Choć jego elementy wykonane są z najwyższej klasy materiałów, to porusza się coraz wolniej. Jego tryby – eksploatowane od lat – zgrzytają przy każdym wykonanym ruchu. Ociężały, toporny, niszczony od wewnątrz korozją w postaci kolejnych korupcyjnych afer, włoski futbol stacza się w otchłań. Zeszłoroczny triumf mediolańskiego Interu zamazuje tylko obraz fatalnej kondycji calcio, którego stan bliższy jest ostatniemu udziałowi reprezentacji na mundialu. Występ piłkarzy Marcelo Lippiego w RPA obwołano koszmarem. Najgorszym z możliwych.
Od Mistrzostw Świata w 2006 roku, gdzie Squadra Azzurra zdobyła złoto, sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Ale nikt nie chciał dopuścić do siebie myśli, że Włochów czeka teraz kilka chudych lat. Wprawdzie na Euro 2008 reprezentacja potrafiła przeciwstawić się Hiszpanom (przegrywając dopiero w rzutach karnych), jednak odpadnięcie z turnieju już na etapie ćwierćfinałów nie przyniosło Italii chluby. Tym bardziej, że styl reprezentacji pozostawił wiele do życzenia. Zawodnicy biegali wolno, pokracznie, z trudem przychodziło im stwarzanie bramkowych okazji.
Po mistrzostwach Europy wciąż lekceważono sygnały informujące o zbliżającej się katastrofie. Być może Włosi mieli ku temu powody, bo za słabą, monotonną grę nie ponosili żadnych konsekwencji. W eliminacjach potrafili przegrywać na własnym terenie (na 12 minut przed końcem meczu) z Cyprem 2:0, choć ostatecznie wygrali 3:2. W kraju panował jednak stonowany optymizm. Wyniki tłumaczono prawem selekcjonera do eksperymentów, które miały pomóc w dążeniu do odleglejszego, bardziej doniosłego sukcesu.
Jeśli jednak wziąć pod uwagę, że mistrzowie świata jako jedyni uczestnicy turnieju w RPA nie odnieśli w 2010 roku zwycięstwa, mundialowy krach wygląda na logiczne zwieńczenie długotrwałego procesu, który nigdy nie dawał nadziei.
Epidemia dotyka każdego elementu włoskiego calcio, którego wizytówką są podupadłe stadiony. Ich lokalizacja (często wyrzucone daleko poza centrum miast), wygląd, systematycznie pustoszejące trybuny, które w zwykłe dni są zamknięte, nie napawają optymizmem. Tam, gdzie inne europejskie kluby solidnie zarabiają, Włosi dostają jałmużnę, której wysokość obniżana jest dodatkowo o kary po chuligańskich wybrykach. Nawet mediolański kolos San Siro wydaję się muzealnym okazem. – Przy PGE Arena wygląda jak cinquecento – stwierdził dziennikarz Tuttosport po zwiedzeniu Gdańska. Szefowie Interu i Milanu z niedowierzaniem wyliczają, że na tzw. dniach meczowych zarabiają dużo mniej od choćby Arsenalu, którego stadion jest mniejszy.
Prehistoryczne areny, wracające raz po razie afery korupcyjne oraz chuligańskie wybryki. Włosi ponoszą same porażki. Nawet te organizacyjne. Walkę o Euro 2012 przegrali z Polską i Ukrainą. Euro 2016 – z Francją, a nawet Turcją.
Coraz słabsza jest także Serie A. Po raz pierwszy od wielu lat nie można było zobaczyć włoskich piłkarzy w telewizjach niemieckich czy angielskich. Kluby nie radzą sobie także z wysokim podatkiem. Na rynku transferowym nie widać szaleństw. Jeśli już do Włoch przybywają gwiazdy, to zawsze znajdzie się w nich jakaś skaza. W ostatnich latach trafili tu podstarzały Ronaldinho, wiecznie sprawiający kłopoty Ibrahimović czy chimeryczny Robinho. Podczas letniego mercato do Hiszpanii uciekł już Alexis Sanchez, a chyba nikogo nie zdziwi gdy Serie A opuszczą inne gwiazdy ze Sneijderem, Pastore i Maiconem na czele. Jeśli już dochodzi do ciekawych wzmocnień, to są to transfery wewnątrz ligi. Wyjątkiem jest przeprowadzka do Romy Bojana Krkicia, ale przecież daleko mu do statusu światowej gwiazdy.
Emigrują także szkoleniowcy. Trapattoni i Capello służą obcym federacjom. Spaletti czy Mancini wybrali obce kluby. O włoskim futbolu rozmawiają niezbyt chętnie. Z odrazą patrzą na skandale, spiski, kolejne afery. Umoczeni sędziowie, piłkarska mafia, zanik kultury włoskiego piłkarstwa wymusza na nich pracę na obczyźnie.
Fatalnego krajobrazu nie zmieniają europejskie puchary. Włosi stracili już 3 miejsce w rankingu UEFA na rzecz Bundesligi, czego konsekwencją jest utrata maksymalnej ilości miejsc w Champions League. Jeśli krajowa federacja się nie otrząśnie może być jeszcze gorzej, bo po piętach depczą im Francuzi oraz Portugalczycy. Można powiedzieć, że posucha w europejskich pucharach to tylko mój prywatny wymysł. Przecież przed rokiem w najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach triumfował – nie kto inny – jak włoski Inter Mediolan. Trzeba jednak dodać, że na ten sukces zapracowali prawie wyłącznie obcokrajowcy z Portugalczykiem Mourinho na czele, który zresztą już wyprowadził się do Madrytu.
Przyszłość rysuje się w niezbyt kolorowych barwach. We włoskim futbolu brakuje gwiazd w młodym wieku. Brakuje talentów dopiero co podbijających Europę. Być może wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby nie fakt, że Włochy to ciągle kraj dorosłych dzieci. Ludzi w zaawansowanym wieku wciąż siedzących na garnuszku rodziców. Niektórych na samodzielność nie stać, inni boją się wziąć odpowiedzialność za własne życie. W Serie A znajdziemy zdolnych młodzieńców, którzy sami nie umieją wybić się w dorosłej piłce lub nie chcą im tego umożliwić zwierzchnicy (od Giovinco, przez Santona, po Mottę), oraz całkiem już zaawansowanych wiekowo graczy, którzy nadal uchodzą raczej za obiecujących niż dojrzałych (Montolivo, Marchisio).
Lippi trzymał się zawodników dojrzałych. Zapomniał jednak, że ich czas już minął. Poległ totalnie. Pozwolił światu dostrzec w reprezentacji Włoch dom starców a legendy calcio pokroju Fabio Cannavaro stały się karykaturami. Jeśli błyskawicznie światła dziennego nie ujrzą nowe gwiazdy, a „dzieci” szybko nie dorosną, epidemia może trwać w nieskończone. Trwające eliminacje Euro 2012 wyglądają przecież łudząco podobnie do tych przed Mundialem w RPA.
WIKTOR RUSAK
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]