Dla Dawida Kucharskiego skończył się szkocki koszmar

redakcja

Autor:redakcja

31 maja 2011, 16:31 • 4 min czytania

– Ostatnie dwanaście miesięcy chciałbym wymazać z pamięci. Ł»eby nigdy się nie wydarzyły! To był fatalny rok, istny koszmar – mówi Dawid Kucharski, były piłkarz Hearts of Midlothian. Jego szkocka gehenna właśnie dobiegła końca.

Przed dwoma laty Kucharski wymyślił sobie, że podbije Wyspy Brytyjskie. Z Lecha Poznań wyjechał do Hearts. To trzecia siła ligi szkockiej, która stara się przerwać hegemonię Celtiku i Glasgow Rangers. Wielu przewidywało, że do kraju wróci bardzo szybko, po kilku miesiącach. Dwuletnią umowę ostatecznie wypełnił, choć do Polski przyjeżdża z podkulonym ogonem. – Zobaczyłem coś nowego, grałem przeciwko niezłym drużynom, naprawdę dobrym piłkarzom – szuka plusów.

Dla Dawida Kucharskiego skończył się szkocki koszmar
Reklama

Pierwszy sezon miał całkiem udany. Rozegrał kilkanaście spotkań, wychodził w pierwszym składzie, gdy tylko był w pełni sił. Miał trochę kłopotów ze zdrowiem, ale wszystko wyglądało obiecująco. Liczył, że w kolejnym sezonie wywalczy sobie pewne miejsce w zespole. Z takim zamiarem wrócił też do klubu po czerwcowym urlopie. Tam czekała na niego niespodzianka… Oferty za Kucharskiego złożyły dwa zespoły – jeden z Ukrainy, drugi z Rosji. – Nie były to propozycje zbyt atrakcyjne, nie były to kluby z najwyższej półki. Szybko odmówiłem, nie zastanawiając się ani chwili. Po pierwsze, żona była w ciąży i zmiana klimatu nie byłaby dobrym pomysłem. Po drugie, czułem, że w Hearts nadchodzi mój czas – opowiada.

Władimir Romanow, właściciel klubu, był innego zdania. Gdy usłyszał, że Kucharski odrzucił oferty, wpadł w szał. – Traktował Hearts jak biznes, a że proponowali za mnie niemałe pieniądze, to liczył na dobry zysk – mówi piłkarz. – Tym bardziej, że przy podpisywaniu kontraktu powiedział wprost: „biorę cię, bo chcę na tobie zarobić”. Ale nie spodziewałem się, że po roku będzie wypychał mnie na siłę.

Reklama

To był jedyny raz, kiedy rozmawiał z Romanowem twarzą w twarz. Więcej się nie spotkali. Może to i dobrze, bo Kucharski z potencjalnej inwestycji szybko stał się dla litewskiego miliardera persona non grata. – Liczyłem, że temat szybko ucichnie, że właściciel odpuści. Ale on się zawziął, pozostał nieugięty – wspomina. Problemy Kucharskiego zaczęły się na dobre. Trenował z pierwszym zespołem, ale jedyne mecze, jakie rozgrywał, to te w rezerwach. Grali co tydzień w środę, czyli w dniu wolnym od treningów. Bez jakiejkolwiek publiczności. – To nie były jednak typowe mecze rezerw, a bardziej spotkania sparingowe. Dla piłkarzy, którzy albo grali bardzo mało, albo siedzieli na ławce. Nie było więc tak, że były to mecze dla samych „ogórków” – zaznacza.

Kilka razy był bliski powrotu do pierwszego składu. Tak przynajmniej zapewniał trener Jim Jefferies. Ale jak przychodziło co do czego, zmieniał zdanie. Czy w podjęciu decyzji pomagał mu Romanow? Tego piłkarz nie wyklucza. – Tym bardziej, że zdarzało się kilkukrotnie, że menedżer odbierał telefon od właściciela z informacją, kto ma grać. Kilku chłopaków, którzy nie mogli dogadać się w sprawie nowego kontraktu, otrzymało zakaz występów. Trener miał wtedy nóż na gardle. Gdyby wystawił takiego gościa do składu, dzień później wyleciałby z klubu – nie ma wątpliwości. Wie coś o tym Csaba Laszlo, który w Hearts pracował półtora roku. Za rządów Romanowa był to absolutny rekord, bo ten w ciągu czterech lat zwolnił dwunastu trenerów. Podobno weszli w ostrą wymianę zdań, strasznie się pokłócili, bo właściciel momentami za bardzo ingerował w sprawy zespołu.

Romanow to w Szkocji postać niezwykle kontrowersyjna. Co chwilę zmienia zdanie, lubi żonglować trenerami, nie ma dobrej prasy. – Przypomina mi Józefa Wojciechowskiego, ale ten to chociaż chodzi na mecze – uśmiecha się Kucharski. Bo właściciel Hearts na stadionie pojawia się dwa razy do roku. Co więcej, oficjalna siedziba klubu jest na Litwie. – Romanow traktuje Hearts trochę z przymrużeniem oka, trzyma na uboczu. Ostatnio mówi się, że zamierza sprzedać swoje udziały. Jego oczkiem w głosie jest koszykówka, sport narodowy na Litwie. Ma nawet swój klub – mówi Kucharski.

Szkocki koszmar chciał zakończyć już pół roku temu. Robił wszystko, żeby odejść z klubu, ale robiono mu pod górkę, nikt nie zamierzał pójść mu na rękę. Menedżer piłkarza o możliwych rozwiązaniach sprawy rozmawiał z dyrektorem sportowym. Bezskutecznie. – Gość był kiepsko poinformowany. W pewnym momencie, codziennie przychodził do klubu, aż dowiedział się, że… kilka dni wcześniej został zwolniony. Nikt go nie raczył poinformować – opowiada piłkarz.

Roszady na stanowisku dyrektora sportowego to akurat była norma. Zmieniali się co dwa, trzy miesiące, więc ciężko było cokolwiek ustalić. Ostatnio nikt nie pełnił już ten funkcji. Bo niby po co, skoro klubem rządzić mogą właściciel Władimir Romanow i jego syn Roman, który jest prezesem. – Wspominając pobyt w Szkocji, mam dużą zadrę w sercu. Liczę, że kontynuuję karierę w normalnym klubie w normalnych warunkach – zaznacza Kucharski. Dziś siedzi w Polsce i czeka na oferty.

PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Francja

Słynny gracz Premier League zadebiutuje jako trener. Zatrudnił go klub Mbappe

Maciej Bartkowiak
0
Słynny gracz Premier League zadebiutuje jako trener. Zatrudnił go klub Mbappe
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama