Józef Wojciechowski ciągle szuka trenera, który zastąpi Pawła Janasa. I jak twierdzi Jan de Zeeuw, właściciel Polonii bardzo chciał ściągnąć Leo Beenhakkera. Na jego szczęście “Mister Tralala” podobno odpowiedział, że ma dużo pracy w Feyenoordzie, co biorąc pod uwagę wyniki tego klubu (pamiętacie słynne 0:10?) rzeczywiście jest prawdą. Ale żeby Józek nie został tak całkiem z niczym, to Leo miał mu doradzić: – Zatrudnij Theo Bosa, to świetny fachowiec! I proszę – namaszczony przez dziadygę Theo Bos już przybył na negocjacje do Warszawy, podobno owocne (chociaż Okuka też miał owocne).
Theo Bos, Theo Bos… Mówi to coś komuś?
Nazwisko nie rzuca na kolana, osiągnięcia tym bardziej. Pisząc wprost – osiągnięć Bos nie ma Ł»ADNYCH. Nie to, że ma takie sobie. On nie ma żadnych. Prowadził tylko jeden klub w Eredivisie – Vitesse Arnhem, od stycznia 2009 do października 2010. Z 63 oficalnych meczów, wygrał 19. W pierwszym sezonie zajął dziesiąte miejsce, w drugim czternaste, w trzecim został zwolniony, gdy po dziewięciu kolejkach Vitesse miało tylko osiem punktów i zajmowało szesnastą lokatę.
Nie chcemy faceta zbyt ostro oceniać, ale taki bilans – obsuwa rok w rok – sugeruje, by na razie nazwać go człowiekiem-porażką. Leo Beenhakker ma słabość do swoich byłych zawodników, bo do Feyenoordu też jednego polecił i jak to się kończy, widzimy teraz. W ogóle z jego rad lepiej chyba nie korzystać, bo Heerenveen raz skorzystało i dało się podpuścić, by wsadzić do niszczarki jakieś trzy miliony euro (transfer Matusiaka). To nie było mądre.
Józku, nie daj się robić w konia!
A w zasadzie… W zasadzie – to czemu nie? Właściciel Polonii tak uroczo się wścieka, że tak naprawdę przedstawienia pod tytułem “niech ten łysy Holender spieprza kręcić wiatrakami w ojczyźnie” już się nie możemy doczekać. Jeśli w porę nie zorientuje się, że Bos to – mówiąc jak JW – loser, czeka nas fajna medialna szopka na wiosnę.