Reklama

Bogiem a prawdą: tak, Messi naprawdę był NAJLEPSZY

redakcja

Autor:redakcja

10 stycznia 2011, 21:52 • 3 min czytania 0 komentarzy

Leo Messi został wybrany najlepszym piłkarzem w 2010 roku, co jest zaskakujące podwójnie. Primo – przecieki sugerowały triumf Iniesty. Secundo – dla Argentyńczyka był to rok, w którym przeżył rozczarowanie w dwóch najważniejszych rozgrywkach (mistrzostwa świata, Liga Mistrzów). Ale z zawodnikiem Barcelony wszyscy mają problem: on tak bardzo odstaje od całej reszty piłkarskiego świata, jest tak zjawiskowy i niepowtarzalny, jest tak bezdyskusyjnie genialny, że trudno przy wyborze brać pod uwagę jedynie wzniesione puchary. Chodzi w innej wadze, gra w swojej lidze. Jest Messi i reszta świata.
Puchary… Wielu z was twierdzi, że zwyciężyć powinien Sneijder – nawet nam od czasu do czasu taka myśl przechodzi przez głowę. Ale przecież gdyby po prostu na sucho zliczać wyniki, przyznawać punkty za konkretne trofea, to “Złota Piłka” zaraz przepoczwarzyłaby się w jakiś ranking IFFHS, czy innych statystycznych oszołomów. W jednej rubryce coś by dodano, w innej odjęto, potem przemnożono przez odpowiedni współczynnik i okazałoby się… że najlepszym trenerem świata był Arsene Wenger.

“Złotej Piłki” nie przyznaje się według matematycznych wzorów, tylko na podstawie głosowania dziennikarzy, selekcjonerów i kapitanów reprezentacji z całego świata. Nikt im nie powiedział – głosujcie na tego, który najwięcej wygrał, zgodnie z punktacją: mistrzostwo świata 10 punktów, finał mistrzostw świata 7 punktów, Liga Mistrzów 8 punktów, finał Ligi Mistrzów 5 punktów itd. Gdyby tak to miało wyglądać, to po co w ogóle ankiety, po co głosowanie? Wystarczyłby sprawny matematyk, np. Paweł Mogielnicki z 90minut.pl (pozdrawiamy). W całej zabawie chodzi przecież o wskazanie najlepszego, a nie najbardziej utytułowanego zawodnika.

Nie wiadomo, czy to urok “Złotej Piłki”, czy jej przekleństwo, ale głosują w tym plebiscycie żywi ludzie – mądrzy, głupi, naiwni, zblazowani, zafascynowani. Normalni. I oni uznali – pieprzyć puchary, najlepszy był Messi!

Bo tak Bogiem a prawdą – tak, był najlepszy. Jest najlepszy. Od stycznia strzelił tyle goli, ile wielu zawodników zdobywa przez całą karierę. Pamiętacie jak w marcu w ciągu dwóch tygodni rozegrał cztery spotkania i trafił w nich do siatki dziesięć razy? Albo jak potem w kwietniu cztery razy pokonał golkipera Arsenalu Londyn? To były te chwile geniuszu, do którego Sneijder nigdy się nie zbliży, chociażby zdobył wszystkie medale świata. Lekkości, z jaką Messi potrafi dokonać niemożliwego nie da się objąć statystycznymi ramami. Mamy szczęście obserwować piłkarza z innej planety, chociaż dziennikarskie dinozaury powiedzą nam, że Argentyńczyk nie umowa się do bohaterów sprzed trzydziestu czy czterdziestu lat (typowe idealizowanie przeszłości).

Triumf Messiego stwarza tylko jeden poważny problem. Skoro nie liczą się osiągnięcia z danego roku, a jedynie to, kto po prostu najlepiej gra, to Argentyńczyk – o ile nikt nie połamie mu nóg – wygra następne sześć czy siedem “Złotych Piłek”.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...