Alejandro Cabral znalazł się w szerokiej kadrze Argentyny na mecz z Nigerią, co – o ile ta szeroka kadra nie składa się z dwóch tysięcy nazwisk – jest sensacją na miarę transferu Pawła Kieszka do FC Porto. Pomocnik Legii, znany z tego, że jest pomocnikiem Legii i już z niczego więcej, najwidoczniej weźmie udział (hmm, inaczej – ma szansę wziąć udział) w jakimś wielkim castingu dla młodych Argentyńczyków. Tak przynajmniej rozumiemy tę informację, bo gdyby miało się okazać, że Cabral zagra w jednym zespole z Messim czy Tevezem, to czas umierać.
Sądzimy po prostu, że nikomu z Argentyny nie chciało się lecieć do Polski, więc ktoś pomyślał: dawaj tego Cabrala, zobaczymy, co potrafi. Potem się okaże, że niewiele, ale przynajmniej Alejandro nabije sobie trochę punktów Miles&More.
Dla Legii jest to doskonała wiadomość pod każdym względem. Po pierwsze – rośnie prestiż klubu. Po drugie – Cabral nie będzie męczył buły w ostatniej kolejce i opuści stolicę przed końcem sezonu (ostatnia kolejka zaplanowana jest na 29 maja, a mecz Nigeria – Argentyna na 1 czerwca).