Chuligańska krucjata, jak zwykle, trwa i ma się dobrze. Przeróżne portale i portaliki, gazety duże i małe… Wszyscy od niedzieli ślepo przepisują po sobie: „pseudokibice zatrzymani”, „swastyki na derbach Krakowa”, „koszulki nawołujące do przestępstwa” i tak dalej, i tak dalej. Fani – chuligani znów dali o sobie znać… Podobno.
Za chwile babcie i troskliwe mamy nie puszczą na stadion swoich dzieci, bo tam nie dość, że chuligani to jeszcze naziści. Nikt nie sprawdził jak było, ale prasową depeszę przepisali wszyscy.
„Jeszcze w trakcie meczu osoby z ochrony stadionu, obsługujące monitoring, w jednym z sektorów zauważyły grupkę mężczyzn, którzy mieli założone koszule z napisami nawołującymi do popełnienia przestępstwa. O zdarzeniu została poinformowana policja i w trakcie opuszczania trybun po zakończonym meczu, czterech kibiców zostało zatrzymanych. Na koszulach mężczyzn był napis „Śmierć Cracovii”.”
W zasadzie zastanawiamy się – o co chodzi? Dlaczego w takim razie policja nie burzy miejskich murów, które od lat swoimi hasłami „nawołują do popełnienia przestępstwa”? Czy nie lepiej, by stróże prawa zajęli się jakąś konstruktywną robotą? Może, zamiast oglądania koszulek kibiców, patrolowaniem osiedli i ulic. Gdzie naprawdę od czasu do czasu dzieje się coś złego.
Nie były to pierwsze derby, które obejrzałem z trybun. Ani drugie, trzecie czy czwarte. Ale zdecydowanie pierwsze, podczas których momentami zastanawiałem się czy tu naprawdę gra Wisła z Cracovią. Może dlatego, że nie było kibiców gości. Może dlatego, że nikt nie wyrywał krzesełek i nie przypuszczał bohaterskich szturmów na stadionowe toalety… Ale tym razem, idąc na mecz z gromadką dzieci, nie trzeba było nawet zasłaniać im uszu.
Słowem – kultura. „Doping zawierał tak niewielkie ilości bluzgów, że podobnych derbów próżno szukać w ostatnim dwudziestoleciu” – to cytat z serwisu kibiców Cracovii. Tyle cenny, że rzetelne opinie jednych na temat drugich to naprawdę rzadkość.
Ale o chuliganach czytamy dalej: Dwaj następni kibice zostali zatrzymani w niedzielny wieczór nieopodal Regionalnego Dworca Autobusowego. – Patrol policji biorący udział w zabezpieczeniu spotkania zauważył dwóch mężczyzn. Jeden z nich niósł flagę ze wzorem swastyki, a za nim krokiem defiladowym podążał jego kolega, który salutował „Heil Hitler”.
Dobre sobie. Hitlerowcy z Reymonta zatrzymani na autobusowym dworcu. Nikomu nie zaświeciła się lampka – czy to na pewno kibice? Czy oni w ogóle byli na meczu? I kiedy ostatnio ktoś widział swastykę na polskim stadionie? A może ci dwaj właśnie wrócili z Hamburga. To przecież tam kibice St. Pauli wymachiwali w sobotę flagą z podobizną z Che Guevary.
Za późno – wiadomość już poszła w świat. Największy niemiecki tygodnik opinii (1,3 mln nakładu), „Der Spiegel” przez pięć ostatnich dni przygotowywał reportaż o polskich kibicach. Biedny dziennikarz przyjechał do Krakowa przekonany, że znalazł się w centrum chuligańskiego świata. W miejscu, gdzie co tydzień ludzie zabijają się siekierami, a na stadion wypada iść z własnym paralizatorem. – U nas w Niemczech cały czas się o tym mówi. Byłem w Serbii, byłem w Turcji, ale jeszcze nie słyszałem, żeby gdzieś w Europie było tak jak u was. I to rok przed Euro – mówi zaaferowany.
Od kilkunastu miesięcy jeździ po całym świecie. Robił wywiad z Pele, pisał o złodziejach obrazów, litewskich przemytnika haszyszu czy żeńskiej reprezentacji Korei w piłce nożnej. Tym razem przez prawie tydzień śledził polskich chuliganów. Zagadywał bramkarzy w dyskotekach, rozmawiał z taksówkarzami, policją, pytał w klubach…
W końcu któregoś wieczoru spotykamy się przy piwie, a ten lamentuje: – Jak tak dalej pójdzie, materiał będzie o kant dupy rozbić – mówi łamaną polszczyzną. W młodości, przez siedem lat, mieszkał z rodziną w Gliwicach.
– Nikt nie chce rozmawiać. Jak nie dostanę kogoś z prawdziwej bojówki, nie usłyszę, co go motywuje, dlaczego to robi i co wtedy czuje – nic z tego nie będzie. Nikt nie chce mówić. Chyba łatwiej dotrzeć do wodza Kim Dzong Ila, niż do nich.
– To może tych chuliganów tu praktycznie nie ma? – zagaduję pół żartem, pół serio.
– Tyś się widział z rzecznikiem Wisły? On mi dziś godzinę mówił to samo. Ł»e nie ma w Krakowie żadnych „Sharków” – odpowiada już lekko zirytowany. – Tylko policja twierdzi, że jest bezsilna. Ł»e oni są jak mafia. Nożami się kroją i nikt nie może sobie z tym poradzić… Jak w niedzielę na derbach nic się nie wydarzy, jestem ugotowany – biadolił.
Za kilka dni milion Niemców i tak przeczyta sześciostronicowy reportaż z polskiego „piekiełka”. Tekst już się pisze. Tylko te derby rozczarowały. Bo było jakoś tak… normalnie.
PAWEŁ MUZYKA