Napisał do nas człowiek ze strony RealSerwis.pl. Ł»e stworzył fajny portal, ale jeszcze niewiele osób o nim wie. No i że miłoby mu było, gdybyśmy go trochę zareklamowali, bo bez tego ciężko będzie zdobyć czytelników. – Napisz coś, zareklamuj się tekstem – odpisaliśmy. I podesłał nam artykuł o Karimie Benzemie, napisany specjalnie na tę okoliczność…
* * *
Dwie rzeczy są w tym temacie pewne w stu procentach: to, że Karim Benzema ma gigantyczny talent – i to, że na podstawie jego dotychczasowych występów w Realu, nie widać tego nawet pod lupą.
Jest sobie najlepszy trener na świecie i karmi kaczki. To z karmieniem kaczek akurat nie ma żadnego znaczenia (tzn. dla kaczek ma pewnie spore), ale użycie tylko jednego czasownika w zdaniu o Mourinho – i to tak banalnego jak “jest” – zakrawa na bluźnierstwo. No i ten najlepszy trener na świecie ma to do siebie, że potrafi do maksimum wykorzystywać swoich piłkarzy. Ale oni są tolerancyjni, i lubią być wykorzystywani przez Jose. Bardzo to lubią. Niektórzy, jak Sneijder, mogliby mu jeść z ręki, ale w walce o pożywienie musieliby siłować się z kaczkami. Nagle najlepszy trener na świecie dołącza do najlepszego klubu w historii. Zostawia za sobą mediolańskie pisklaki, które pod jego wodzą przekształciły się w dorodne koguty, i bierze się za hodowlę madryckich orłów.
Jeden taki młody francuski orzeł przyleciał do Madrytu z Francji. Wspaniały okaz, pięknie upierzony, bardzo skuteczny i bezlitosny dla swoich ofiar. Wspaniale się rozwijał, bardzo udanie polował, prawdziwy postrach przestworzy. Ale gdy tylko zmienił swoje terytorium, gdy wyleciał do ciepłego kraju, zgubił się. Po paru nieudanych polowaniach stracił całą pewność siebie. Przestały drżeć na jego widok gołębie, drwiły z niego skowronki, pare razy dostał w dziób od wróbli. Autorytet runął. Katalońskie pisma ornitologiczne (dosłownie) piały z zachwytu. Ale skoro już dryfujemy w tej ptasiej terminologii, to – cóż, jak na razie nawet Kaka nie pokazał “ptaka”…
Gdy oficjalnie ogłoszono zatrudnienie w Madrycie portugalskiego szkoleniowca, wszystkie znaki na niebie i ziemi zapowiadały sielankę: Perez jako prezes wszechmogący, Mourinho jako wszechmogący trener. W dodatku jasny układ – żadnego wtrącania się sobie w kompetencje. Trener wskazuje piłkarza paluszkiem – prezes dzwoni do piłkarza ze słowami “Hej, tu Perez. Pakuj się”. Karim wylądował w stolicy Hiszpanii rok przed The Special One, czyli jeszcze w czasach, kiedy trener miał śmiesznie mało do powiedzenia w kwestii polityki transferowej. Trudno więc nazwać Benzemę czy Kakę transferami Pellegriniego. Ale skoro Karim jest transferem i pupilkiem Pereza, który go broni i wywiera presję na to, by na niego stawiać, tym większa spada odpowiedzialność na Chilijczyka za obecną wersję tego piłkarza. A jest to wersja demo. Do ściągnięcia za darmo, bo zawodników grających na takim poziomie jaki obecnie prezentuje Francuz, można dostać darmowo albo za bezcen.
Z jednej strony trudno się dziwić byłemu szkoleniowcowi River Plate (czyli klubu, którego wychowankiem jest Higuain), że nie chciał rezygnować z usług znajdującego się w wybornej dyspozycji Argentyńczyka kosztem mającego ślamazarne początki Benzemy. Igła ładował bramkę za bramką, i nieważne tutaj, że śmiało mógł a może nawet powinien mieć tych bramek drugie tyle. Szukał okazji, a one jego. Z jego goli rodziły się punkty. Karim cierpliwie czekał na swoją szansę. Czekał, czekał, zagrał połówkę, zawiódł, czekał, czekał, zagrał kwadrans, powąchał piłkę, czekał, czekał, czekał… I się nie doczekał. Z pierwotnego “przecież to dopiero początek, potrzeba czasu na adaptację”, sytuacja zaczęła się robić nerwowa. Kiedy pojawiła się presja na trenerze, by częściej wystawiał Francuza, Francuz czuł dodatkową presję na sobie. Nie koncentrował się na tym, by po prostu grać swoje w każdym pojedynku, bo każdy mecz był dla niego jak egzamin przez wścibską, krytyczną do bólu kilkudziesięciomilionową komisją śledczą w sprawie afery “Co tak naprawdę drzemie w Benzemie?”
Cofnijmy się w tak niedaleką przecież przeszłość. Benzema to nie był po prostu jeden z wielu młodych, utalentowanych piłkarzy, jakich mamy wysyp każdego roku (zwłaszcza latem, kiedy jak czereśnie kwitną transferowe plotki). Tego szalonego, upalnego lata 2009 roku, kiedy to nawet Watykan oderwał się na moment od różańca, transfer Benzemy ucieszył mnie najbardziej. Ten ruch Pereza złudnie przekonał mnie, że Hiszpan tym razem wyciągnął wnioski, że wie co robi, że w całym tym szaleństwie z Cristiano, Kaką i Xabim, nie chodzi tylko o nazwiska. Mający algierskie korzenie napastnik nie miał jeszcze takich zdolności jak Cristiano, ani tak mocnego nazwiska jak Kaka, ale dysponował wszelkimi atrybutami, by wkrótce wyjść z cienia starszych kolegów.
Spodziewałem się (ważne – nie: “miałem nadzieję”, tylko właśnie: “spodziewałem się”), że w swoim pierwszym sezonie zdobędzie na rozgrzewkę nieco ponad 20 bramek. W drugim – nieco ponad 30, a potem będzie już tylko lepiej i lepiej… Zagorzały kibic Królewskich, nastoletni reprezentant Francji, piłkarz namaszczony na następcę Henry’ego (przez niego samego), postrach m.in. Barcelony i Man Utd w Champions League… Idealny materiał na ikonę klubu na całą następną dekadę. Cóż, kto powiedział, że ikona musi być piękna… Mourinho natomiast jest trenerem, który wyciska talent z piłkarza, do ostatniej kropli, bezlitośnie jak wampir. W Mediolanie wygrał wszystko dysponując piłkarzami kopniętymi w tyłek przez Real: to on zagoił madryckie siniaki Sneijderowi, Cambiasso, Samuelowi, Eto’o… I nagle te dwa nazwiska spotykają się jak dwie proste prostopadłe, jednomyślnie i prawomocnie skazane na wzajemny sukces. Przeznaczenie jednak złożyło apelację, los wpłacił kaucję, wyrok skazujący na sukces został zawieszony.
To bardzo delikatna, skomplikowana sprawa. Trudno jednoznacznie winić Pellegriniego czy Mourinho za to, że obecny obraz Benzemy jest mocno zakurzony i zaniedbany. Trener takiego klubu jak Real Madryt musi podejmować dziesiątki ważnych decyzji każdego dnia i najzwyczajniej w świecie nierealne jest, by każda z nich była trafna i najsłuszniejsza z możliwych. Pomyłki są z góry wliczone w zawód trenera. Każdy szkoleniowiec i prezes ma święte prawo do pewnego marginesu błędu. Pytanie tylko, czy Perez (1. wprowadzając destabilizację, 2. znowu zmieniając trenerów po jednym sezonie, 3. kupując piłkarzy na oślep i sprzedając m.in. Robbena i Sneijdera, bez których Bayern i Inter nie miałyby szans awansować do finału Ligi Mistrzów) i Mourinho (1. nie potrafiąc wydobyć oczywistego potencjału z Benzemy, Lassa, Pedro Leona czy Ramosa, 2. arogancją psując wizerunek klubu i przysparzając Królewskim nowych wrogów z prędkością światła, 3. doznając upokarzającej klęski w starciu z odwiecznym rywalem) nie przekraczają już tego marginesu?
FREELOVER
Jeśli chcecie wejść na stronę RealSerwis.pl, kliknijcie TUTAJ.