Holenderski pisarz i dziennikarz sportowy, Simon Kuper, napisał kiedyś w swojej książce: „Ktokolwiek spędzi trochę czasu w futbolu, wkrótce odkryje, że tak jak częścią naftowego biznesu jest ropa, tak nieodłącznym elementem piłkarskiego jest… głupota”. Prawda, że barwne? Stworzyliśmy dla Was absolutnie subiektywny przegląd piłkarskich idiotyzmów. Głupot mniejszych i tych całkiem dużych. Nie będzie tu jednak o tym, że jakiś nieszczęśnik trafił z metra w słupek. Chodziło raczej o historie, które nie mogły zdarzyć się przypadkiem. A na pewno nie mają wiele wspólnego z rozsądkiem i normalnością.
Być może bywały lepsze, głupsze, zabawniejsze. Bywały na pewno. Ale właśnie na tym polega subiektywność tego „rankingu”. Gotowi, no to – start.
10. Benjani Mwaruwari, czyli szansa odleciała…
Słyszeliśmy o ludziach, którzy po pijaku spóźniali się na lotnisko, by później przez 15 godzin wracać do domu pociągiem. Ale, żeby przez pół dnia nie dotrzeć na drugi koniec Anglii, gdzie czeka już fura pieniędzy od Manchesteru City, to chyba jednak lekka przesada. Takim wyczynem może „pochwalić się” napastnik Blackburn – Benjani Mwaruwari. W 2008 roku „City” chciało wykupić go z Portsmouth za prawie osiem mln euro. Był czwartek, ostatni dzień okna transferowego…
Wszystkie warunki uzgodnione z samego rana. Sven-Goran Eriksson spodziewał się zawodnika na popołudniowym treningu, ale – jak się okazało – ten wyjątkowo długo pakował walizki i spóźnił się na dwa kolejne loty. Nie wsiadł na pokład o 15:15, ani o 17. Kolejny samolot został odwołany, a gdy o 20:50 Mwaruwari był wreszcie zwarty i gotowy, lot okazał się opóźniony. W Manchesterze wylądował tuż przed północą, ale – kolokwialnie mówiąc – było już „po ptokach”. Na stronie internetowej klubu pojawił się tylko krótki komunikat: „z powodu późnego przybycia zawodnika, nie byliśmy w stanie sfinalizować transferu”. Mwaruwari mógłby sobie nieźle pluć w brodę, gdyby „City” nie postanowiło zawalczyć o niego raz jeszcze.
9. Jermaine Pennant i zgubione 100 tysięcy
Transportowe problemy to chyba wyjątkowo niechlubna domena piłkarzy. Vinnie Jones opisał w swojej autobiografii, jak będąc młodym piłkarzem Wimbledonu, po mocno zakrapianej imprezie spóźnił się na zbiórkę przed wyjazdem na mecz. Jako że nie miał prawa jazdy, postanowił dogonić kolegów, jadąc pociągiem. Pech chciał, że wsiadł akurat nie do tego, do którego powinien.
Coś znacznie dziwniejszego przytrafiło się jednak Jermaine’owi Pennantowi. Pracownicy parkingu przy stacji kolejowej w Saragossie zorientowali się, że od pięciu miesięcy stoi na nim jego ekskluzywne Porsche. Po transferze do Stoke, właściciel kompletnie zapomniał o jego istnieniu. Jak widać, jedni gubią klucze, inni dokumenty, jeszcze inni całe samochody. Przynajmniej Hiszpania okazała się porządnym krajem. Po pięciu miesiącach kluczyki wciąż były w środku…
8. Matty Pattison: hej, czas na trening!
Niektórzy twierdzą, że alkohol wypłukuje szare komórki. Były piłkarz Norwich – Matty Pattison przekonał się, jak duże spustoszenie alkohol może powodować w połączeniu z komórek brakiem. Zawodnik z RPA przez cały sobotni wieczór świętował w nocnym klubie zwycięstwo swojej drużyny. Rano, wyraźnie zmęczony, zorientował się, że czas zbierać się na trening. Był już mocno spóźniony, więc nawet nie zdążył się przebrać. Wybiegł z domu, jak stał – w samej koszulce i majtkach. W połowie drogi na stadion zatrzymał go policyjny patrol, który szybko wyczuł, że klient nie jest pierwszej świeżości. Efekt? Za prowadzenie po pijanemu odebrano mu prawo jazdy, a klub wymierzył solidną karę finansową. Tyle że wcale nie za spóźnienie na trening… Matty w międzyczasie zorientował się, że jest niedziela. Całkiem wolna od zajęć.
7. Tatuażowe szaleństwo: Klopp, Neymar, Rooney
W naszym przeglądzie nie może zabraknąć słowa o kibicach, których poświęcenie – jak wiadomo – czasem nie zna granic. Niedawno usłyszeliśmy o Niemcu, który wytatuował sobie na plecach podobiznę Juergena Kloppa. Co ciekawe, kilkunastocentymetrowa, rozwrzeszczana gęba trenera Borussii, najbardziej spodobała się narzeczonej pomysłowego fana. – Jest wniebowzięta. Codziennie prosi, żebym spał na brzuchu, aby mogła budzić się obok Juergena – mówi z dumą 41-letni Martin Hueschen.
Kiedyś wydawało nam się, że szczyt tatuażowej pomyłki zaliczył Anglik, który na plecach „wydziergał” sobie napis: „Rooney, City Legend”. Oczywiście z podobizną rudzielca z Manchesteru, który, na nieszczęście właściciela dzieła, cały czas gra dla United…
Samą siebie przeszła jednak 17-letnia fanka z Brazylii. Napisem „Neymar” ostemplowała sobie wewnętrzną część dolnej wargi.
Nie był to pewnie najprzyjemniejszy zabieg w jej życiu, ale sprawa nabrała rangi narodowej. Pisały o niej wszystkie gazety, dziennikarze przepytywali jej matkę, a sam Neymar dziękował wpisem na twitterze, Szkoda, że u nas nie dzieją się takie rzeczy. Wyobrażacie sobie kibica Legii z podobizną Vrdoljaka? Albo gościa z Ćwielongiem na plecach? To by dopiero było.
6. Czego nie zrobisz dla Canarinhos?
Równie soczystego samobója strzelił sobie pewien niemiecki złodziejaszek. W czasie mistrzostw świata w 2006, w dniu meczu Brazylia – Australia, okradł kobietę w monachijskim autobusie. Jakie było jego zdziwienie, gdy w skradzionej torebce znalazł akurat bilet na to spotkanie. Postanowił nie tracić szansy i wejściówkę wykorzystać. W końcu kto nie chciałby obejrzeć na żywo popisów Canarinhos? Kieszonkowiec osobiście poszedł na stadion i zajął wskazane miejsce. Nie przewidział tylko, że na krzesełku obok może usiąść mąż oszukanej kobiety. Pechowiec nie obejrzał jeszcze żadnej z bramek, a już wyprowadzano go ze stadionu w kajdankach.
5. Johnny Rep – śmiertelny prima aprilis
Lecimy dalej. Pamiętacie historię kibiców kolumbijskiego Deportivo Cucuta, którzy wnieśli na trybunę trumnę z nieboszczykiem w środku?
Nie oni jedni wywołali w świecie sportu „śmiertelne” zamieszanie. Wyjątkowym poczuciem humoru wykazali się niegdyś dwaj Holendrzy. Reprezentanci kraju: Rob Rensenbrink i Willem van Hanegem. Autorzy nietypowego primaaprilisowego żartu wmówili dziennikarzom, że ich kolega z kadry – Johnny Rep nie żyje. Zginął w katastrofie helikoptera. Sprawa szybko poszła w świat, a w Holandii zastanawiano się nawet nad wprowadzeniem narodowej żałoby. Aż tu nagle… nieboszczyk ożył. W dodatku telefonicznie sam zdementował plotkę o swojej śmierci. Ciekawe, ile osób pomysłowi żartownisie przyprawili o stan przedzawałowy.
4. Skok Cesara, kasy nigdy mało
To będzie historia o ludzkiej pazerności. Przecież nawet jeśli nie brakuje ci kasy, zawsze możesz mieć jej więcej. Piłkarze wychodzą z tego założenia wyjątkowo często. Brazylijski obrońca Cesar, gdy jego zespół awansował do pierwszej ligi stanowej, dowiedział się, że w klubowym sejfie leży sporo gotówki przeznaczonej na wypłatę premii. Skrzyknął więc paru kumpli i w kilka dni po pieniądzach nie było śladu. Przebiegli złodzieje nie pomyśleli tylko, że swojej zdobyczy nie powinni od razu puszczać w obieg. Cesar ledwie zdążył pochwalić się nowym samochodem, a już zapukali do niego smutni panowie w mundurach. Cenne informacje kosztowały go 5 lat i 4 miesiące więzienia. Skok zrobił w wielkim stylu, do piłki wrócił w jeszcze większym. Wyjechał do Europy, zagrał w Lazio i Interze, a nawet zadebiutował w reprezentacji…
Takich jak on było na pęczki. Jednemu znaleziono w „bagażu” 160 kg haszyszu, innym na lotnisku zarekwirowano 70 litrów wódki. Na szczyt wspiął się jednak reprezentant Anglii – Glen Johnson, który wraz ze swoim mniej znanym kolegą, Benjaminem May, wybrał się do sklepu, by kupić… sedes. Zarabiający 30 tysięcy funtów tygodniowo gwiazdor postanowił na nim trochę przyoszczędzić. Dlatego sprytnie przełożył swój zakup do pudełka z niższą ceną. Pechowo, całą akcję zobaczył jednak sklepowy ochroniarz. Efekt: 80 funtów grzywny i trochę publicznego wstydu.
3. Svein Grondalen kontuzjowany przez łosia
O najdziwniejszych piłkarskich kontuzjach można by pisać prace doktorskie. Jeden zerwał więzadła, bo po pijaku spadł z krzesła. Inny, przebrany za klubową maskotkę, złamał nogę przy ewolucji na BMX-ie. To wszystko „pikuś”, jeśli wyobrazimy sobie uraz spowodowany przez… łosia. Nie dalej jak rok temu polski żużlowiec – Rafał Okoniewski nie dojechał na zawody, bo właśnie łosia potrącił na szwedzkiej autostradzie. Zawodnik wyszedł bez szwanku, ale włochate bydle całkowicie skasowało samochód.
Atak bezpośredni przeżył też Svein Grondalen. Wielokrotny reprezentant Norwegii musiał zrezygnować ze zgrupowania kadry, ponieważ łoś staranował go podczas joggingu. Brzmi głupio? Grondalenowi wcale nie było do śmiechu, gdy biegając między drzewami, przypadkowo spłoszył śpiące zwierzę. A to zareagowało bardzo nerwowo…
Całe szczęście, że żadnego łosia nie spotkał John Roland Emeka, gdy podczas testów w MKS Kluczbork nie dotrzymał tempa kolegom i zgubił się w lesie.
2. Problemy z pęcherzem
Znacznie mniej wyobraźni niż klasycznego pecha miał Darius Vassell. Chyba zbyt często oglądał kultowy serial „Pan Złota Rączka”, bo wreszcie postanowił przeprowadzić operację na własnej stopie. Wymyślił, że samodzielnie pozbędzie się pęcherzyka krwi, który zebrał mu się pod paznokciem. Pomysł nie byłby może aż tak idiotyczny, gdyby Vassell nie zdecydował się użyć… wiertarki. Efekt? Nie dość, że przewiercił sobie palec, to jeszcze nabawił paskudnego zakażenia krwi.
Na przyszłość sugerujemy, by rozwiązując problemy z pęcherzem, brać przykład z Jorge Valdivii. Niezbyt dyskretnie, ale sprawnie i skutecznie.
1. Analnego Manuela przypadki
Na koniec jeszcze małe odkrycie. Otóż okazuje się, że Manuel Arboleda nie był wcale prekursorem zwyczajów, które niedawno testował na Euzebiuszu Smolarku. On po prostu zgrabnie przeniósł je na polskie podwórko. Prawdziwym specjalistą od tego typu „zabiegów” jest Brazylijczyk – Carlos Alberto. Pewnego razu poszedł nawet o krok dalej i postanowił ściągnąć spodenki sędziemu (Wideo – TUTAJ).
Ponoć analny patent stosowali też piłkarze Wolverhampton, by powstrzymać na boisku Emmanuela Adebayora. A jak zauważyli nasi sąsiedzi, Czesi, nawet Carlos Tevez bezpardonowo atakował „slavny zadek” Rio Ferdinanda.
Niekiedy złośliwość przeradzała się też w… życzliwość. Antonio Cassano w omawiany sposób gratulował kolegom zdobytej bramki (Zobacz – TUTAJ). Jak widać, cywilizowane metody powoli przechodzą do lamusa.
PAWEŁ MUZYKA