Chciałeś jechać na mecz do innego miasta? NIE MOŁ»ESZ. Masz siedzieć w domu i nawet nie myśleć o tym, by z niego wyjść. Jak zgłodniejesz, to zamów pizzę. TYLKO NIE WYCHODٹ. Zakaz. Jesteś z Warszawy, a chciałbyś zwiedzić Wawel – pocałuj się w dupę. Nie możesz. No dobra, jeszcze możesz, ale pospiesz się, bo nie wiadomo, co przyniesie przyszły tydzień. Rząd wydał wojnę stadionowym chuliganom, ale przy okazji także tobie. Nie byłeś na meczu? Nie interesujesz się sportem? Nieważne. Do jednego faceta, który też na mecze nie chodzi, nad ranem wpadli antyterroryści szukający kiboli.
Lepiej więc nie cwaniakuj, bo w tej wojnie niewinnych nie ma. Paragraf już na ciebie jest. Przeklinanie na przykład. Powiedziałeś kiedyś „kurwa” w miejscu publicznym? Możesz mieć nalot GROM-u w czasie komunii dziecka. Nie bądź zdziwiony, jak w ogródku wyląduje helikopter. Radzimy też obejrzeć okolicznościowy filmik…
Właśnie skasowano możliwość oglądania meczów wyjazdowych – ogólnie, wszystkich, na każdym szczeblu. Za finał PP w Bydgoszczy oberwali nawet kibice Partyzanta Targowiska (o ile tam mają jakichś kibiców), co już oznacza stosowanie odpowiedzialności zbiorowej na niespotykaną dotąd skalę. Dodatkowo za momencik zapewne zostaną zamknięte kolejne stadiony w ekstraklasie. Rząd pręży muskuły i pokazuje, co może. Wybrał sobie grupę społeczną mającą najgorszy PR i przeprowadził frontalny atak, ku uciesze mas, które muszą mieć jakąś rozrywkę przed snem (lepiej opowiadać o bezkompromisowej walce z chuligaństwem niż dziurze budżetowej).
– Nie ma żadnych wyjazdów! Albo się wreszcie opanują, albo nie – grzmiał prezes Lato, gdy próbowaliśmy wyjaśniać u niego powody decyzji, jakiej – krótko mówiąc – świat nie widział. Były już zamknięte stadiony i monitoring przekleństw. Ale teraz nawet LKS Wesoła nie pojedzie na wyjazd do Zrywu Dydnia. Albo jak u Kononowicza, nie będzie niczego…
Niestety, nie zdążyliśmy zapytać prezesa, co jeśli kibice się jednak nie opanują, bo w międzyczasie zakończył rozmowę. Wcześniej dodał tylko, że: „w czwartek odbyło się spotkanie z premierem, na którym obecni byli prezesi klubów i minister Miller, był też Komendant Główny Policji i za jego sugestią podjęliśmy wspólny wniosek…” Wniosek prosty – łatwiej zamknąć wszystko niż ścigać tych, których ścigać trzeba. Tak się nawet zastanawiamy – co docelowo rząd chce osiągnąć? Jeśli np. uda się przepędzić chuliganów ze stadionów, to przecież oznaczać będzie, że ci chuligani pojawią się w innym miejscu, prawda? Nie znikną, nie rozpłyną się. Bezpieczny stadion – niebezpieczna ulica? O taką zależność chodzi?
Może więc należałoby się skupić na konkretnych osobach – na tych, które trzeba w ten czy inny sposób resocjalizować. Do tej pory wydawało nam się, że na tym polega prawo – na karaniu sprawców przestępstw, ale widocznie się myliliśmy. A samo przepędzenie zbira z miejsca A do miejsca B nie jest chyba najlepszym pomysłem. Jeśli takich zbirów w mieście X jest dwustu to przecież ich spacyfikowanie nie powinno być czymś ponad siły całego państwa.
Ktoś powie – ależ przecież oni tak robią! Wyłapują ich! Jednego po drugim!
No to skoro wyłapują, to po co jednocześnie zawracają głowę normalnym ludziom? Skoro policja jest taka skuteczna, że identyfikuje osoby odpowiedzialne za zamieszki w Bydgoszczy, to dlaczego uderza też w ludzi, którzy z tymi zamieszkami nie mieli nic wspólnego? Dlaczego ogranicza się innym swobody obywatelskie? Dlaczego ktoś ma nie mieć prawa pojechać na mecz do innego miasta?
Tak, wiemy – dla przestrogi. Uhuhu, jestem groźny Donald, uhuhu, musicie się mnie bać, uhuhu, ładnie poproście, to może jeszcze jakiś mecz kiedyś obejrzycie. Ale co to za przestroga? Ja, przykładowy szary obywatel przykładowego miasta mającego więcej niż 500 tysięcy mieszkańców mam się opanować i nie rzucać kamieniami w policję? I tak nie rzucam. Mam nie kopać kamerzysty? I tak bym nie kopnął. A jak wielki chłop stojący obok mnie będzie miał na to ochotę – przecież go nie będę obezwładniał, bo to nie moja rola.
Nudne jest już punktowanie rządu. Nudne, bo łatwe. Coraz to bardziej efektowne porównania, co też mógłby zamknąć Tusk straciły urok. Administracyjnych decyzji bronią już tylko ci, którzy z zawodowego obowiązku muszą. Na przykład zadzwoniliśmy do Antoniego Piechniczka, a on uderzył w takie oto tony: – A jaką mamy pewność, że na którymś z meczów nie doszłoby do podobnych wydarzeń, jak w Bydgoszczy? Załóżmy, że ostatnie mecze Lecha i Legii odbyłyby się z kibicami. Jaką pan da mi gwarancję, że ta grupka chuliganów nie odstawi kolejnego popisu?
Gwarancję? Ł»adną. Nie damy też żadnej gwarancji, że przyszły tydzień nie przyniesie kolejnej afery w PO, nie damy też gwarancji, że tym razem żaden z działaczy PZPN nie zostanie pijany wyniesiony z obrad zarządu. Nie damy takiej gwarancji ani teraz, ani za rok.
W polityce potrzebny jest wróg. Polityka, ta polska, bez wroga nie istnieje. Wojenka z PO-PiS już się trochę przejadła, z górnikami, rolnikami i pielęgniarkami lepiej nie zaczynać, ale kibice… O, kibice nadają się idealnie. Można lać i patrzeć, czy równo puchnie. Tylko, że ktoś wyraźnie się zagalopował. Oczywiście, Anglicy też reagowali mocno i też zastosowano odpowiedzialność zbiorą (wykluczenie angielskich klubów z europejskich pucharów na pięć lat), ale ruchy w Anglii były konsekwencją zamieszek na Heysel, gdzie zginęło 39 osób.
– Ciemny lud to kupi – powiedział kiedyś jakiś ekspert od siania zamętu, bodajże Kurski. I teraz ciemny lud ma kupić, że w tej Bydgoszczy mieliśmy niemalże drugie Heysel i że jeśli reakcja nie będzie wystarczająco mocna, to ze stadionów na ulice wyleje się krew.
Jakże nie pasuje do tego wszystkiego fakt, że na polskich stadionach naprawdę jest bezpiecznie.
Donald Tusk stworzył alternatywną, medialną rzeczywistość, w której największym problemem w Polsce są stadionowi chuligani. W tej alternatywnej rzeczywistości premier jest dzielnym, bezkompromisowym szeryfem, który ostro rozprawi się z elementem przestępczym. Wymyślanie sobie wroga to zabieg stary jak świat. W Rosji ciągle kogoś ścigano, zależnie od potrzeb – a to trockistów, a to arystokratów itd.
Przypomniał nam się w tym momencie cytat z książki Aleksandera Sołżenicyna „Archipelag Gułag”.
A cóż to za młoda kobieta tam mignęła?
To córka Lwa Tołstoja, Aleksandra. Pyta Krylenko: jaki był jej udział w tych spotkaniach? Odparła: „nastawiałam samowar”.
– Trzy lata obozu koncentracyjnego!
„Nastawiałam samowar” – genialne. A jaki był twój – kibicu z Łodzi, Gdańska, Krakowa, Wrocławia, Zabrza czy Katowic – udział w zamieszkach w Bydgoszczy?
– Oglądałem je w telewizji.
Trzy lata obozu koncentracyjnego!
Tak, przesadziliśmy. Celowo przesadziliśmy. Czy jednak nie ma żadnego podobieństwa? Czy karanie niewinnych ludzi nie jest cywilizacyjnym krokiem wstecz? Czy zasada „dajcie człowieka, paragraf się znajdzie” nie pochodzi z upiornej przeszłości? Czy stosowanie odpowiedzialności zbiorowej nie stoi w sprzeczności z podstawowymi regułami prawa?