Reklama

W lidze hiszpańskiej już wszystko pozamiatane?

redakcja

Autor:redakcja

30 stycznia 2011, 20:21 • 3 min czytania 0 komentarzy

Pytanie “kto będzie mistrzem Hiszpanii” chyba właśnie przestało być aktualne. Teraz należałoby zastanowić się, ile punktów przewagi będzie miała na koniec sezonu FC Barcelona i ile jeszcze rekordów pobije. Śmiało można założyć, że w każdej innej lidze niż hiszpańska Real Madryt miałby olbrzymie szanse na tytuł, ale przecież oczywistym jest, że w żadnej innej nie zagra. Czyli – szykuje się kolejny sezon, którego nikt w Madrycie dobrze wspominać nie będzie. Przeczuwa to najwyraźniej Jose Mourinho i z tego powodu puszcza bąki, że jednak najbardziej to chciałby pracować w Premier League.
Dzisiaj Real przegrał z Osasuną, a patrząc na przebieg spotkania, trudno uznać ten wynik za jakąś rażącą niesprawiedliwość. Szkoda Cristiano Ronaldo, bo piłkarz z takim talentem powinien być skazany na sukces, ale trafił najwyraźniej w złe miejsce, w złym czasie. Całej reszty – no, poza Casillasem – nie szkoda, a przynajmniej nie tak bardzo.

W lidze hiszpańskiej już wszystko pozamiatane?

Długo mogło się wydawać, że walka Barcelona kontra Ronaldo będzie trwać do końca sezonu, ale jeden piłkarz nie może pociągnąć zespołu w każdym bez wyjątku meczu. A niestety jeśli on nie strzela goli, to już robi się problem, bo partnerzy z drużyny to bez dwóch zdań nie ta sama półka. I nawet nie półka niżej. Kaka to dziś fajne nazwisko, ale coraz mniej fajny piłkarz. Di Maria nawet nazwiska nie zdążył sobie na dobre wypracować, a już się okazało, że tam gdzie dla niektórych jest podłoga, dla niego już sufit.

Ale to nie jest tekst o tym, że z Realem jest coś nie tak. Nie, wręcz przeciwnie – Real jest wspaniały. Sęk w tym, że Barcelona jest dwa razy wspanialsza. W każdych innych okolicznościach zachwycanoby się “Królewskimi”, ale ich pech polega na tym, że muszą walczyć tu i teraz. To jak – przy zachowaniu wszelkich proporcji – z Andrzejem Gołotą. “Andrew” był świetnym pięściarzem, ale niestety w tym samym czasie byli inni, jeszcze lepsi – Lennox Lewis czy Mike Tyson. Dzisiaj nie ma ani Lewisa, ani Tysona, ani Gołoty. I walą się po mordach jacyś Czagajewy, którzy mało kogo interesują.

Siedem punktów przewagi Barcelony nad Realem to bardzo dużo. Aby zniwelować tę różnicę, Real musiałby wygrać z Barceloną (podsumujmy to słowem – wątpliwe), a także czekać na dwie wpadki zespołu Guardioli w pozostałych spotkaniach (jeszcze bardziej wątpliwe). Łatwiej chyba będzie sięgnąć po Puchar Europy, niż po triumf w lidze. Dziwne, ale prawdziwe. Walka o tytuł najlepszej drużyny na świecie – jakkolwiek karkołomnie by to brzmiało – chyba jednak rozgrywa się na boiskach Primera Division.

Wiecie dlaczego tak bardzo interesujemy się ligą hiszpańską? Bo mamy wrażenie, że obserwujemy w niej wyścig o znaczeniu historycznym. Kto wygra ligę angielską – wszystko jedno, za trzy lata wszystkim będzie się mylić, czy to był Manchester United, Chelsea, czy Arsenal. Niemiecka – jednosezonowy triumf Borussii, zapewne. Włoska? Raz ci, raz tamci, bez różnicy. Ale w Hiszpanii oglądamy drużynę, która na stałe zapisze się w historii futbolu i zadajemy sobie pytanie: jak długo ten zespół będzie wygrywał i czy zdoła doprowadzić do tego, że wszyscy na świecie, bez żadnych dyskusji, powiedzą – to jest właśnie futbol wszech czasów.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...