Komisja Ligi nie anulowała żółtej kartki, jaką w meczu z Arką otrzymał pomocnik Ruchu Chorzów, Marek Zieńczuk. I nie pomogły tłumaczenia, że ta kartka była całkowicie bezsensowna – a była. Zieńczuk nie miał zamiaru podawać ręki czy w jakikolwiek inny sposób bratać się z rywalem, który rozciął mu łuk brwiowy (i który go jeszcze niby przypadkiem kopnął w głowę, przechodząc obok).
I miał do tego Zieńczuk pełne prawo. Czy piłkarz musi podawać rękę zawodnikowi przeciwnej drużyny? Nie. Dopóki nie przekracza pewnych granic, ma prawo uważać rywala za ostatniego szmaciarza. Jeśli sędzia Paweł Pskit z Łodzi chce koniecznie podawać rękę wszystkim wokół – jego sprawa, niech podaje. Chce się przytulać ze spoconymi facetami – niech się przytula. Ale niech odwali się od innych. Bridge nie chciał podać ręki Terry’emu – jego sprawa. A Zieńczuk nie chciał Brumie. I Pskitowi nic do tego.
To jest właśnie sprawiedliwość po polsku.
Zieńczuk dostaje kartkę i nie jest ona anulowana, natomiast Costa z Zagłębia Lubin za jakiś akt zbydlęcenia, polegający na skakaniu Trytce po nodze, dostaje czerwoną kartkę, za którą niby powinien pauzować, ale… nagle się okazuje, że wykonanie kary zostaje odroczone. W maju miał się zebrać trybunał i ustalić, czy Costa ma pauzować dalej, czy nie. Ale do końca ligi zostało półtora tygodnia, a trybunał dziwnym trafem nie miał czasu do tej sprawy wrócić…