Vladimir Weiss przyjechał dziś do Warszawy, by spotkać się z Mariuszem Walterem i negocjować warunki, na jakich miałby zostać trenerem Legii. Praca selekcjonera reprezentacji Słowacji na Łazienkowskiej wydaje się już przesądzona. W związku z tym postanowiliśmy zadzwonić do Pavola Stano, obrońcy Korony Kielce, który Weissa zna bardzo dobrze. Przed laty spotkali się w Artmedii, z którą wywalczyli awans do Ligi Mistrzów. Co ciekawe, wydaje się, że Stano za Weissem nie przepada, chociaż nie chce tego powiedzieć wprost. Rozmawialiśmy też o fatalnej grze Korony wiosną…
Chciałem zacząć właśnie od Weissa, ale po sobotnim meczu chyba nie wypada. Bo, to co zagraliście, to była katastrofa!
No tak… Po przerwie – tragedia. Straciliśmy bramkę, potem drugą, nie potrafiliśmy odpowiedzieć i chyba rozpadliśmy się jako drużyna. Zbyt łatwo to poszło. Kupisz z Frankowskim zagrali super mecz. Wiedzieliśmy, że są z nich takie „liski” pola karnego i trzeba będzie uważać, a jak wyszło, to pokazuje wynik.
Zaczęło się od przestrzelonego karnego po twoim faulu. Co właściwie próbowałeś zrobić?
Chciałem zagrać ciałem i czysto zablokować Kupisza, ale okazał się sprytniejszy. Przyznaję, popełniłem błąd i karny się należał. Burkhardt nie strzelił, a my przez chwilę zaczęliśmy nawet grać lepiej. Mecz mógł się ułożyć, były jakieś sytuacje, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać.
W meczu dla ciebie szczególnym, bo z Michałem Probierzem, delikatnie mówiąc, chyba się nie kochacie.
Nie chciał mnie w Białymstoku, podjął taką, a nie inną decyzję i to już przeszłość. Co było kiedyś, minęło. Nie mam żalu. Upłynęło trochę czasu i teraz mamy profesjonalne relacje. Kilka razy do roku nawet do siebie zadzwonimy.
Jesteście wiosną najsłabszą drużyną w lidze?
Rozczarowujemy, ale na pewno nie jesteśmy najsłabsi
.
Tabela rundy mówi tyle, że gdybyście nie punktowali jesienią, kwalifikowalibyście się do spadku.
Wyniki na to wskazują. Co mogę powiedzieć? Mieliśmy grać przecież o całkiem inne cele. W zeszłym roku zdobyliśmy tyle punktów, że spokojnie łapalibyśmy się do czołówki ligi. Problem w tym, że nie gramy systemem wiosna – jesień. Jesteśmy na siebie źli, bo nic nie wychodzi. Wiara i pewność siebie wyciekają gdzieś między palcami.
Marcin Sasal w kilka miesięcy przeszedł drogę od trenerskiego odkrycia do bezrobotnego. Zabrakło chemii?
Nie wydaje mi się, po prostu punktów. Kilka meczów przegraliśmy ewidentnie głupio, na własne życzenie. Na przykład z Bełchatowem. Gdybyśmy parę razy lepiej zapunktowali, mieli odrobinę więcej szczęścia, to i trener pewnie dalej by pracował. A tak, to on został rozliczony.
Kiedyś wręczył ci wagę, żebyś zastanowił się nad tym, co jesz. Serio, czy to jakaś bujda?
Eee, „diabli prawda”! Jak każdy, lubię słodycze, czy cośâ€¦ Ale nigdy nie było ze mną tak źle. Czasem trener przypominał, że jest limit wagi jakieś 89 kilo cały czas mniej więcej trzymam.
Zapytam w końcu o Weissa, przymierzanego do posady w Legii. Ciekaw jestem, co powie jego były podopieczny.
Robi wyniki, to trzeba mu oddać. To, jakie mam o nim osobiste zdanie, jest już mniej istotne. Bo fakty są takie, że z Artmedią zdobył mistrzostwo Słowacji i prawie wyszedł z grupy Ligi Mistrzów. Ostatnio, jako selekcjoner kadry, wywalczył awans na mundial, więc rezultaty przemawiają za nim.
Namieszaliście w tej Lidze Mistrzów, mając drużynę praktycznie „bez nazwisk”.
Nie mogliśmy się równać z innymi drużynami, skład bez żadnych gwiazd, a jednak jakaś siła w nas była. W grupie dwa razy przegraliśmy tylko z Interem. Z FC Porto ani u siebie, ani na wyjeździe. Sędzia Merk w ostatnim meczu nie podyktował ewidentnego karnego, który dałby nam wyjście z grupy…
Do tego pamiętne zwycięstwo 5:0 z Celtikiem.
To był mecz… Co nie kopnęliśmy, to wpadało do bramki. Nie do uwierzenia. Ale na wyjeździe i tak zrobiło się gorąco. Kiedy wchodziłem z ławki, jakieś 25 minut przed końcem, było już 0:3. Jeszcze sędzia doliczył kilka minut… Grał Blazej Vascak, u nich Ł»urawski i Boruc w bramce. Przez ostatnie pół godziny walczyliśmy, jak o życie. Całe szczęście, że skończyło się „tylko” 0:4.
Kibice na Słowacji nie burzą się, że Weiss myśli o pracy w klubie, prowadząc drużynę narodową?
Bo ja wiem? Nawet jeśli coś takiego planuje, to na pewno dobrze to zorganizuje. Znam go. Ma swoich ludzi, z którymi pracuje od lat. Asystenta, który przechodzi z nim z klubu do klubu. Na pewno pomoże mu wszystko ogarnąć.
Jak ocenia się jego pracę z kadrą? Raczej nie jest takim słowackim Franzem Smudą.
Jak wszędzie… Po słabym meczu wszyscy krytykują, po dobrym mogą nosić na rękach. Pod tym względem kibice w każdym kraju są tacy sami.
Weiss bywa podobno trudny we współpracy.
Bardzo impulsywny człowiek. Nie będzie głaskał zawodników po głowach, tylko powie każdemu, co o nim myśli. Z drugiej strony, nie jest też żadnym showmanem i na siłę nie będzie skupiał na sobie uwagi. Ciekaw jestem, czy w Legii dałby radę. Tam jest specyficzny klimat, klub musi wygrywać. Ma przyjść trener – cudotwórca i od razu zrobić wynik. Zobaczymy, czy Weiss dostanie dość czasu… Różnie z nim bywało, ale trzymam kciuki.
Odnoszę wrażenie, że za nim nie przepadasz.
Bez przesady, po prostu w Petrzalce rozstaliśmy się w dziwnych okolicznościach. Jak tylko wróciłem po kontuzji, zakomunikował mi, ze nie jestem mu już potrzebny. Ściągnął sobie innego zawodnika ze Sparty Praga, a ja musiałem szukać klubu. Okienko transferowe było już zamknięte i w końcu trafiłem do Polonii Bytom.
Po jakimś czasie powiedziałeś: „nie wiedziałem, na co się piszę”.
Przyszedłem w trakcie sezonu. Na miejscu trochę się zdziwiłem, bo przecież stadion Polonii był w tym czasie jeszcze gorszy niż teraz. Ale nie było czasu, żeby wybrzydzać. Przynajmniej znałem kraj, miałem blisko do domu. Fajnie, nie ma czego żałować. Podpisałem kontrakt i akurat pomogłem w utrzymaniu. Dwie kolejki przed końcem zremisowaliśmy z Lechem, a ja strzeliłem gola w 93. minucie.
W tym sezonie jesteś drugim strzelcem Korony. Budzi się w tobie niespełniony napastnik? Pomijając fakt, że nie świadczy to dobrze drużynie.
Bo ja wiem? Fajnie, że czasem coś wpadnie. Kiedyś rzeczywiście trenerzy ustawiali mnie z przodu. Ale z czasem cofali coraz bardziej do tyłu. Na defensywnego pomocnika, później do obrony.
Ktoś wyśledził, że miałeś największy rozmiar buta w całej słowackiej lidze. Już wiemy skąd te gole…
Oczywiście, to na pewno to! Tylko jakoś ostatnio częściej strzelam głową.
Podobno jesteś hokeistą – amatorem?
Trochę tak. Pochodzę z ÄŒierne, czuję się takim połowicznym góralem. W dzieciństwie zawsze albo jeździłem na nartach, albo grałem w hokeja. Oczywiście bez żadnych ochraniaczy, bez niczego… Każdy walczył jak mógł i to też jakoś kształtowało charakter.
Grasz w Polsce kilka lat, na niezłym poziomie, a Weiss powołanie do kadry przysłał Erikowi Cikosowi z Wisły.
Co zrobić, akurat na mojej pozycji zawsze jest ktoś lepszy. Tylko raz dostałem powołanie, jak miałem akurat bardzo dobry sezon w Petrzalce. Strzeliłem sześć goli w lidze, występowaliśmy w Champions League. Selekcjonerem był Dusan Galis. mieliśmy grać mecze kontrolne i naprawdę wyglądało, że jest szansa, na debiut. Do momentu, gdy zerwałem więzadła… Na tym się skończyło.
Ale dziś, podobno, ani myślisz kończyć z grą?
Mam 34 lata, ale absolutnie – nie ma mowy. Fizycznie czuję się nawet lepiej niż sześć, siedem lat temu. Treningi są bardziej nowoczesne, mamy różne sport-testery. Nie czuję się zmęczony, ani wyeksploatowany. Zdrowie dopisuje, testy medyczne cały czas są w miarę dobre, więc nic, tylko grać.
Co z kontraktem z Koroną?
Na razie nie rozmawialiśmy. Ale pojawiły się już inne zapytania.
Z Polski czy zagranicy?
Musze myśleć o rodzinie, więc w grę wchodzi jedno i drugie. Ale na razie koncentruję się, żeby dobrze dograć ten sezon.
Słyszałem, że masz na to ciekawy sposób. Majsterkowicz – samouk?
Rzeczywiście, na zgrupowaniach, jak jest dużo czasu, to zamiast oglądać filmy, wolę poczytać książki i różne gazety o budownictwie. Nawet nie wiem skąd się to bierze, lubię to. Dużo by kupił za to, co już na nie wydałem. Teoretyczną wiedzę mam, zobaczymy czy kiedyś przyda się w praktyce. Może akurat otworzę jakąś firmę. A jak nie, to przynajmniej będę umiał w domu przewiercić dziurę…
ROZMAWIAŁ PAWEŁ MUZYKA