Reklama

Fura szczęścia, tona żenady. Polacy niestety zagrali…

redakcja

Autor:redakcja

06 lutego 2011, 21:52 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jeśli kiedyś będzie jechać przez Ożarów – albo może być to też np. Racibórz – i zobaczycie przy drodze boisko, po którym biegają nieutalentowani faceci, zatrzymajcie się na chwilę i popatrzcie: to zupełnie jak mecz Polski z Mołdawią. Ten sam poziom i mimo wszystko takie same znaczenie dla naszego futbolu. Spotkanie, które na szczęście już się zakończyło, miało różne fazy. Raz my graliśmy słabo, a Mołdawianie jeszcze słabiej, razy Mołdawianie słabo, a my jeszcze słabiej. Ostatecznie wygraliśmy jeden do zera, bo mieliśmy tę przewagę, że ich bramkarz strzelił sobie samobója, a nasz nie.
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że było to jedno z najgorszych spotkań, ze wszystkich jakie odbędą się na Półwyspie Iberyjskim w 2011 roku. Przebieg gry, tak w skrócie, wyglądał następująco: Polak – Polak – Polak – Mołdawianin – Mołdawianin – Polak – Mołdawianin – Polak – Polak – Mołdawianin – Mołdawianin – aut – Polak – aut – Mołdawianin. Łączna liczba strat zanotowana przez piłkarzy obu drużyn to – jak wyliczył Castrol Index, ew. “Tygodnik Kibica” – 24353458, natomiast liczba dokładnych podań: 11 (słownie: jedenaście). Wydarzeniem wieczoru był rzut rożny w wykonaniu Dawida Plizgi, a baranem wieczoru wybrany zostaje Dawid Nowak.

Fura szczęścia, tona żenady. Polacy niestety zagrali…

A propos Nowaka – niezmiernie nas śmieszy, kiedy dziennikarze pytają go, czy zemsta jest słodka. Takie pytanie padło i w tym tygodniu – czy zemsta jest słodka? I chodzi o to, że Nowak zemścił się na Polonii Warszawa, strzelając jej gole. Tylko za co Nowak miałby się mścić? Ł»e ktoś chciał się sfrajerzyć i dać mu pół miliona złotych za podpis i 135 tysięcy złotych miesięcznie? Przecież to nie powód do zemsty, tylko do dozgonnej wdzięczności.

Tak, Nowak najgorszy, ale konkurencję miał mocną – Pawłowski na przykład, też dno, no i Kucharczyk (czy to nie rekord – napastnik debiutuje w kadrze, mając na koncie dwa gole w lidze?). I wszyscy inni – również. Przez moment mieliśmy napisać, że wszyscy obok Sandomierskiego, ale zrobiło się to nieaktualne w momencie, gdy rękoma nie trafił w piłkę, a Dorosz nie trafił piłką w bramkę. To zresztą najlepiej świadczyło o sile naszego przeciwnika – w ataku grał Dorosz, który w polskiej lidze zdążył zostać wywalony z trzech klubów, w których łącznie zdobył jednego gola. Z drugiej linii wspierał go rezerwowy Cracovii, a w drugiej połowie z przodu partnerował mu pacjent, który nie znał przepisu o spalonym.

Mówiąc krótko – obustronna żenada na boisku, gdzie psy dupami szczekają i to do dosłownie, o czym zaświadczy każdy, kto nie wyłączył fonii w drugiej połowie. Jedyni dobrzy piłkarze w naszej ekipie – Jacek Zieliński i Tomasz Frankowski – niestety nie weszli na murawę.

Jedno natomiast nam ten mecz wyjaśnił – mamy już odpowiedź, dlaczego Stefan Szczepłek przyszedł kiedyś na mecz przebrany za kowboja. Otóż najwidoczniej to był tylko początek zachodzących u niego zmian. W przerwie meczu powiedział, że Polacy grają jak Cristiano Ronaldo w reklamie telewizyjnej. To chyba najlepszy moment by uznać, że gdy w głowie zaczyna hulać wiatr, warto pomyśleć o zmianie zawodu. Ewentualnie niech Szczepłek przychodzi do studia w tym śmiesznym stroju kowboja, od razu będzie jasne, żeby nie brać go poważnie.

Reklama

Niewiele lepszy był Lesław Ćmikiewicz, ekspert pełną gębą.

– Co pan może powiedzieć o składzie naszej drużyny?
– Nie znam zawodników za bardzo.

Tak, Ćmikiewicz. Nam się zawsze będzie kojarzył z tym, że jako drugi trener Amiki powiedział kiedyś do piłkarzy: – Jak nie wiecie, co zrobić z piłką, podajcie do rywali. Niech oni się męczą.

Chyba Lesław miał jakieś telefoniczne łączenie z naszymi, bo ewidentnie stosowali tę taktykę.

Wracając do meczu… Nie, do meczu nie ma co wracać, gdyż oczywiście był on całkowicie zbędny. Natomiast wrócić musimy do dzisiejszego “Cafe Futbol”, w którym Roman Kołtoń oburzał się, jak to Polonia mogła nie zwolnić piłkarzy na to spotkanie. Ten sam Kołtoń przez dwa lata powtarzał, że podobne mecze to “kabaret” i że nie powinno się ich rozgrywać, a kiedy któryś z jego widzów w końcu się z nim zgodził (w tym wypadku Wojciechowski), to Kołtoń zmienił zdanie o 180 stopni i uznał za skandal brak współpracy przy takich spotkaniach. Grunt to konsekwencja.

Spodobały nam się też dwie złote myśli Franciszka Smudy.
Pierwsza: – U mnie nie ma słowa, że nic się nie stało. Albo się stało, albo nie… Boskie!
Druga, o Polonii: – Może jeśli nie chcą promować zawodników, to trzeba ich nie brać.

Reklama

No, oni nie chcą promować. Weź kogoś z Zagłębia i zaproś prezesa Kozińskiego na zgrupowanie.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...