Obejrzeliśmy powtórkę Cafe Futbol – szczerze ten program lubimy i… lubimy polemizować z treściami, które w nim padają (przynajmniej nie ma słodkiego pierdzenia, jak często w C+). Ostatni czasy jest to trochę program pod tytułem: “Cafe Lech”, co bywa dość zabawne. Np. zabawnie było dzisiaj, kiedy przez pierwsze 40 minut red. Kołtoń opowiadał o swojej fascynacji polityką transferową Lecha Poznań i w ogóle wszystkim, co jest z Lechem związane. Czekaliśmy tylko aż tradycji stanie się zadość i wyzna miłość Arboledzie i Kotorowskiemu, ale nie tym razem: zrobi to prawdopodobnie w czasie rewanżowego meczu z Bragą, bo to w końcu u niego pewne, jak “pójście w sukurs” u Szpakowskiego.
Ale do rzeczy. Ze słów Kołtonia wynika, że Lech ma:
– fantastyczny skauting
– świetną organizację
– znakomicie dobraną kadrę
Potem wpadł temat Widzewa Łódź i już okazało się, że Widzew ma:
– zbyt wielu obcokrajowców (“mnie to śmieszy”)
– beznadziejną organizację
– kadrę bez ładu i składu
Komitet transferowy Lecha to według Kołtonia szczyt profesjonalizmu, ale komitet transferowy Widzewa to już jakaś kpina. My widzimy, że i tu, i tu kręcą się synowie prezesów – młody Rutkowski i młody Cacek. Pewnie w Poznaniu to kwestia kompetencji, a w Łodzi nepotyzmu, prawda?
Lechowi niczego zarzucić się nie da, można tylko chwalić, ale kiedy padło hasło o obcokrajowców w Widzewie, to Roman Kołtoń zaczął wręcz szydzić z ich liczby. No to teraz pytanie – czy ktoś z was widzi znaczącą różnicę między liczbą obcokrajowców w Widzewie i liczbą obcokrajowców w Lechu? Ktoś widzi jakąś kolosalną różnicę w skuteczności skautingu? Lech znalazł sobie Rudnevsa czy Stilicia, a Widzew Sernasa i Pankę: ok, pierwszy duet pewnie lepszy, ale też znacznie więcej kosztował.
Zdumiewające, z jaką łatwością Kołtoń chwalił Lecha i rugał Widzewa w zasadzie za to samo. Chwalić koncepcję Lecha na prowadzenie polityki transferowej przez pierwszą część programu i wyśmiewać koncepcję Widzewa, polegającą – podobnie jak w Lechu – na ściąganiu obcokrajowców, przez drugą część – to trzeba być nim. Tak kłócić się z samym sobą, w kwestii klubów, które robią to samo, tylko w innej skali i w ramach własnych budżetów – niespotykane. W obu klubach są identyczne założenia (w skrócie: wyszukiwanie piłkarzy w innych krajach i odpowiedzialność transferowa rozłożona na wiele osób, przyglądanie się piłkarzowi na wielu płaszczyznach), ale w jednym klubie te założenia są perfekcyjne, a w drugim nędzne – gdzie tu konsekwencja? W zasadzie to Widzew KOPIUJE rozwiązania przyjęte w zagłaskiwanym Poznaniu, a teraz jeszcze mu się za to obrywa. Podwójne standardy.
Niezwykle interesowało też Kołtonia zagadnienie, jak Michniewicz radzi sobie z przekazywaniem swoich myśli piłkarzom, ale już przy Bakero takiego kłopotu nie zauważył (“tam jest jednak wielu piłkarzy z Bałkanów” – i co z tego, skoro nie znają hiszpańskiego?).
My to widzimy tak:
– Liczba obcokrajowców w obu klubach jest zbliżona
– Liczba synów prezesów w komitetach transferowych jest identyczna
– Koncepcja przeprowadzania transferów jest identyczna
– Problemy komunikacyjne większe musi mieć jednak Bakero (bo nawet z Polakami się nie dogada)
Ale i tak cytat dnia należy do Franciszka Smudy. Poprosimy was o tłumaczenie jego najnowszej złotej myśli.
– Czy Bartosz Bosacki to jest ciągle kandydat do reprezentacji czy za stary człowiek?
– Na pewno nie. Kandydatem zawsze jest, ale nie wiadomo, kiedy.
W “Piłce Nożnej” zapisaliby to tak: “Nie ma co strzępić języka po próżnicy”.