Klub Kokosa w Augsburgu

redakcja

Autor:redakcja

03 sierpnia 2011, 16:43 • 4 min czytania

W ostatnim czasie wiele mówi się o tym, jak to piłkarsko próbujemy upodobnić się do Niemiec. Liczba naturalizowanych graczy w kadrze już niedługo będzie równa tej z reprezentacji naszych zachodnich sąsiadów. Do tego Franciszek Smuda, gdy tylko usłyszy o tym, że piłkarz z Bundesligi ma stopień pokrewieństwa z Polską zbliżony do tego, jaki posiada książę William (ma w rodowodzie podobno praprapra… – i tak 9 razy – …dziadka Polaka), natychmiast próbuje go namówić do gry w naszej drużynie. Wszystkich trzeba przecież wypróbować. Ale jak się ostatnio okazało, tendencja do podglądania futbolowych zachowań działa w obie strony. W Augsburgu na przykład postanowili naśladować prezesa Wojciechowskiego i wprowadzili własny Klub Kokosa.

Reklama

Jest jednak pewna różnica. Zawodnik nie nazywa się Daniel Kokosiński, tylko Michael Thurk i nie jest marnym grajkiem kopiącym się po czole, lecz klubową legendą. Wszystkim słyszącym mimo wszystko po raz pierwszy nazwisko bohatera zamieszania i zastanawiającym się: „Kim on, do cholery, jest?”, śpieszę z wyjaśnieniem.

Zacznijmy od miejsca akcji. FC Augsburg, klub z Bawarii, tegoroczny beniaminek i zarazem absolutny nowicjusz w Bundeslidze. Nawet największym fanom piłki niemieckiej nazwiska tutejszych zawodników zbyt wiele nie powiedzą. Na bramce jest wprawdzie Simon Jentzsch (kilka lat gry w Wolfsburgu), a w pomocy Lorenzo Davids (nowy nabytek, kuzyn Edgara Davidsa, co to kilka dobrych lat temu po murawie w okularach pomykał i zdobił okładki kolejnej serii gier komputerowych z cyklu FIFA Football), ale to tylko nieliczne wyjątki. Do tego należy dodać Nando Rafaela, napastnika znanego z występów w Hercie, który urodził się w Angoli, a później przyjął niemieckie obywatelstwo z nadzieją na grę w reprezentacji. Do dzisiaj zresztą naiwnie czeka na powołanie od Joachima Loewa. Był jeszcze Lukas Sinkiewicz, taki drugi Eugen Polanski. Kiedyś wybrał reprezentację Niemiec zamiast Polski, rozegrał w niej 3 mecze, a później jego kariera (?) się skończyła. W tamtym roku trafił do Augsburga, ale pierwsze pół roku się leczył, a później niczym szczególnym nie wyróżniał. Nie przeszkodziło mu to jednak w maju udzielić wywiadu „Super Expressowi” i powiedzieć, że w sumie to on by teraz dla Polski zagrał (bo dla Niemiec występował tylko w spotkaniach towarzyskich). Kolejny cwaniaczek. Szansę na grę w kadrze Smudy na szczęście ma małe, bo połasił się na lepsze pieniądze i zamiast zostać w Augsburgu, poszedł do Bochum, będzie więc kopał nadal na zapleczu Bundesligi. A tam Franz (zbyt często) nie zagląda.

Reklama

Wróćmy do tematu głównego. Jest Jentzsch, Rafael, teraz doszedł Davids, ale dla kibiców zawsze liczył się tylko Thurk. Ł»ywa legenda klubu, 51 bramek w 104 meczach, król strzelców 2. Bundesligi w sezonie 2009/2010. Do tego gość ma taki patent, że zawsze zdobywa gole w ważnych meczach. Strzelił z derbach z TSV 1860 (znienawidzony rywal kibiców FCA), trafił z FSV Frankfurt, w spotkaniu decydującym o awansie. Koleś ma takie poważanie wśród fanów, jak u nas Frankowski w Jagiellonii czy Małecki w Wiśle. I wyobraźcie sobie, że na tydzień przed startem nowego sezonu władze klubu ogłaszają, że Thurka w klubie nie potrzebują. Bo nie. I już. Jakieś wytłumaczenia? Względy sportowe. Zmieniła się taktyka drużyny i teraz dla Thurka miejsca w zespole już nie ma. To nic, że w nowym ustawieniu FCA rozegrał wszystkie spotkania sparingowe, a odsunięty od składu zawodnik był w nich najlepszym strzelcem.

Czujni dziennikarze nie uwierzyli więc takim wyjaśnieniom i zaczęli szukać innych przyczyn rozstania z zawodnikiem. No i wyszło – Thurk lubi grać w pokera! Wprawdzie – jak twierdzi – nie na pieniądze i tylko od czasu do czasu, ale gra. Na szczęście podobno nie w rozbieranego, ale władze beniaminka wolą dmuchać na zimne. Poszły nawet dalej – kara musi być adekwatna do popełnionego czynu. Thurk nie może zatem nie tylko grać w pierwszej drużynie, ale nie wolno mu również nawet trenować z rezerwami! Jak chce, może iść z tym do sądu pracy i czekać na orzeczenie. My skądś to znamy, nieprawdaż?
Co na to kibice? Ciągle niedowierzają. Na pierwszy trening po ogłoszeniu decyzji przyszli w koszulkach z numerem 27, dając tym samym wyraz solidarności z odsuniętym zawodnikiem. Ponadto powstała specjalna strona na Facebooku „THURK ZURÜCK ZUM FCA”, którą polubiło już prawie 3 tysiące osób.
A jak zareagował sam Thurk? – Nie interesuje mnie zaskarżanie klubu do sądu, ponieważ spędziłem tutaj wspaniały czas i FCA wiele dla mnie znaczy. Inni sami mogą ocenić, czy to, co robi klub, jest ludzkim zachowaniem. Moim zdaniem można było to inaczej rozwiązać, przynajmniej pozwalając mi trenować – powiedział zawodnik w wywiadzie dla SPORT1 i dodał: – Nie chcę się ulatniać z Augsburga i iść do innej drużyny. Będę się starał utrzymać w dobrej formie i cierpliwie czekał na swoją szansę.

Ta może nastąpić szybciej, niż się to wydaje. Bez Thurka bowiem FCA może zyskać tylko jeden tytuł – ligowego ogórka.

BARTOSZ BURSKI

JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!

[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama