Jezu, jak się cieszymy, że już po wszystkim. Jesteśmy WYCZERPANI. Ekstraklasa rozciągnięta na cztery dni, osiem meczów na żywo (szczęście, że jeden w końcu odwołali), kilka magazynów, wywiady, dyskusje, migawki. Łeb nam pęka. I, tak szczerze, już mamy dość. Dość! Gdyby telewizja wyemitowała jeszcze jeden mecz, to byśmy się po prostu porzygali. Jeszcze moment, a zaczniemy odliczać kolejki – w przedostatniej wszystkie spotkania rozpoczną się o tej samej porze. A potem jeszcze ostatnia, znowu piękna, bo ledwie dwugodzinna. I będzie koniec. Błogi spokój. Powiedzcie nam – czy też odczuwacie przesyt?
To jest jakaś masakra. W piątek pięć czy sześć godzin przed telewizorem – dwa mecze plus magazyn w Polsacie. W sobotę z osiem godzin – trzy mecze (liczone ze wstępami) oraz dwa magazyny. W niedzielę rano Cafe Futbol, potem raz dziewięćdziesiąt minut i raz ze czterdzieści poświęcone na gapienie się w mokrą trawę. I jeszcze Liga+Extra. A na deser (kto zamawiał deser?!) mecz poniedziałkowy i poniedziałkowy, najdłuższy program polsatowski. Jak Borek powiedział dobranoc, to odczuliśmy ulgę – pierwsza kolejka zaliczona. Aktualnie mamy tak dość, że marzymy o „M jak Miłość”. Jeśli zobaczymy jeszcze jakiegoś gola, to wyskoczymy przez balkon. Przez cały weekend nie widzieliśmy swoich żon. Tylko Borek, Smokowski, Kowalczyk, Juskowiak, Twarowski, Iwanow, Laskowski, Ł»yżyński, Olbrycht, Feddek… „Kowal”, bądź tak miły i chociaż nie dzwoń. Daj człowieku żyć!
Pewnie to nie jest normalne, że obejrzeliśmy wszystkie mecze i wszystkie magazyny, pewnie wypadało obejrzeć ze dwa, góra trzy, a poza tym jakiś spacer, kino, knajpa. Tak, mądry Polak po szkodzie. Teraz żałujemy, jak żałują obżartuchy wstając od wigilijnego stołu. Mamy futbolu po dziurki w nosie, a jutro niestety… Nie, na szczęście dopiero pojutrze – znowu mecz. Niby już nie ligowy, ale mecz. Pieprzony mecz pieprzonej piłki nożnej.
Tak sobie myślimy, że obecna struktura rozgrywek może mieć dramatyczny wpływ na życie rodzinne. Albo nie wytrzymają żony (dziewczyny, kochanki) i każą swoim mężom (chłopakom, kochankom) zmienić zainteresowania, albo nie wytrzymają sami faceci i powiedzą: dość. Wyobrażamy sobie, że jest w Polsce grupa osób uzależnionych od oglądania ligi i jeśli takie osoby pracują od poniedziałku do piątku, a potem cały wolny czas (piątek wieczór, sobota, niedziela, poniedziałek wieczór) poświęcają na piłkę, to musi to się katastrofalnie odbić na życiu prywatnym. A za chwilę – o żesz k… – Liga Mistrzów i Liga Europejska. Jak polskie drużyny awansują gdzie trzeba, to przyjdzie popełnić samobójstwo pompką do piłki.
Może z czasem organizm się przyzwyczai. Na tę chwilę jeszcze się broni… Też tak macie?