Maciej Rybus nie powinien wychodzić na boisko. Im mniej gra, tym więcej ma ofert – przynajmniej medialnych. Stąd prosty wniosek, że każdym meczem robi sobie krzywdę. Chłopaku, naprawdę, nie graj, dla własnego dobra!
No bo popatrzcie… Najpierw – zdaniem naszych dziennikarzy, oczywiście – Rybusem zainteresowało się włoskie Udinese. Chwilę potem do akcji wkroczyła Aston Villa, szukająca następcy Ashleya Younga. Oczywiście Rybus z racji wieku może być następcą różnych angielskich youngów, ale Ashleya akurat chyba niekoniecznie.
Ale nic to. Wniosek jest jeden – odkąd na skutek kontuzji Rybus przestał regularnie pokazywać się w meczach, jego prestiż w europejskim futbolu gwałtownie wzrósł. Przez ostatnie cztery miesiące zagrał raz, ale nie umknęło to uwadze skautów – odpoczywający Rybus od razu stał się kąskiem znacznie bardziej łakomym niż Rybus aktywny. Wcześniej, gdy jeszcze występował w każdym meczu Legii, pies z kulawą nogą się nim nie interesował.
Dlatego radzimy Maćkowi – nie graj! Mów, że cię noga boli, albo że masz okres. Cokolwiek. Jak grałeś, to nikt cię nie chciał, a jak przestałeś, to nagle od ofert nie możesz się odgonić. Zastanów się, co dla ciebie lepsze.
A tak bardziej poważnie – drodzy panowie dziennikarze… Litości.