Twardy jak Solbakken

redakcja

Autor:redakcja

02 sierpnia 2011, 02:01 • 4 min czytania

Stale Solbakken ma 43 lata, cięty język i za sobą duży bagaż doświadczeń. Nie tylko tych sportowych. W Danii mówiono o nim: genialny taktyk, jeszcze lepszy motywator. Ale Dania była dla niego za ciasna. Wygrał tam wszystko, co było do wygrania. Teraz czas na Bundesligę. Czas na FC Koeln.

Twardy jak Solbakken
Reklama

13 marca 2001 roku. To szczególna data w życiu Stale Solbakkena. Nie chodzi tu o urodziny, czy jakiś jubileusz. To dzień, w którym jego serce przestało bić na ponad 10 minut. Brzmi irracjonalnie? Może. Ale faktem jest, że przez ten czas 58-krotny reprezentant Norwegii znajdował się w stanie śmierci klinicznej. Był wtedy piłkarzem FC Kopenhaga, wyszedł normalnie na trening i nagle, w trakcie zajęć, zupełnie bezwładnie padł na murawę. Z pomocą od razu pospieszył mu klubowy lekarz, Frank Odgaard, który nie wyczuwał u piłkarza pulsu i błyskawicznie nakazał zadzwonić po karetkę, a sam rozpoczął masaż serca. Na szczęście, skończyło się na strachu. W ambulansie przywrócono Norwegowi akcję układu krążeniowego i oddechowego. Pacjent przeżył.

Lekarze zgodnie uznali, że to cud. Książki medyczne mówią, że w przypadku śmierci klinicznej przywrócenie oznak życia jest możliwe jedynie przez pierwsze 4 minuty. Ale Solbakkenowi się udało. Wyszedł z tego cało. Wszczepiono mu rozrusznik serca i mógł normalnie funkcjonować. No, prawie normalnie, bo o powrocie na boisko nie było już mowy. Nie zamierzał jednak siedzieć bezczynnie i się nad sobą użalać. To wyraźnie nie współgrało z jego charakterem. Postawił więc na trenerkę, a już trzy lata później odebrał statuetkę dla najlepszego szkoleniowca ligi norweskiej.

Reklama

– Śmierć kliniczna uświadomiła mi, że w życiu są rzeczy ważne i ważniejsze. W swoją pracę angażuje się w stu procentach, ale mam też świadomość, że nie wszystko kręci się wokół piłki – powiedział już jako trener FC Kopenhaga, przed jednym z meczów w Lidze Mistrzów.

Tak, pięć lat po feralnym zajściu, Stale Solbakken wrócił do stolicy Danii w roli trenera. Pracował tam przez sześć sezonów i w tym czasie zdobył pięć tytułów mistrza kraju, dwukrotnie wprowadził Kopenhagę do Ligi Mistrzów (w ubiegłym sezonie Duńczycy odpadli dopiero w 1/8 finału z Chelsea) oraz zyskał miano najlepszego trenera w Skandynawii. Nieźle. Przy okazji zmieszał z błotem kilku trenerów, piłkarzy, działaczy i dziennikarzy. Taki jest właśnie Solbakken. Bystry, inteligentny, bezpośredni, ale momentami też bezczelny. Na konferencjach z jego udziałem nie ma słodkiego pierdzenia w stylu Jurka Engela. Jest miejsce na merytorykę, ale i na sarkazm.

Na przykład dwa lata temu po odpadnięciu z eliminacji do Ligi Mistrzów powiedział dziennikarzom: – Przez ostatnie cztery lata rok po roku gramy w europejskich rozgrywkach grupowych. Dzięki nam macie tyle fajnych wyjazdów, że powinniście klepać nas po plecach i mówić, że jesteśmy zwycięzcami, niezależnie od wyników.

Retoryką – zachowując wszelkie proporcje i zdrowy rozum – bliżej mu jednak do Jose Mourinho, niż do Macieja Skorży. Wyobrażacie sobie trenera Legii kłócącego się z Pepem Guardiolą? My też nie. Skorża prędzej by padł przed nim na kolana, jak Bobo Kaczmarek przed Beenhakkerem, niż śmiałby się wdać w pyskówkę. Nie z trenerem Barcelony. Nie z takim autorytetem. A Solbakken nie miał żadnych oporów.

O jego bezkompromisowości przekonano się także w Niemczech. Co prawda sezon jeszcze się nie zaczął, ale Solbakken już zdążył zaskoczyć wszystkich oświadczając, że Lukas Podolski nie będzie kapitanem Kolonii w nadchodzącym sezonie. Przynajmniej dopóki on będzie trenerem. Jego obowiązki kilka dni temu przejął brazylijski obrońca Geromel.

– Wiem, że moja decyzja, podjęta kilka dni przed rozpoczęciem nowego sezonu, może rozczarować niektórych kibiców. Proszę ich jednak o zrozumienie, podjęta została z korzyścią dla całego zespołu. Pedro Geromel jako kapitan będzie przykładem „nowej kultury” drużyny i ucieleśnieniem naszej nowej strategii sportowej – tłumaczył swoją decyzję.

Tym samym po raz kolejny udowodnił, że ma jaja. Skrytykowało go wielu – od przeciętnego Helmuta zajadającego się „Wurstem” w trakcie meczu, po piłkarskie autorytety znad Renu, z Ottmarem Hitzfeldem na czele. Bo Poldi to, bo Poldi tamto. Ale Solbakken specjalnie się tym nie przejął. Po prostu robi swoje i czeka na trenerski debiut w Bundeslidze. To będzie ważny moment w jego życiu. Ważny, ale nie najważniejszy.

JAKUB POLKOWSKI

Najnowsze

Niemcy

Hajto namawiał Niemców do zatrudnienia Papszuna. „Tłumaczyłem trzy godziny”

Michał Kołkowski
6
Hajto namawiał Niemców do zatrudnienia Papszuna. „Tłumaczyłem trzy godziny”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama