. Przynajmniej zaczął tam godnie – jak na piłkarza – żyć, bo w Blackburn płacono mu zaledwie 500 funtów tygodniowo. Ferguson przeważnie wpuszczał stopera na końcówki rozstrzygniętych meczów. Ale to wystarczało do odebrania medalu. Tworzył za to dobrą atmosferę w szatni. May trudnił się obcinaniem sznurówek w butach kumplom z zespołu. Dobre i to. Ofiarą jego figli padał często Jordi Cruyff. I to właśnie Holender wywinął największy dowcip całemu klubowi. W 1997 roku zabrał ze sobą na charytatywny mecz do Barcelony Erica Cantonę. Uroki miasta na tyle uwiodły Francuza, że ten parę miesięcy później zakończył karierę i osiadł tam na stałe. Ferguson przyznał, że Cruyff musiał przyłożyć do tego rękę. A rozjuszył go nie kto inny, jak May. Na domiar złego, obrońca przyznał, że był w dzieciństwie fanem Manchesteru City. Prawdziwy kabareciarz.

7. Mark Bosnich (z Aston Villa, wolny transfer, 1999 rok)

Pierwszy, lecz nie ostatni z bramkarzy, którzy zasłużyli sobie na miejsce w zestawieniu. Na Old Trafford miał zastąpić wielkiego Petera Schmeichela. Z Duńczykiem miał jednak tylko jedną cechę wspólną. Obaj w momencie transferu do United mieli 27 lat. Kiedy stanął miedzy słupkami, zdruzgotany Ferguson poleciał do Monaco po Fabiena Bartheza. Z przyjściem Francuza natychmiast pożegnał się z bluzą z numerem 1 i w pierwszym zespole już nie zagrał. Jego najlepszy występ w klubie przypadł na mało prestiżowy mecz o Puchar Interkontynentalny, gdzie zatrzymał zespół Palmeiras. Bosnich szybko przekonał się, że los bywa przewrotny. Beznadziejny mecz w Klubowych Mistrzostwach Świata z innym brazylijskim rywalem – Vasco da Gama – sprawił, że postawił na siebie krzyżyk. Wraz z Garym Nevillem sprezentował rywalom dwa gole, a „Czerwone Diabły” nawet nie wyszły z grupy.

W 2001 roku bez żalu oddano go do Chelsea, gdzie imponował nadwagą godną Macieja Nalepy i szokował opinię publiczną rekordowymi ilościami wciąganej kokainy. Swego czasu Bosnich zarabiał 42 tysiące funtów tygodniowo… by po paru latach zostać uznanym bankrutem przez sąd w Londynie. Powodów tego stanu rzeczy mogło być wiele. Mogła za tym stać poniekąd jego kochanka, Sophie Anderton. Angielska modelka nie odmawiała sobie białego proszku w towarzystwie bramkarza i w amoku świadczyła usługi seksualne po 15 tysięcy funtów za godzinę. I tu pies pogrzebany. Stan konta Bosnicha mocno ucierpiał. Trudno swoje życie przeobrazić w większe bagno.

6. Roy Carroll (z Wigan Athletic, 2,5 miliona funtów, 2001 rok)

Wojciech Kowalczyk pisał w swojej biografii, że bramkarze nie są do końca normalnymi ludźmi. Potwierdzeniem tej tezy jest Irlandczyk z Ulsteru. Swego czasu zdołał sprezentować Milanowi awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, a także puścić gola po strzale z połowy boiska. Pedro Mendel miał pecha, sędzia trafienia nie uznał. Był to początek końca Carrolla jako zawodowego piłkarza. Po odejściu z Old Trafford słychać było tylko o jego nałogach. Nadużywaniu alkoholu i hazardzie. Niedawno zainteresowała się nim Polonia Warszawa, ale Józef Wojciechowski szybko się opamiętał. Dobrze, że czyta nasze newsy.

5. Kleberson (z Atletico Paranaense, 6,5 miliona funtów, 2003 rok)

Po mundialu w 2002 obwołany geniuszem środka pola. Dziś jego imię budzi tylko politowanie. Przybić piątkę może z nim Bebe, bo obaj szczęścia po wyjeździe z Anglii musieli szukać w Besiktasie Stambuł. Kleberson nigdy nie rozwinął skrzydeł, a podczas pobytu na Old Trafford nieustannie trapiły go kontuzje. Nie wywalczył miejsca, mimo że konkurentów miał fatalnych. Starzejącego się Nicky’ego Butta, nieopierzonego Darrena Fletchera, tragicznego Liama Millera i równie koszmarnego Erica Djemba-Djemba. Zagrał tylko w dwudziestu meczach ligowych. Na więcej nie pozwoliły mu kolana. W odróżnieniu od Olisadebe ani przez moment nie groziło mu bezrobocie. Flamengo miało go już co prawda dość, ale wrócił do klubu, którego jest wychowankiem – Atletico Paranaense.

4. Massimo Taibi (z Venezii, 4,5 miliona funtów, 1999 rok)

Trzeci i ostatni z bramkarzy. Wreszcie prowadzący normalne życie poza boiskiem, a przynajmniej z dala od mediów. Tyle, że najzupełniej w świecie nie był stworzony do gry na tak wysokim poziomie. Przegrany czuł się już w tunelu prowadzącym na boisko – Transfer do United jest dla niektórych graczy przekleństwem. Piłkarze są stymulowani przez presję i ogromne oczekiwania. Niektórym musi nie wyjść – pisał w swojej biografii Ferguson. Massimo spędził w Manchesterze tylko cztery miesiące, a później rozpoczął tułaczkę po włoskich średniakach. Prasa w Anglii zdążyła nadać mu pseudonim „Ślepy wenecjanin”. Za co? Za to.

3. Eric Djemba-Djemba (z Nantes, 3,5 miliona funtów, 2003 rok)

Hurraoptymiści widzieli w nim nawet następcę Roya Keane’a. Czarnoskórego pomocnika z irlandzkim twardzielem łączyła jednak tylko pozycja na boisku. Djemba-Djemba przyciągał oko egzotycznym nazwiskiem, bo niczym tak naprawdę nie potrafił zaimponować. Technika, kreatywność, podanie, przegląd pola – wszystko godne zawodnika co najwyżej z League One. Niech pozostanie tajemnicą, jakim sposobem ten marny futbolista znalazł się w pierwszej jedenastce Manchesteru United. Dla Aston Villi samo namaszczenie przez Fergusona wystarczyło by postawić na Kameruńczyka. Niewiele później trafił do… Odense, gdzie pograł z Arkadiuszem Onyszką.

Jeszcze za czasów gry w Anglii podzielił los Bosnicha i ogłoszono go bankrutem. Nie przyczyniła się do tego kokaina, ale jeśli spojrzeć na wypowiedzi Kameruńczyka… można być innego zdania. Djemba-Djemba przekonywał na łamach „The Sun”, że Cristiano Ronaldo jest większym fanem Barcelony niż Realu Madryt. Twierdził tak już po przeprowadzce Portugalczyka do stolicy Hiszpanii. Poczucie humoru, którego nikt nie rozumie lub zatracony kontakt z rzeczywistością. Chyba jednak to drugie.

2. Juan Sebastian Veron (z Lazio Rzym, 28 milionów funtów, 2001 rok)

Szkocki menedżer częściej mylił się sprowadzając graczy anonimowych. Liama Millera, Donga oraz Manucho (biografia podobna do Bebe) na Old Trafford nikt już nie pamięta. Wspomnienie o graczu z wielkim nazwiskiem jest znacznie bardziej bolesne. Trudno jednoznacznie sprecyzować, czy Veron był porażką Fergusona na rynku transferowym. Argumentów „za” jest jednak zbyt wiele. Argentyńczyk został w 2001 roku najdroższym piłkarzem w historii Premier League. Ale już po dwóch sezonach przeprowadził się do budowanej przez Abramowicza Chelsea. Ferguson dał Latynosowi mały kredyt zaufania. Bardziej wyrozumiały okazał się dla sprowadzonego za podobną sumę Dymitara Berbatowa.

Veron miał na tyle dość Anglii, że nie skorzystał nawet z bajecznej oferty Manchesteru City. Przed rokiem 36-latek znalazł się na liście życzeń Roberto Manciniego. Co go tak spłoszyło? Ponoć chciał pozostać blisko swojej rodziny. Gadka w stylu Carlosa Teveza. Fakty są jednak takie, że deszczowe miasto nie okazało się dla niego zbyt przyjazne. Nazywany „małą czarownicą” Latynos w ogóle nie pasował do gry u boku Roya Keane’a. Błyszczał tylko podczas wymuszonych absencji Irlandczyka. Ferguson próbował wystawiać go nawet na prawym skrzydle. I ten pomysł okazał się kompletną klapą. Veron odzyskał radość z gry dopiero na Półwyspie Apenińskim, kiedy sięgnął po niego Inter. Do formy znanej z Lazio wrócił jednak dopiero… w Argentynie, już w Estudiantes La Plata. Dziennik „The Daily Telegraph” najlepiej podsumował jego nieudaną przygodę z wyspiarskim futbolem – „Odpowiedni człowiek w nieodpowiednim miejscu”.

1. Bebe (z Vitorii Guimaraes, 7,4 milionów funtów, 2010 rok)

Ferguson dopiero w swojej biografii wyjaśnił, że o sprowadzeniu Taibiego na Old Trafford zdecydowała rekomendacja jego brata. Upływa ponad dekada i do klubu przyjeżdża nieznany Bebe, o którym pochlebnie wypowiadał się z kolei Carlos Queiroz. Teraz Portugalczyk wylatuje do Stambułu. Wcześniej zrobił sobie nad Bosforem niezłą reklamę, bo w Lidze Mistrzów trafił do siatki Bursasporu. Bebe zyskał sporą sympatię w zespole mistrza Anglii, imprezując głównie w towarzystwie Andersona. Brazylijczyk poskarżył się nawet mediom, że przygarnął go pod swój dach, by pomóc mu w aklimatyzacji. Ten wyjadał mu całą zawartość lodówki. Warto przypomnieć, że wcześniej willa Andersona słynęła z imprez „bunga-bunga”, więc życie Bebe z pewnością stało się kolorowe poza boiskiem.

– Będę wspaniałym graczem dla Manchesteru United. Nie wiem tylko kiedy będę gotowy do gry w pierwszym zespole – mówił po transferze. Teraz wszyscy już znamy odpowiedź na to pytanie. Nigdy. Nie pomogła nauka angielskiego z Nanim i szybka aklimatyzacja w domu Andersona. Pozostała okazała galeria zdjęć z wręczania trofeum za mistrzostwo Anglii. Bebe medalu oczywiście nie otrzymał. Na zagranicznych forach fani United śmiali się, że wyglądał jak kibic, który wygrał konkurs na zrobienie sobie kilku zdjęć z pucharem. Portugalczyk wyglądał jak intruz na wielkim przyjęciu. Ze względu na umiejętności piłkarskie, na salony też nikt nie powinien był go zapraszać…

Filip Kapica

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama