Jarka: Rzucić piłkę i wyjechać. Do normalnej roboty…

redakcja

Autor:redakcja

15 czerwca 2011, 18:27 • 7 min czytania

– Od roku nie dostałem wypłaty. Pieniądze otrzymuję z miasta i stypendium. فącznie dwa tysiące złotych. Starcza na podstawowe potrzeby i pampersy dla dziecka. W pewnym momencie stwierdziłem, że tak dalej być nie może, to nie ma sensu. Chciałem rzucić wszystko w cholerę, przestać grać i pojechać do Niemiec. Mam tam znajomych, którzy prowadzą firmy – budowlane, ogrodnicze. Na pewno by mnie przyjęli – mówi w wywiadzie dla Weszło Dawid Jarka, piłkarz Ruchu Radzionków. Pamiętacie go jeszcze?

„Musimy uważać, aby nie stracić największego polskiego talentu. Niemiecka federacja wie, że Dawid Jarka, który w tym sezonie Orange Ekstraklasy zdobył już 10 goli, może zagrać też dla nich” – tak w październiku 2007 roku pisał „Super Express”…

Uśmiecham się, jak pan to mówi.

Tylko tyle?

Wie pan, to fajne czasy były. Były, ale się skończyły.

To jak było blisko, żeby w zeszłym roku zdobył pan brąz na mistrzostwach świata w jednym składzie z Muellerem, Khedirą i Oezilem?

Był moment, że niemiecka federacja była mną poważnie zainteresowana, telefonowała do mojego menedżera. Niemcem się nie czułem, ale denerwowało mnie to, że nie było w mnie w polskiej kadrze. Zamiast tego, powoływano zawodników z jakichś śmiesznych lig.

Jak dokładnie wyglądały rozmowy z pańskim agentem?

Zapraszali mnie na konsultacje reprezentacji młodzieżowej. Już wtedy albo chwilę później grała tam wspomniana trójka. Priorytetem była jednak Polska, choć niewiele brakowało, a pojechałbym do Niemiec. Trener Globisz nie wziął mnie na MŚ U-20, a pojechali zawodnicy… Nie będę już mówił, skąd. Beenhakker w ogóle nie zwracał na mnie uwagi, a dopiero po medialnej aferze z Niemcami przygarnął mnie Zamilski. Dobre i to.

Jarka: Rzucić piłkę i wyjechać. Do normalnej roboty…
Reklama


Dziennikarze i kibice zaczynali chodzić za panem i czekali na obietnicę gry dla Polski, żeby przypadkiem nie wywinął pan jakiegoś numeru.

Media same nagłośniły tę sprawę. Co więcej, jakiś człowiek zacytował moje słowa, że jestem Niemcem i nigdy nie zagram dla Polski. Nie wiem, skąd ktoś wziął taką bzdurę. Z Niemcami łączy mnie tylko dziadek i to, że mieszka tam moja rodzina. Aha, i paszport. Ale tylko dlatego, że państwo zawsze zagwarantuje mi dom, pracę, odpowiednie warunki do życia. To nie tak, jak u nas, że małżeństwo z trójką dzieci mieszka w kawalerce.

Media i kibice otwarcie krytykowały Beenhakkera za to, że pana nie powoływał. Klął pan na selekcjonera?

I to bardzo! Spójrzmy dziś na kadrę Smudy i napastników, których bierze. Kucharczyk, Sobiech… Ile oni goli strzelili? Ja wtedy byłem w takim gazie, że nikt by mnie nie zatrzymał. Podejrzewam, że gdybym pojechał na kadrę, z takim kopytem, to zdobyłbym pięć bramek! Ale nie, mnie nie powołali. Wzięli Zahorskiego. Nie obraziłem się, nie strzeliłem focha. Cieszyłem się, że jestem w młodzieżówce. Gdyby jednak Smuda już wtedy był selekcjonerem, na pewno wziąłby mnie do kadry. On lubi zawodników z charakterem, a ja do takich należę.

Smuda lubi zawodników z charakterem?!

Tak. Smuda wie, co robi i jestem pewien, że osiągnie z nami sukces. W tej chwili nie ma lepszych piłkarzy od tych, których on powołuje. Docenia tych, którzy się wyróżniają. Ja wyróżniony nie zostałem, choć byłem najlepszym strzelcem ligi. Pojechał za to Zahorski, inny napastnik, w lidze bez gola. Co miałem sobie wtedy pomyśleć?

Reklama


Pan też z niego szydził?

Nie. Byliśmy kolegami, graliśmy w jednym zespole, w jednej formacji. Górnik spisywał się bardzo dobrze, ja zdobywałem gola za golem, ale nie zrobiłbym tego bez pomocy kolegów. O tym, żeby grać w drużynie z Hajtą i Brzęczkiem, mogę dziś co najwyżej pomarzyć. Potrafili walnąć pięścią w stół, jak odbijała mi palma albo zaczynałem cwaniakować. Schodziłem wtedy szybko na ziemię.

Często pan wraca myślami do przeszłości?

Praktycznie wcale, żyję teraźniejszością. Miewam przebłyski w Radzionkowie, ale przeplatam je fatalnymi występami. Chyba brakuje mi kogoś, kto trzymałby nade mną rękę, pomógłby wrócić do formy. Zapewniam, że znów będę często strzelał, bo tego się przecież nie zapomina. To tak, jak z jazdą na rowerze. Wierzę, że mój czas znowu nadejdzie.

Zejdźmy na ziemię. Pół roku temu miał pan jechać na testy do czwartoligowego klubu w Niemczech. Brzmi tragicznie.

Dziennikarze niepotrzebnie rozdmuchali sprawę… Od roku nie dostałem wypłaty w Ruchu. Pieniądze otrzymuję z miasta i stypendium. فącznie dwa tysiące złotych. Ł»yję z tego, co zarobiłem w Górniku. Może kogoś to bawi? W pewnym momencie pomyślałem, że rzucę to wszystko w cholerę i pojadę do Niemiec. Tam miałem znaleźć normalną pracę, a w piłkę grać amatorsko.

Miał pan zaklepaną już jakąś fuchę?

W Westfalii mam wielu przyjaciół i znajomych, którzy prowadzą swoje firmy. Budowlane, ogrodnicze… Na pewno w którejś z nich by mnie zatrudnili. Nie jechałbym, jak to się niektórym wydaje, robić karierę w czwartej lidze. Po prostu odpuściłbym sobie to wszystko, wziął za normalną, porządną pracę. Rodzina w porę mi pomogła, postanowiłem powalczyć w piłce. Mam nadzieję, że uda się wyrwać z Radzionkowa. Jest ciężko, bardzo ciężko, w klubie w ogóle nie ma pieniędzy.

Chodzą panu jeszcze po głowie myśli, aby dać sobie spokój?

Wierzę, że wrócę jeszcze w piłce na szczyt. Wiosną zdobyłem tylko dwie bramki, ale rozegrałem kilka naprawdę dobrych spotkań. Liczę, że wyjdę z tego lasu i pójdę w końcu w świat. To mój cel, przypominam sobie o nim codziennie.


Na razie jest Radzionków i dwa tysiące złotych miesięcznie.

Co mam niby zrobić? Mam umowę ważną jeszcze przez rok, może odejdę wcześniej. Mam nadzieję, że ktoś doceni Jarkę, który strzelił tym sezonie sześć bramek i zanotował sześć asyst. Od tych, co są w Ekstraklasie, gorszy na pewno nie jestem. Technicznie trochę odstaję, ale ambicją i charakterem sporo nadrabiam.

Jak się nie uda, to do Niemiec?

Bardzo możliwe. Nie mogę żyć ciągle marzeniami. Jeżeli klub nie płaci mi od roku, zaczyna mi brakować kasy, a kupka z Zabrza jest coraz mniejsza, to zaczynam się zastanawiać, co począć. Nie widzi mi się ciągłe granie za darmo. Bo dwa tysiące to starczają na podstawowe wydatki i kupno pampersów dla dziecka. Nie powiem, że klepię tutaj biedę, ale w luksusach też się nie pławię. Gdybym teraz rzucił piłkę i wyjechał do Niemiec, miałbym lepsze życie. Chcę jeszcze spróbować. Wierzę, że karta się odwróci, a ci, którzy dziś się ze mnie śmieją, za rok powiedzą, że Jarka rzeczywiście jest dobrym piłkarzem.

„Słyszałem, że jestem słaby i tylko piłka sama spada mi na nos. Każdemu życzę, żeby mu tak spadała, jak mi. Nie mówię tego, bo jestem zarozumiały, ale dlatego, żeby odpowiedzieć zawistnym i zazdrosnym” – tak mówił pan kiedyś. A dziś co pan odpowiada tym, którzy przekonują, że Jarka jest słaby?

Odpowiadam tak: w Górniku byłem z zawodnikami bardzo znanymi, z Brzęczkiem, Hajtą, Zahorskim czy Gierczakiem. I oni wszyscy pracowali na moje bramki, posyłali świetne piłki, ufali mi. W Radzionkowie jest inaczej, ostatnio ustawiali mnie na boku pomocy, a ja jestem napastnikiem.

Nie przekonał mnie pan. Nie można żyć ciągle przeszłością.

Zdaję sobie sprawę, że sześć goli i sześć asyst w pierwszej lidze nikogo nie powala z nóg. Tylko, że to wynik wypracowany w Radzionkowie. W klubie, który zmaga się z różnego rodzaju problemami. Zamiast myśleć tylko o piłce, zastanawiałem się, jak przetrwać do kolejnego miesiąca… Jeśli znów będę miał partnerów, którzy będą mi zagrywać takie piłki, to dalej będę strzelał.


Piłkarski upadek Dawida Jarki. Jak pan to tłumaczy?

Problemy zaczęły się, gdy strzeliłem cztery gole Zagłębiu Sosnowiec. Byłem nakręcony, że trafię do kadry, a stało się inaczej. Wyszedł też na jaw przekręt w moim kontrakcie. Do dziś trzymam w domu umowę z Górnikiem, na której zapisana jest kwota odstępnego w wysokości 250 tysięcy euro. Kontrakt, który był w klubie i trafił też do PZPN, tego zapisu nie ma. Szuster i Hetmański po prostu mnie oszukali! Wykorzystali to, że byłem młody, byłem sam, bez menedżera. Wtedy zgłosiło się akurat Fenerbahce. Przyjechali na nasze zgrupowanie w Hiszpanii, położyli pieniądze na stół, ale Górnik się nie zgodził… Dziś po jednej dobrej rundzie klub sprzedaje Sikorskiego. Nie chce powtórzyć błędu z Jarką. Zamiast dostać milion złotych z Turcji, dostali 30 tysięcy z Radzionkowa.

Coś pana zgubiło? Hazard, alkohol?

Hazard mnie nie kręcił. Nigdy nie bawiłem się w duże stawki, nie wszedłem w kwotę powyżej 50 złotych. Z alkoholem problemów też nie miałem. Wiedziałem, ile, kiedy i z kim mogłem się napić. Ale nie nadużywałem, nie piłem w trupa. Ł»aden kibic nie powie, że widział mnie pijanego.

Kiedyś indolencję strzelecką tłumaczył pan wypadkiem samochodowym. To rzeczywiście miało wpływ?

Akurat wracałem z mszy świętej, na której modliliśmy się o udany sezon do Górnika. Gość nie zatrzymał się na znaku „stop”, w ostatniej chwili go wyminąłem. Inaczej chyba bym go zabił. Sam wypadłem z drogi, „skosiłem” kilka drzew. Wyszedłem bez szwanku. Mógłbym wciskać teraz kit, że ten wypadek odbił się na mojej psychice. Ale nie, nie miał większego wpływu.

ROZMAWIAف PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama