Nie ma się czym chwalić, ale jednak – niestety – obejrzeliśmy film „Weekend”, reżyserowany przez Cezarego Pazurę. Szmira jest to niebywała, psia kupa śmierdząca na kilometr. Rzygi, rzygi, rzygi. Dopiero otrząsnęliśmy się z szoku po gniocie pod tytułem „Ciacho”, teraz przywalono nam w splot słoneczny „Weekendem”. Pomyśleliśmy sobie – o co my się czepiamy tych piłkarzy? Przecież na tle przedstawicieli innych branż, to oni są prawdziwymi światowcami. Można się zżymać, że nasza kadra grać nie potrafi, ale jednak brakuje jej do europejskiej czołówki zdecydowanie mniej niż naszym filmowcom.
Może więc Abidal robi co chce z Błaszczykowskim, ale Pazura nie powinien być nawet wpuszczany do tego samego kina, co francuscy reżyserowie, chyba że miałby im sprzedawać popcorn. Przyzwoite mecze nasi zawodnicy rozgrywają jednak częściej niż powstają u nas przyzwoite filmy (chociaż i takie się zdarzają, wiadomo, że „Weekend” to ekstremum). To spostrzeżenie – niezbyt oryginalne, przyznajemy – doprowadziło nas do kolejnego wniosku: gdybyśmy mieli ułożyć ranking, kto w Polsce jest najlepiej przygotowany do Euro 2012, to wygrałby Franciszek Smuda i jego piłkarze. Przy całej beznadziei, jednak liderują.
KTO JEST NAJLEPIEJ PRZYGOTOWANY DO EURO 2012?
1. Reprezentacja Polski w piłce nożnej
2. Polski rząd
3. TVP
Na polską kadrę można i trzeba narzekać, bo prezentuje się marnie i raczej niczego pozytywnego w czasie mistrzostw nie pokaże, w sensie piłkarskim. Z pewnością jednak Franciszek Smuda wraz ze swoimi zawodnikami będą ładnie ubrani, punktualni, rozegrają trzy mecze, które wprawdzie raczej przegrają, ale być może nie w jakichś kompromitujących rozmiarach. Poza tym – można mieć nadzieję, to jest słowo klucz. W piłce raz na jakiś czas zdarzają się mecze, w których gorszy ogrywa lepszego i to wcale nie dlatego, że ten gorszy gra lepiej. Po prostu – przypadkowy strzał, jakiś rzut rożny, gol ze spalonego… W futbolu można mieć nadzieję, że absolutny frajer przy dużym farcie wygra z potentatem. Dodatkowo warto pamiętać, że Franciszek Smuda swoja największe klubowe sukcesy odnosił na dzikim farcie (np. mecz z Broendby), więc można żyć nadzieją, że przyfarci mu się raz jeszcze.
Nadziei nie ma natomiast na to, że pod względem infrastrukturalnym będziemy gotowi do Euro 2012. Tu spodziewać się należy całkowitego dramatu. Autostrad, tych kluczowych, nie będzie, bo przetarg wygrali Chińczycy, którzy w formularzu napisali, że wybudują milion kilometrów za dwa kilogramy ryżu, a teraz uznali, że to się jednak nie kalkuluje. Z Warszawy do Wrocławia samochodem dostać się praktycznie nie da (wyobrażacie sobie, że np. 300 tysięcy Niemców jedzie z Warszawy do Wrocławia przez Bełchatów i potem tą jednopasmową dróżką, czy jednak będą próbowali atakować malutki Stryków?), pociągiem nie da się tym bardziej. W czerwcu zapewne wszyscy staniemy w jakimś wielkim korku, a amerykańskie samoloty będą z nieba zrzucać nam paczki żywnościowe. Na dziś w sensie komunikacyjnym odcięty od świata jest także Gdańsk i to się raczej przez rok nie zmieni. Z jednej strony zaprezentujemy więc światu ładne stadiony (bo one chyba na czas powstaną i to dzięki nim rząd jest w naszej klasyfikacji na miejscu drugim), ale tylko pod warunkiem, że ktoś w okolice tych stadionów zdoła się dostać.
Turyści oczywiście będą makabrycznie zdenerwowani, ponieważ samochodem nie będzie dało się jeździć, a już na pewno nie będzie dało się zaparkować. Pociągi będą przepełnione, opóźnione, jak zawsze śmierdzące połączeniem gówna i moczu i jak zawsze psujące się w szczerym polu. Miejsc hotelowych na sto procent zabraknie – i to zabraknie do tego stopnia, że ludzie będą spali na trawnikach. Nie zauważyliśmy wysypu nowych hoteli w Poznaniu, Gdańsku, Wrocławiu czy Warszawie, tak jak w ogóle nie widać żadnych prywatnych inwestycji związanych z mistrzostwami. Może się to z czasem zmieni i może Polaków ogarnie turniejowy entuzjazm, połączony z pomysłami na zarobek.
Na szarym końcu mamy TVP. I tu jest, kurwa, dramat, tu nadziei i perspektyw nie ma żadnych. Gdyby polscy piłkarze byli tak słabi jak redakcja sportowa TVP, to w czwartek dostaliby od Francji zero do miliona. Już widać, że telewizja publiczna Euro 2012 bierze z marszu, czyli używając tych samych środków, którymi dysponowała do tej pory. Komentować będzie więc Dariusz Szpakowski, którego słuchać się już nie da, a obok niego zasiądzie Mirosław Trzeciak, którego słuchać nie da się tym bardziej. Potrafimy sobie wyobrazić tylko jeden duet bardziej irytujący niż Szpakowski-Trzeciak, byłby to duet Trzeciak-Przytuła… Pozostałe mecze zepsuje nam zapewne swoim rykiem Iwański, swoimi głupstwami Jońca i swoimi pomyłkami Jasina. To jest naprawdę smutne, że telewizja publiczna wiedząc, że czeka nas Euro 2012 przez dwa lata nie pozyskała żadnego chociaż poprawnego komentatora, a taka mała stacyjka jak Orange Sport zdołała w biegu wychować sobie trzech młodych i bardzo dobrych (Święcicki, Wiśniowski, Skrzyński). Dzisiaj, gdy Orange Sport przestaje transmitować mecze ekstraklasy, ktoś mądry z TVP powinien się po tych chłopaków zgłosić (tak jak gwiazdorski kontrakt powinien zostać zaoferowany Mateuszowi Borkowi), ale to się oczywiście nigdy nie zdarzy: oni tam na Woronicza naprawdę sądzą, że są fachowcami najwyższej klasy i że jeśli ktoś ich krytykuje, to tylko laik. – Pierdolą coś ci widzowie, że nie umiemy komentować. Umiemy! A jak są tacy mądrzy, to niech sami spróbują! – mówią w TVP. To tak jakby pisarz puścił jakiegoś pawia na rynek i potem się wnerwiał: – Pierdolą ci czytelnicy, że nie umiem pisać! Umiem! A jak są tacy mądrzy, to niech sami napiszą coś lepszego.
TVP na rok przed Euro jest w dupie pod każdym względem. Komentatorzy – dramatyczni. Studio – chyba nie wymaga komentarza, widzieliście przy okazji Francji, prawda? Widzieliście Jacka Kurowskiego? Widzieliście Rafała Patyrę? Widzieliście, jak prowadzone były rozmowy przed meczem, w przerwie i po nim? To była ósma liga peruwiańska. Albo cel kierownictwa stacji jest taki, by upchnąć kolanem tak dużo reklam, jak się tylko da (ciekawe, czy w najbliższym czasie uda się zmieścić 16 minut reklam w przerwie meczu?), albo reklamami zasłonić własnych reporterów, dla ich dobra. W zasadzie to chyba wolimy reklamy, bo niektóre są pomysłowe.
Podsumowując – nasz ranking wygrywają piłkarze, ponieważ tylko w ich wypadku można liczyć, że splot szczęśliwych okoliczności pozwoli zaprezentować się z dobrej strony. Pod każdym innym względem będziemy się wstydzić i wkurzać.