Czy Śląsk w sobotę wskoczy na drugie miejsce?

redakcja

Autor:redakcja

13 maja 2011, 22:46 • 4 min czytania

Oto polska liga. Spotkanie drugiej w tabeli Jagiellonii Białystok z czwartą Legią Warszawa było jednym wielkim popisem bezsilności. Goście wiedzieli, że ich przeciwnikom wypadł ze składu najbardziej wredny środkowy obrońca, a w bramce występuje debiutant, ale nawet nie byli w stanie tego debiutanta sprawdzić. 20-letni Słowik znowu obejrzał sobie mecz, zamiast w nim uczestniczyć – z tą różnicą, że teraz patrzył na kolegów z perspektywy bramki, a nie z ławki rezerwowych. Z kolei Jagiellonia 31 minut (plus czas doliczony) grała w jedenastu na dziewięciu, a i tak nic z tego nie wyniknęło.
Jak słusznie zauważył Marcin Burkhardt: – Klasowa drużyna grając tyle czasu w takiej przewadze powinna strzelić minimum jedną czy dwie bramki.

Czy Śląsk w sobotę wskoczy na drugie miejsce?
Reklama

No właśnie, słowo klucz – klasowa. Na boisku nie było ani jednej klasowej drużyny, mieliśmy za to futbol „klasowy”, czyli taki z trzeciej klasy szkoły podstawowej, z lekcji w-f. Podanie, podanie, aut, podanie, podanie, strata.

W pierwszej połowie komentatorzy zachwalali grę Legii, która nie była w stanie zrobić sztycha i komplementowali, w jaki sposób warszawski zespół buduje akcje, mimo że przez 45 minut nie zbudował ani jednej. Jagiellonia paradoksalnie jeszcze przed przerwą, czyli gdy nie grała w przewadze, miała najlepsze sytuacje na zdobycie gola. Jedną zmarnował Tomasz Frankowski, a drugą Arzumanjan, który przyzwyczaił nas do jednego – nie trafia w piłkę, kiedy jest to naprawdę istotne. Raz nie trafił w piłkę w Krakowie i Jagiellonia straciła gola w meczu z Wisłą. Teraz nie trafił w piłkę stojąc dwa metry przed bramką Legii i Jagiellonia gola nie zdobyła. Może to i sympatyczny chłopak, ale mógłby trochę potrenować. W lipcu ma urodziny – może ktoś kupi mu piłkę?

Reklama

Po przerwie – wiadomo. Legia dostała dwie czerwone kartki, których słuszności nikt nie podważał, natomiast my mamy pewne wątpliwości, czy w sytuacji Frankowski kontra Vrdoljak w ogóle był jakikolwiek faul. Jeśli był – wiadomo, czerwień. Ale na tę chwilę jakoś nie jesteśmy przekonani, czy „Franek” faktycznie został chociaż dotknięty. Aczkolwiek – to musimy zaznaczyć – nie twierdzimy, że nie został.

Tak czy siak, Legia do sędziego pretensji mieć nie powinna, a już na pewno nie powinien Borysiuk, który w tym sezonie w ekstraklasie dostał już dziewięć żółtych kartek. – Nie chcę komentować decyzji sędziego, bo niektóre były naprawdę… dosyć nietypowe – powiedział po meczu legionista, ale nam się wydaje, że bardziej nietypowe od decyzji sędziego jest to, że w środku pomocy w bądź co bądź poważnym klubie gra tak nieodpowiedzialny i tak piłkarsko ograniczony chłopak.

Vrdoljak i Borysiuk nie zagrają w meczu Legia – Wisła, ale Wiśle różnicy to już żadnej nie robi, bo jeśli w niedzielę wygra z Cracovią, to OFICJALNIE ZOSTANIE MISTRZEM POLSKI, na trzy kolejki przed końcem sezonu.

Wróćmy jeszcze do Białegostoku. „Jaga” robiła sporo, żeby mecz wygrać, chęci nie brakowało, tylko umiejętności. Jak się gra w 11 na 9, to wrzucanie piłek w pole karne, gdzie już stoi cały zespół Legii jest pomysłem trochę głupawym. Element zaskoczenia próbował wprowadzić Burkhardt, ale nie miał z kim rozegrać piłki. Grzyb wolał grać na klepkę z bandami ustawionymi wokół boiska.

Cóż, patrząc na tabelę wiosny, oglądaliśmy walkę dwunastej i trzynastej drużyny w lidze. I coś nam się wydaje, że w tym momencie tabela wiosny nie kłamie.

W piątek mieliśmy też drugi BARDZO ważny mecz. Spodziewaliśmy się, że Polonia Bytom wygra z Górnikiem, ale najwidoczniej przeceniliśmy gospodarzy. Jak ktoś gra o życie i drugi raz z rzędu przegrywa na własnym boisku, to aż się prosi o degradację. Na tę chwilę Bytom sprawia wrażenie drużyny absolutnie niesprawnej – nie działa tam ani atak, ani pomoc, ani obrona (no i bramkarz też nie – przy golu na 0:1 trzeba było zrobić dwa kroki i złapać piłkę, zamiast rzucać się jak na babę). Jeśli za tydzień poloniści przegrają w Gdyni z Arką, to mogą już kupić mapę Polski i sprawdzić, gdzie jest Kluczbork.

OK, za chwilę niektórzy się oburzą, że bytomianie mieli kilka sytuacji do zdobycia gola, tylko ich nie wykorzystali. Fakty są jednak takie, że w dwóch najważniejszych meczach (czyli tych dwóch ostatnich) Polonia potrzebowała rzutów karnych, by trafić do siatki. Przydałby się tam jakiś napastnik. Ponieważ bytomian polubił Wojtek Kowalczyk, możemy go spytać, czy nie chciałby w ostatnich kolejkach strzelić jakiejś bramki brzuchem, ale z góry zaznaczamy, że raczej nie będzie mu się chciało.

A tym, którzy już w Bytomiu są, może i się chce, ale kibicom, kiedy na nich patrzą, chce się z kolei wyć. Ten Vascak – co to w ogóle za koleś? W tym roku skończy 28 lat, a goli w całej karierze strzelił mniej niż Manuel Arboleda.

Na koniec zauważmy, że w sobotę po raz pierwszy w tym sezonie Śląsk Wrocław stanie przed szansą awansu na drugie miejsce w tabeli.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama