Paweł Janas – szkoda go czy nie szkoda? Chyba nie za bardzo, bo w zasadzie dostał to, o co się prosił. Było robić skok na kasę i iść do Polonii? Było przesłuchiwać Bakero, dlaczego robi takie zmiany, a nie inne? Było kopać dołki pod Hiszpanem? “Janosik” wykopał w okolicach ławki rezerwowych przy Konwiktorskiej kilometrowy dół, aż w końcu sam się zagapił i z gracją poszedł na dno. Oczywiście, wielu chciałoby pójść na dno, rozwiązując kontrakt za porozumieniem stron, czyli zgarniając kilkaset tysięcy złotych, ale pytanie brzmi: czy to nie ostatnie kilkaset tysięcy w trenerskiej karierze Janasa?
W Polonii były selekcjoner poniósł klęskę na wszystkich frontach. Zazwyczaj jego metoda “nie wpierdalać się” przynosiła niezłe skutki, bo on sobie kręcił zawieszonym na sznureczku stoperem, ewentualnie siadał na piłce, a piłkarze – wolni od wszelkich szkoleniowych gorsetów – grali, jak potrafili. Tymczasem na Konwiktorskiej kręcenie stoperem wnerwiało prezesa i dodatkowo nie przekładało się na dobre wyniki. Co rzadkie w karierze Janasa – ani prezes nie był zadowolony, ani zawodnicy.
Kariera doradcy Wojciechowskiego też musiała trwać krótko, bo Janas to nie jest facet z tysiącem pomysłów na minutę. Nawet nie z dwoma pomysłami na minutę i nie z dwoma na dobę. Lubi święty spokój i zasadę “będzie, co ma być”. Czyli – na doradcę niespecjalnie się nadaje, chyba że miałby doradzić właśnie święty spokój (to nawet samo w sobie nie byłoby głupie), ale nie takich porad JW oczekuje.
Coraz cięższe czasy nastały dla obiboków w Polonii. Nie tak dawno jeden z dziennikarzy rozmawiał z Wojciechowskim. No i Wojciechowski mówi: – Ale zadzwoń do Majdana, on ci wszystko powie.
– Przecież on nigdy nie odbiera telefonów.
– Ty, faktycznie… ON NIC NIE ROBI!
Nagłe olśnienie – on nic nie robi! I zrobił go trenerem bramkarzy. Przynajmniej się spoci raz dziennie.