To taka tradycja, że w okresie transferowym najwięcej zamieszania wywołuje Sławomir Peszko. Tu poleci, tam pojedzie, gdzie indzie zgubi telefon, z drugiego wyśle sms-a, zawieruszy się na lotnisku, odnajdzie dwa tysiące kilometrów dalej w porcie rybackim, wyciągnie kontrakt z jakąś klauzulą, schowa go, znowu wyciągnie, znowu schowa, z tylnej kieszeni wygrzebie aneks, z budki zadzwoni do klubu, że odchodzi, potem z drugiej, że jednak zostaje.
Tym razem obserwowaliśmy serial pod tytułem: „Dajcie mi podwyżkę, bo w przeciwnym razie odejdę”. Działacze Koeln zastosowali metodę znaną jako „nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz”, czyli go po prostu olali. Sławkowi trochę mina zrzedła, ale próbował kontynuować przedstawienie: – Ja naprawdę odejdę! Jak będzie trzeba, to do drugiej ligi! A w ogóle, to chcą mnie w Premier League! Słyszycie? Dajcie mi 75 tysięcy euro miesięcznie, bo w Premier League tyle dostanę na pewno! Dajcie mi podwyżkę przed 16 czerwca, bo jak nie… Bo jak nie… To Premier League! Albo druga liga niemiecka!
Niestety, czas minął. „Peszko zdecydował się zostać w Koeln” – jak podają media.
Kiedyś nasz kolega pracował w gazecie, poszedł do redaktora naczelnego i mówi tak: – Ł»ycie Warszawy daje mi osiem tysięcy złotych na rękę!
Był to oczywiście blef, a kolega spodziewał się, że tym kłamstewkiem wywoła licytację. Nic z tego. Naczelny mówi: – Bardzo się cieszę, że cię docenili. Na twoim miejscu brałbym to w ciemno.
– No, yyy, tak… Ale… No… Ja bym jednak wolał zostać tutaj, nawet za te 4,5 tysiąca.