Nowych tematów – co tu kryć – nie ma. A stare są i to w zasięgu ręki. Nie trzeba niczego pisać, wystarczy trochę banalnej roboty pod tytułem “kopiuj” – “wklej”. Dlatego dzisiaj, trochę z naszego lenistwa, a trochę z przekonania, że to może być mimo wszystko ciekawe, małe resume tego, co przeżywaliśmy w 2010 roku. Na początek styczeń i luty, czyli miesiące, w których wielką gwiazdą Weszło okazał się Bartłomiej Grzelak. Pamiętacie jego ekstremalnie wyczerpujący trening? Śmialiście się z tego, jak bardzo był wyczerpany? Tak? No to… macie przejebane na Legii!
TEKSTY CHOCIAŁ» TROCHĘ WARTE ZAPAMIĘTANIA. CHRONOLOGICZNIE:
* * *
Jeden z ostatnich wywiadów z Januszem Atlasem. Oto fragment…
No i potem mnie jednak obsmarowali, za wypowiedź, że byle pętak nie będzie obrażał PZPN. Bo nie będzie! I pisał, ze rzecznik PZPN miewa problemy z utrzymaniem się na krześle. I jeszcze do mnie bezczelnie dzwoni. Pytam go: to pan jeszcze ma czelność? Coście mieli? Informacje? Ploty żeście wydrukowali. To pan jest chuj, nie dziennikarz! A ja z chujami nie rozmawiam.
– I tak powiedziałeś?
– Powiedziałem! I jestem z tego dumny!
* * *
Kłopoty innego rodzaju niż Janusz Atlas miał Arkadiusz Onyszko…
Arkadiusz Onyszko ma bardziej poprzestawiane w głowie, niż sądziliśmy. Aktualnie uważa, że padł ofiarą spisku gejowskiego i z tego powodu nie zostanie zatrudniony w angielskim Plymouth. Otóż cały świat już zna jego poglądy na temat homoseksualistów i jak jeden ze sponsorów Plymouth usłyszał, że na testy ma przylecieć “Fucking Polak”, to z miejsca założył stringi, uszminkował się i poszedł do klubu powiedzieć: – Nie pozwalam!
* * *
Rekordy hipokryzji bił Ludovic Obraniak.
– Kadra Polski to dla mnie wyzwanie. To zespół, który powstaje, jest w trakcie tworzenia. Jest tu tyle do zrobienia, i to mi się ogromnie podoba. Dopiero tu naprawdę czuję się, jak w rodzinie. Za nic nie zamieniłbym tego na miejsce w ekipie Francji – powiedział Ludovic Obraniak.
* * *
A ponieważ styczeń to miesiąc bez piłki, to sporo działo się poza boiskiem. Na przykład PZPN pracował pełną parą i wydawał całkiem logiczne wyroki. Tu w sprawie Michała Chałbińskiego:
1. instancja: Wydział Dyscypliny PZPN – kontrakt rozwiązany bez orzekania o winie.
2. instancja: Trybunał Piłkarski – kontrakt rozwiązany z winy klubu.
3. instancja: Trybunał Arbitrażowy – kontrakt rozwiązany z winy zawodnika.
* * *
W ogóle PZPN nie próżnował. Mało tego – bardzo aktywnie włączył się do akcji charytatywnych…
PZPN włączył się do Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Podarował TRZY PIŁKI i KOSZULKĘ.
* * *
Potem odkrywamy wam sekret Mouhamadou Traore, kilka miesięcy później podchwyci to prasa:
Czyli w 2004 roku na treningu Wisły pojawił się piłkarz z Senegalu, który:
– Miał na imię Mouhamadou, tak samo jak obecny napastnik Zagłębia
– Miał na nazwisko Traore, tak samo jak obecny napastnik Zagłębia
– Urodził się 16 kwietnia, tak samo jak obecny napastnik Zagłębia
Różni ich tylko jedno – rok urodzenia. Jeden Mouhamadou Traore urodził się 16 kwietnia 1982 roku, a drugi 16 kwietnia 1986 roku. Jeden i drugi rozpoczynając przygodę z polską piłką (lub próbując to zrobić) miał 22 lata. Czas nie stoi w miejscu, więc albo ktoś nas skandalicznie robi w konia, albo mamy do czynienia ze zdumiewającym zbiegiem okoliczności.
Co ciekawe, w internecie nie da się (a przynajmniej nam się jeszcze nie udało) odnaleźć zawodnika Mouhamadou Traore, urodzonego 16 kwietnia 1982. Tak jakby po testach w Wiśle przestał istnieć. Oczywiście, może gra gdzieś, gdzie internet podłączą za 15 lat… W każdym razie dobrze byłoby, żeby ktoś (Ekstraklasa SA!) dokładnie sprawdził papiery Senegalczyka z Zagłębia Lubin, bo fałszowanie daty urodzenia – zwane popularnie przebijaniem blach – to naprawdę w piłce spore przestępstwo. Nie chcielibyśmy się dowiedzieć, że dziesięć lat temu do Daniela Amokachiego Traore mówił “młody”…
* * *
Franciszek Smuda zaczyna “na poważnie” pracować z kadrą. Nasz tekst okazał się proroczy…
To naprawdę nie jest śmieszne. Reprezentacja Polski wyleciała dziś na turniej do Tajlandii, a selekcjoner Franciszem Smuda zabrał ze sobą żonę. Ktoś jest w stanie to zrozumieć? Chciał pokazać, jak poważnie podchodzi do swoich obowiązków i jak poważne mecze czekają Polskę? Miał zamiar udowodnić, że w stu procentach poświęca się pracy? Aż trudno uwierzyć, że “Franz” w sposób tak głupi – i co za tym idzie, tak spektakularny – strzelił sobie w stopę. Wszystkie jego gadki o koncentracji, wszystkie te teksty w stylu “to obóz, nie wycieczka” należy włożyć między bajki, niestety.
Trzeba być sprawiedliwym – gdyby Leo Beenhakker zabrał ze sobą żonę, zostałby rozsmarowany. Jerzy Engel – to samo. Paweł Janas z partnerką – nie byłoby litości. A Smuda pakuje do samolotu żonę i coś nie możemy się doczekać, by ktoś go skrytykował. Nikt nawet go nie pyta: – Przepraszam, panie Franku, a ta pani to po co?
No właśnie – po co? Pomoże piłkarzom w treningach? Nie. Rozpisze taktykę? Nie. Stanie na bramce? Nie. Upierze gacie Pawełkowi? Boże, nie. Po prostu będzie się kręcić. OK – niczego nie popsuje, ale sama jej obecność to dowód na jedno – Franciszek Smuda nie podchodzi do tego zgrupowania profesjonalnie. Dla niego to jakiś tam turystyczno-towarzyski wypad z elementami piłki. A skoro tak się zaczyna, to jaki będzie koniec? Skoro na dzień dobry nie ma co liczyć na stuprocentowe poświęcenie się robocie, to czego wymagać za dwa lata? Jak można powiedzieć piłkarzom, że konieczna jest maksymalna mobilizacja, jeśli w pokoju hotelowym już czeka żona?
* * *
Jako że przez cały rok działacze Ruchu będą opowiadali dziwactwa, warto zauważyć, kiedy to się zaczęło. Mianowicie – od momentu, gdy udawali, że Brzyski nie trafi do Polonii…
No i rozniosła się wieść – Tomasz Brzyski znowu piłkarzem Ruchu! Tomasz Brzyski nie dla Polonii. Na konto chorzowskiego klubu nie wpłynęło 500 tysięcy złotych, w związku z czym Dariusz Smagorowicz, przewodniczący rady nadzorczej Ruchu stwierdził: – Tomasz Brzyski wyjeżdżał w czwartek na zgrupowanie reprezentacji Polski jako piłkarz Polonii, ale wróci z Tajlandii jako zawodnik Ruchu. Umowa jest już nieaktualna. Brzyski jest znowu piłkarzem Ruchu. Czy wrócimy do rozmów z Polonią? Trudno przesądzić. Może ktoś złoży lepszą ofertę?
Umowa nieaktualna? Trudno przesądzać, czy wrócimy do rozmów? Przecież z wami nikt nie rozmawia. Brzyski ma wpisaną kwotę odstępnego. Jak Józek Wojciechowski wstanie w niedzielę, otrzepie się, włączy laptopa, to zrobi przelew. I Brzyski będzie piłkarzem Polonii. A jak prezes warszawskiego klubu przelewu nie zrobi – to Brzyski zostanie na Cichej. Proste.
A zdanie “może ktoś złoży lepszą ofertę” traktujemy jako żart. Po co ktoś miałby składać ofertę wyższą niż wynosi kwota odstępnego? To się kupy nie trzyma. Tylko nie za bardzo wiemy, po co Smagarowicz opowiada dowcipy?
* * *
WYWIAD ROKU. Bez dwóch zdań.
legia.com: Podczas porannych zajęć przeszedłeś testy szybkościowe. Czy trener Szul dał tobie ostro “w kość”?
Bartłomiej Grzelak: Od początku cykl treningowy jest męczący. Pierwszego dnia biegaliśmy dookoła Kanałku Piaseczyńskiego. Później było JESZCZE TRUDNIEJ. Ciężko to znoszę, ale zaciskam zęby. Wierzę, że to przyniesie efekty.
legia.com: Dzisiejsze testy różniły się jednak od dotychczasowych zajęć z Ryszardem Szulem.
Bartłomiej Grzelak: Owszem, była to inna, skrócona forma, Mam nadzieję da nam pełny obraz i pozwoli dobrze przygotować się do rundy wiosennej.
legia.com: Czy cieszysz się, że ominął ciebie bieg na 1500 metrów?
Bartłomiej Grzelak: Każdy z nas ODCZUŁ ULGĘ, że uniknęliśmy biegu na 1500 metrów. Jednak w zamian musieliśmy ZMIERZYĆ SIĘ z dystansem 600 metrów. Dostaliśmy “w kość”, bo daliśmy z siebie WSZYSTKO.
legia.com: Wcześniej biegaliście na przemian truchtem oraz sprintem. Również to mogło was zmęczyć.
Bartłomiej Grzelak: Owszem, to ćwiczenie było męczące, ale nie aż tak jak OSŁAWIONE 600 metrów. Starty, czyli sześć biegów na dystansie 30 metrów były EKSTREMALNE dla zakwaszonych mięśni. KAŁ»DY ODCZUWA BÓLE, ale nikomu nic się nie stało.
legia.com: Jak wygląda sprawa z twoim zdrowiem?
Bartłomiej Grzelak: Staram się pracować i robię wszystko zgodnie z zaleceniami trenera. Jeżeli podczas obozu piłkarzowi nic nie dolega, to nie jest dobry znak. Musimy czuć bóle. Tak jest również ze mną.
legia.com: Ból w których partiach mięśni odczuwasz najmocniej?
Bartłomiej Grzelak: Szczególnie w dwugłowych mięśniach ud.
legia.com: Do Mijas przyjechałeś drugi raz. Czy coś się zmieniło?
Bartłomiej Grzelak: Chyba nic. To jest dla nas optymalna baza. Mamy niedaleko boisko oraz stołówkę. Nie trzeba się nigdzie spieszyć.
legia.com: Brak sklepu z czekoladkami również tobie nie przeszkadza?
Bartłomiej Grzelak: Nie jestem wielkim fanem słodyczy. Czasami, kiedy mnie coś najdzie, to jestem w stanie zjeść pięć czekolad. Jednak to mi się rzadko zdarza.
legia.com: Mieszkasz w pokoju z Kubą Wawrzyniakiem. Trudno was rozdzielić.
Bartłomiej Grzelak: Znamy się jak łyse konie. On należy do nielicznego grona moich przyjaciół. Często rozumiemy się bez słów, a do wyjaśnienia wielu sytuacji wystarczy jedno spojrzenie.
legia.com: Co robisz w wolnym czasie?
Bartłomiej Grzelak: Dużo śpię. Wczoraj przespałem 11 godzin, po obiedzie również znajduję czas na krótką drzemkę.
legia.com: A rozmowy z małżonką?
Bartłomiej Grzelak: Codziennie rozmawiamy ze sobą, chociaż czasami jestem TAK ZMĘCZONY, że NIE MAM SIŁ, aby podnieść telefon.
* * *
Wróćmy jeszcze do Smudy, który szybko dał poznać się jako kłamczuch (a w następnych miesiącach było tylko gorzej)…
Fragment wywiadu z Franciszkiem Smudą, z “Gazety Wyborczej”.
– Z panem wybrała się żona…
– Zapłaciłem za jej podróż, jest na moim utrzymaniu. Paweł Janas brał swoją na każde zgrupowanie i było cicho. A ja raz wziąłem i od razu podniósł się hałas. Ale już mówiłem, że nie interesuje mnie to, co niektórzy wygadują i piszą.
Franz, NIE KŁAM. Paweł Janas nie zabierał żony na zgrupowania, o czym czytelnicy nie muszą wiedzieć, a ty – dla wybielania się – wprowadzasz ich w błąd. Wycieranie sobie gęby nazwiskiem Janasa to po prostu wstyd.
* * *
Hipokryta numer dwa, po Obraniaku…
Mauro Cantoro po przejściu do Odry Wodzisław: – ZAWSZE PODOBAŁA MI SIĘ ATMOSFERA PANUJÄ„CA NA TYM STADIONIE.
* * *
Pierwszy wyczyn słynnego IFFHS i nasz ówczesny komentarz…
O! Na miejscu 163. Legia Warszawa, a na miejscu 206. znany i lubiany klub GKS Bełchatów Katowice, zwany tu i ówdzie GKS-em Katowice Bełchatów. Niestety, w rankingu nie uwzględniono Polonii Bytom Warszawa, ani nawet Polonii Warszawa Bytom.
* * *
A to wrzucimy nie po to, by dokopać Koseckiemu, tylko żeby w ogóle pokazać mentalność polskich piłkarzy – słowa poniżej mógł wypowiedzieć w zasadzie dowolny zawodnik…
Młody piłkarz Jakub Kosecki (ten od wpisów na naszej-klasie) podzielił się swoimi wrażeniami po meczu sparingowym Legia – Metalurg Zaporoże. Dodajmy, że jest to chłopak, który ma 19 lat i próbuje się przebić chociażby na ławkę rezerwowych. I on, potencjalna wschodząca gwiazdeczka, mówi tak: – Chyba podeszliśmy zbyt lekceważąco do tego meczu. Spodziewałem się łatwiejszego spotkania, ale niestety było inaczej.
“Podeszliśmy zbyt lekceważąco”, “spodziewaliśmy się łatwiejszego spotkania” (cytaty z legia.net). Powiedzcie nam, jakim trzeba być kretynem, żeby – po tym, jak polska piłka dostała wpierdol od wszystkich możliwych rywali na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat – zlekceważyć kogokolwiek i spodziewać się łatwego spotkania?
OK, taka Barcelona może powiedzieć: – Myśleliśmy, że będzie łatwiej, zlekceważyliśmy przeciwnika… No bo jak się wygrywa i wygrywa, to można stracić czujność. Ale polski piłkarz? Ale polski piłkarz Kosecki?! Hej, chłopaki, TO MY JESTEŚMY CI LEKCEWAŁ»ENI, A NIE CI, KTÓRZY LEKCEWAŁ»Ä„. Dawno temu przeszliśmy na drugą stronę barykady i przybiliśmy piątki dzikim ludom, które z braku piłek zajmują się kopaniem krowich łbów. Jesteśmy tymi, którzy zbierają manto. Jeśli ktoś każdy kolejny łomot kwituje słowami “nie spodziewałem się”, to znaczy, że jest zwyczajnie tępy.
Chłopaczek spodziewał się łatwiejszego spotkania. Tak, przeciwnik, który stawia opór, to przeciwnik niespotykany, dziwaczny. Po co się szarpać w jakimś sparingu? Przecież, jak dalej mówi Kosecki, “nie wynik jest najważniejszy”. Znacie te cztery magiczne słowa, co? Nie wynik jest najważniejszy. W zasadzie to mniej więcej nasze asy miały wypisane na autokarze w czasie Euro 2008 – “bo liczy się sport i dobra zabawa”.
Wracając do naszego bohatera – należałoby w Polsce zatrudnić jakiegoś charakternego, byłego piłkarza, który chodziłby po klubach i robił selekcję: – Ty kończysz z piłką, bo jesteś pizdeusz. Ty masz zdać sprzęt, lalusiów nie szukamy. Z tobą koniec, nie masz charakteru… SELEKCJA. ODSIEW.
* * *
No i największy wyczyn IFFHS.
“Michał Ł»ewłakow zajął czwarte miejsce w głosowaniu na najpopularniejszego piłkarza na świecie. Reprezentant Polski w plebiscycie zorganizowanym przez Międzynarodową Federację Statystyków i Historyków Futbolu (IFFHS) zebrał 53 939 głosów. W Europie zawodnika Olympiakosu Pireus wyprzedził jedynie występujący w Galatasaray Stambuł Turek Arda Turan (2. miejsce na świecie), który zebrał 91 887 głosów. Na świecie więcej od Polaka głosów zebrali tylko Carlos Alberto Pavon (1. miejsce, Honduras/Real Espana San Pedro Sula) i Mohamed Aboutreika (3. miejsce, Egipt/Al Ahly Kair). Lionel Messi, który został uznany najlepszym piłkarzem świata 2009 roku, zajął w plebiscycie 31. pozycję”.
* * *
W styczniu zaglądamy też na profil Macieja Rybusa i czytamy komentarze pod jego zdjęciami na profilu fotka.pl. Zdjęcia, dla lepszego efektu, zrobił sobie w kiblu.
lenaem: aaaaaaach.
lwillknow: lubię niebieski:)
NiuniaAguniaBlk: 🙂
Jankosia: ; **
Martuska458: ach…jaki ty jesteśŚ śliczny ! :*
Cantacs: Mmmmmm słodko:*
OluuS18: Mniam jakie Ciasteczko:*
?: śliczny, mój
Lady1600: mmm… BOSKI. :*
Vanessaplik: 🙂
ooONatkaaaaOoo: Mhm słodko! ;*;P
?: Mmmm.. Jesteś boski (całusy, serduszka)
xDiamentowaaaax: kocurrr;p
silvunia9: 😉
Justysia1835: mmmm ślicznie:)
aniolek2803: ślicznie;)) ;*
gabby90: eh… przypomina mi coś te zdjątko..
ZacarowanyŚwiattx3: śliczny ;*
Anett03: :):):*
KlaudyskaYELONKI: słodki …. 🙂
monisia2121: Ładnie 🙂
xDtenisistkaxD: ;*
malineczka112: grr :D:D !
* * *
A to sprawa, która przeszła bez echa…
UWAGA, W TO CO PRZECZYTASZ, TRUDNO BĘDZIE CI UWIERZYĆ. Ale uwierz, bo to polska piłka, wylęgarnia absurdu. A może to nie absurd, tylko zwykły chamski finansowy wałek? Tak, to też jest możliwe. No to do rzeczy… Reprezentacja Polski z rocznika 1992, prowadzona przez Michała Globisza, przebywała w ostatnich dniach na zgrupowaniu w Trójmieście. Kierownictwo zwróciło się do PZPN, czy można byłoby na miejscu wynająć jakiegoś busa lub też wziąć taksówki i zawieźć zawodników do kina oraz na stadion. Do kina – 3 kilometry. Na stadion – 5 kilometrów. Co się wydarzyło dalej?
Pewnie sądzicie, że PZPN odmówił i to cała afera. Nie, zupełnie nie. PZPN zabronił załatwiania transportu na własną rękę, zastrzegając, że jest firma przewozowa, która ma ze związkiem podpisaną umowę. I ona właśnie zawiezie piłkarzy gdzie trzeba!
Logiczne? No, nie do końca. Bo… autokar wysłano z Warszawy (360 kilometrów w jedną stronę). Niestety, po drodze się popsuł i trzeba było wysłać jeszcze jeden. Ten dotarł szczęśliwie, zabrał piłkarzy, zawiózł ich do kina i wrócił z powrotem, pusty do Warszawy. Tak, Monty Pyton. Moglibyśmy sto lat myśleć, co najgłupszego jest w stanie zrobić PZPN, ale na to nie wpadlibyśmy nigdy.
Podsumujmy – zawodnicy chcieli jechać do kina. Potrzebnych było góra 7 taksówek. Przejazd każdą kosztowałby jakieś 12 złotych. Razem – niecałe 100 złotych (w obie 200). PZPN w zamian wysłał z Warszawy autokar (ostatecznie nawet dwa), który musiał przejechać 720 kilometrów. I potem jeszcze 3 kilometry do kina. I trzy z powrotem.
A teraz mały cytat z “Faktu”, sprzed kilku miesięcy. Wnioski niech każdy wyciągnie sobie sam:
“Prezes PZPN Grzegorz Lato podpisał kontrakt z prowadzoną przez Władysława Ł»mudę Akademią Sportową. Na mocy umowy firma byłego reprezentanta Polski ma wyłączność na organizację przewozów dla PZPN. Co ciekawe, firma Ł»mudy posiada jedynie dwa autokary: jednego Mercedesa i jeden Neoplan. Stawki płacone przez PZPN zostały ustalone na 4 złote za kilometr za ten pierwszy pojazd i 3,5 za drugi”.
Nie wiemy, czy to właśnie te autokary wyruszyły w trasę. Ale coś nam podpowiada, że tak…
* * *
To żyło własnym życiem przez pewien czas…
Artykuł ze strony 24powiat.pl:
Do niecodziennej sytuacji doszło podczas jednego dnia na obozie MKS-u Kluczbork, który przez ostatnie 9 dni przebywał w Jagniątkowie. Testowany przez nasz zespół Nigeryjczyk John Roland Emeka podczas jednego biegania drużyny nie zdołał dotrzymać kroku reszcie stawki i zgubił się.
Po śladach w lesie pozostawionych przez biegających zawodników zdołał wydostać się na pobliską główną drogę. Później o pomoc prosił już tamtejszych mieszkańców. Przez słabą znajomość języka polskiego nie porozumiał się do końca z osobami, które niosły napastnikowi pomoc. Mieszkańcy wywieźli gracza 15 km. od miejsca pobytu kadry.
Na szczęście później udało się odnaleźć bazę i wszystko dobrze się skończyło.
* * *
Franek na karierę wróżbity raczej nie ma szans…
Piłka potrzebuje naturalności. Nie róbmy z futbolu jakiegoś sztucznego twora, komputera. Prowadząc kadrę, też trzeba ludzkiej życzliwości, normalności. Jak przed EURO będzie długie zgrupowanie, żony na pewno będą mogły nas odwiedzić. Proszę zapytać chłopaków, jak czują się w połowie trzytygodniowego zgrupowania. Zaręczam, że każdy już po 10 dniach zaczyna dostawać, przepraszam za określenie, pierdolca. W hotelu nie mogą patrzeć na siebie. Wiecie, dlaczego dostaję cięgi? Bo afer w kadrze nie ma. Nikt nie chla po nocach, przez okno panie nie włażą. To niektórym się nie podoba, ale nie przejmuję się. Mam skórę grubą jak aligator.
* * *
Przewidujemy odpalenie Boruca i ujawniamy, jak nazywał tego bramkarza Smuda w czasach pracy z Legią…
Główne pytanie brzmi – co zrobić z Borucem? To wciąż cholernie dobry bramkarz, ale zawalił ostatnie eliminacje i nie należy do profesjonalistów. Odstrzelić go raz na zawsze? Smuda chyba właśnie to robi. Zresztą, nie lubił Artura od początku, odkąd go poznał – jeszcze w Legii. Wtedy wołał na niego… “pedalska dupka”. W stylu:
– Wołaj pedalską dupkę, niech wchodzi do bramki!
Ale czy ta pedalska dupka czasem się jeszcze nie przyda, żeby… uratować tyłek trenera?
* * *
To też tekst ponadczasowy. Mógłby dotyczyć innego piłkarza i innego klubu. Ot, polska piłka…
Michał Zieliński, z zawodu od lat “młody talent”, od lipca będzie grał w Koronie Kielce. Chłopak ma już 26 lat, w tym sezonie strzelił jednego gola, w całej karierze dziewięć (na 69 meczów, co oznacza, że 61 razy nie udało mu się trafić do siatki – bo w jednym spotkaniu strzelił dwie bramki).
Ale jest szybki. Jest szybki, więc dostanie jakieś 250 tysięcy złotych rocznie plus premie. I tak przez dwa albo trzy lata. Może cztery.
W Wiśle niedawno był Beto. Bo wysoki. Też dali chłopakowi zarobić. Pokracznie biegał, ale przynajmniej jego czoło znajdowało się jakieś pięć centymetrów wyżej, niż czoła pozostałych napastników.
Kiedy ktoś kupi piłkarza, bo ma dobry drybling? Albo bo umie przyładować z dystansu? Albo bo potrafi błyskotliwie podawać? Ewentualnie – ponieważ strzela genialne bramki? W kółko tylko silny, szybki, silny, szybki. Ale co z szybkości Zielińskiego wynika? Konkretnie – ile taki zawodnik może zapewnić punktów w sezonie? W ilu meczach jego wkład przełoży się na miejsce w tabeli?
Zieliński miał niezły debiut w lidze (albo jeden z pierwszych meczów – nie pamiętamy dokładnie) i wówczas stwierdzono: ma talent! Ale ile można na tym jechać? Jest u nas wielu ekspertów, którzy widząc jedno udane zagranie krzyczą: ma talent! Ale nie ma ani jednego, który publicznie potem powie: a nie, sorry, pomyliłem się, on nie ma talentu.
Nowy nabytek Korony wskoczył na karuzelę “utalentowanych”, z której praktycznie nie sposób wypaść. Jak się nie zapije, to jeszcze sporo zarobi.
* * *
Raz daliśmy się nabrać tzw. poważnym mediom i nawet Engelowi. A potem napisaliśmy to:
Co za gówniana plotka… Wczoraj po wszystkich portalach (począwszy od wielkiego onet.pl) rozeszła się wiadomość, że Jerzy Engel junior został uniewinniony i nie ciążą na nim żadne zarzuty korupcyjne. My, jak idioci, straciliśmy czujność i na chwilę uwierzyliśmy, że polskie media są w stanie chociaż raz do roku podać wiarygodną informację i że można z nich spokojnie zżynać. Niestety! Okazuje się, że młody Engel wcale uniewinniony nie został, bo żadnego wyroku nie ogłoszono. To Wydział Dyscypliny PZPN uznał, że sprawa się przedawniła (chociaż niby korupcja w sporcie się nie przedawnia).
Oczywiście wyroki Wydziału Dyscypliny PZPN – zwłaszcza te dotyczące przedawnień, ale nie tylko – są z zasady nic nie warte. Równie dobrze Grzegorz Lato mógłby ogłosić, że Dariusz Wdowczyk jest niewinny i miałoby to takie samo znaczenie. Zdanie WD znaczy tyle, co opinia warszawskiej straży miejskiej na temat piramidy finansowej Madoffa. Podsumowując – w kwestii Jerzego Engela juniora nic się nie zmieniło. Nadal jest oskarżony oraz nadal jest potencjalną mendą.
Tym bardziej śmieszne są słowa tatuśka, który powiedział tak: – Ani przez chwilę nie wątpiłem w uczciwość syna. Dobrze, że mamy to za sobą… I dalej: – Trudno mi nawet opisać jakie to uczucie. To wie tylko ten którego dziecko zostało niesłusznie oskarżone, a potem oczyszczone z zarzutów. To wielka radość dla całej naszej rodziny.
– Wiadomo, jestem osobą publiczną, a zawsze znajdzie się ktoś kto czyha tylko na okazję, żeby dokopać komuś kto jest na świeczniku. To była doskonała okazja do szargania mojego nazwiska dla takich pieniaczy jak Janek Tomaszewski. Nie wdawałem się wymianę ciosów. Spokojnie czekałem na wyjaśnienie sprawy. Teraz z tymi którzy mieszali nas z błotem spotkamy się w sądzie – stwierdził.
Pomyślcie – jaki trzeba mieć tupet, żeby wypowiedzieć TYLE zdań i słowem nie wspomnieć, że sąd nie wydał żadnego wyroku uniewinniającego? Trzeba po prostu być wąsatym Engelem.
* * *
Odpowiedzialny za Euro 2012 Adam Olkowicz ujawnił się jako zdeklarowany komuch.
Adam Olkowicz, niewątpliwie czołowy obciachowiec PZPN, udzielił bardzo (bardzo!) obszernego wywiadu “Dziennikowi”. Już jego pierwsze zdanie brzmi tak: “13 maja 2002 roku zmarł nagle ówczesny trener reprezentacji Ukrainy i Dynama Kijów Walery Wasiliewicz Łobanowski”.
Jak przeczytaliśmy słowo “Wasilewicz”, to pomyśleliśmy: – Oho, stary komuch w ogóle się nie kryje… No bo czy znacie kogoś normalnego, kto powiedziałby Walery Wasiliewicz Łobanowski? Nie? No właśnie.
Ale potem okazało się, że niepotrzebnie chcemy się czepiać szczegółów. Olkowicz ani przez sekundę nie miał zamiaru udawać kogoś, kim nie jest. Facet ewidentnie tęskni za dawnymi czasami, czyli tymi sprzed 1989 roku. Oto małe streszczenie rozmowy…
– Studiował w Moskwie, no bo gdzie miał niby studiować? “W tym okresie prostym ludziom trudno było gdziekolwiek indziej studiować. Kogo było stać, żeby opłacić naukę na renomowanych zachodnich uniwersytetach?”
– Kiedy pracował w wydziale do zwalczania kościoła, zajmował się głównie… budowaniem kościołów. “To ja pozytywnie opiniowałem decyzje w sprawach budowy świątyń, których wznoszenie było wówczas dla kościoła bardzo ważne”.
– Ogólnie to kościoła wcale nie zwalczał, zajmował się dialogiem. “Prowadziłem dialog z przedstawicielami wszystkich innych wyznać i Kościołów, bo uznałem to za swoją powinność”.
– W ogóle w latach 80. – kiedy to działał Olkowicz – kościół miał w Polsce bardzo dobrze, a prześladowania już nie miały miejsca (od siebie więc dodamy, że najwyraźniej cała sprawa zabójstwa księdza Popiełuszki – rok 1984 – to jakaś mistyfikacja)
– A komunizm był git. “To nie była zła epoka i nie działałem przeciw. Co ja komu złego zrobiłem? Działałem na rzecz ruchu młodzieżowego, budowy mieszkań patronackich, rozwijania zainteresowań patronackich, rozwijania zainteresowań szeroko pojętą kulturą. Opozycji w organizacjach młodzieżowych nie zwalczałem. Mieliśmy swoją świadomość, chodziliśmy do kościoła. Ale chciało się być ZMS-ie, bo były fajne wyjazdy, wycieczki, nawet do demoludów. A to też było wtedy sympatyczne. Taki mieliśmy horyzont, przestrzeń życiową do wypełnienia. Później pojawiały się też wycieczki na Zachód i też najpierw wyjeżdżali np. członkowie organizacji młodzieżowych. My mieliśmy swoje biura turystyki zagranicznej – studencki Almatur, ZMS-owski Juventur – i one nam organizowały wycieczki”.
– Tak, zdecydowanie było fajnie… “Uważam, że większość ludzi żyło normalnie, starało się być na tamte czasy przyzwoitymi. Państwo miało swoją doktrynę i obowiązywała ona wszystkie służby i urzędy. Ale była też ogromna sfera prywatna. Kościoły były pełne wiernych i nie sądzę, żeby z tego powodu były jakieś wielkie szykany”.
Adam Olkowicz – człowiek, który wprowadza polską piłkę w nową erę i jest dyrektorem spółki Euro 2012. Boże, widzisz i nie grzmisz?
* * *
Ale skoro ktoś z sentymentem wspomina “ZMS-owi Juventur”, to nic dziwnego, że przy organizacji Euro 2012 mamy takie kwiatki…
“Organizatorzy przewieźli dziennikarzy na budowę trasy S-8 i węzeł przesiadkowy na Młocinach. Przedstawiciel ZTM mówił o pierwszej linii metra, która i tak nie dowiezie kibiców na stadion. Później opowiedział o drugiej linii, która kibiców wprawdzie by dowiozła na Stadion Narodowy, tyle że do Euro 2012 i tak nie zostanie zbudowana”
“Wizyta na budowie trasy S-8 okazała się kompletną klapą. Przedstawiciele mediów zostali wysadzeni przy jednym z wiaduktów, ale nie doczekali się na przewodnika. Nie ukrywali swojej frustracji. – Nie wiemy, po co nas tu przywieziono. W każdym mieście są drogi i pętle autobusowe. Chcielibyśmy zobaczyć to, co jest charakterystyczne dla Warszawy, choćby jej zabytki i miejsca, które kibice powinni zobaczyć – mówili”.
* * *
Ujawniamy najlepszy jak do tej pory profil polskiego piłkarza na portalu społecznościowym. Cezary Osuch z Legii przedstawia się jako wielki fan alkoholi i przeciwnik ITI.
No tak… Wpisy znajomych zdają się potwierdzać, że chłopak lubi zabawę. Na przykład taki oto dialog…
– a juz myslalem ze jedyną dziewczyna Cezarego moze zostac Wódka… ;d
– hahahahahaha 😀 piekna i szczera prawda o pijaczku 😛 ” polejcie panowie napoleona” haha 😛
– nie nie to nie bylo tak Pruchol. Osuch wstaje i budzi nas o 6 rano (o 7 na trening) i mowi ” ej chlopaczki zrobilibyscie mi drinka z napoleonem? hahahahahah
Albo wpis kolegi:
Sposob Pruchola na wyciagniecie Osucha z domu
Pruchol: Ej l dawaj sie spotkamy…
osuch na to : nie nie chce mi sie…
Pruchol: wódki sie napijemy
Osuch: bede za 5 minut
* * *
“Rozdziobią nas kruki, wrony”. Najbardziej nas rozbawili czytelnicy, którzy stanęli w obronie Ł»eromskiego (znanego nudziarza).
Jak już pewnie zdążyliście przeczytać, przygotowania do meczu z Polska – Bułgaria, który ma odbyć się na Konwiktorskiej, nie przebiegają zbyt dobrze. Mianowicie wrony wyjadły całą murawę.
Teraz jeszcze brakuje, żeby:
– sroki ukradły piłki
– gołębie zasrały szatnie
– bociany osiedliły się na jupiterach
I będziemy mieli obraz polskiej piłki. Znany nudziarz Stefan Ł»eromski (nie mylić z Majewskim) już to kiedyś przewidział.
* * *
I znowu futbolowe realia znad Wisły…
Odra Wodzisław skupiła wszystkich piłkarzy, którzy akurat byli do wzięcia, ale niestety działacze tego klubu zapomnieli o tych, którzy już wcześniej mieli podpisane kontrakty. Taki Witold Cichy na przykład. No dobra – jasne, że nie potrafi grać w piłkę, a nazwisko jest adekwatne do tego, w jakim stopniu mieszał co kolejkę w naszej lidze. Ale trzeba być uczciwym zarówno wobec gwiazd, jak i wobec biedaków bez talentu.
Dzisiaj w “Sporcie” czytamy: “Byłem człowiekiem widmo – mówi o swoich ostatnich miesiącach w Wodzisławiu obrońca Witold Cichy. Aby rozstać się z Odrą, musiał zrzec się zaległości, które klub z kolei uznał za… darowiznę!”
I dalej: “Rok temu dla Witolda Cichego zabrakło miejsca w Odrze Wodzisław… – I zabroniono mi wykonywania zawodu. Zostałem zesłany do Młodej Ekstraklasy, a tam kazano mi przychodzić na popołudniowe treningi, na których nie było nikogo. Ani trenera, ani masażysty – wspomina na łamach “Sportu” piłkarz, który trafił następnie na półroczne wypożyczenie do GKS-u Jastrzębie. Co było, gdy wrócił do Wodzisławia? – Zabroniono mi gry w sparingach i wyjazdu na obóz. Na prezentacji Odry nikt się nawet nie zająknął, co się ze mną dzieje. Byłem człowiekiem widmo. Ostatecznie, żeby rozwiązać kontrakt z klubem, musiałem się zrzec pieniędzy, które zalegał mi on za styczeń i luty – tłumaczy Cichy, dziś już zawodnik Kolejarza Stróże. Tu doszło do kuriozalnej sytuacji. Zawodnik przedstawia bowiem dwie faktury z 2008 roku na całkiem spore kwoty. To jego zaległe wypłaty, które – jak się okazało – stały się potem darowizną na działalność statutową MKS Odra Wodzisław Śląski SA!”.
Jest na to jedno określenie – WIEŚNIACTWO. Klub, który tak postępuje jest godny SPLUNIĘCIA. Zawodnik się nie sprawdza? Usiądź z nim do stołu, spróbuj znaleźć wyjście z sytuacji, ponegocjujcie. Ale próba złamania kogoś – bardzo często skuteczna – fikcyjnymi treningami, to nie tylko mobbing (jak to się ładnie teraz nazywa). To po prostu SKURWYSYŁƒSTWO.
Szkoda, że PZPN działa jak działa – chętnie dowiedzielibyśmy się, czy darowizny przekazywane przez piłkarzy swoim byłym klubom są normą, czy też mamy do czynienia z zalegalizowanym ZŁODZIEJSTWEM.
* * *
Zamieszczamy zeskanowany dokument, będący dowodem, że Piast Gliwice nie chce grać z Arką Gdynia na sztucznym boisku.
To, co widzicie powyżej, to dowód na to, że Piast Gliwice ma zamiar walczyć o utrzymanie w lidze przy zielonym stoliku, a nie na zielonym boisku. Kilka dni temu napisaliśmy o tym, jak zarząd PZPN – na skutek śląskiego lobbingu – nie zmienił swojej irracjonalnej decyzji, zabraniającej gry w ekstraklasie na sztucznym boisku, mającym wszelkie atesty i dopuszczonym nawet do rozgrywek Ligi Mistrzów. Poszkodowana ma być Arka Gdynia, która lada moment zostanie zmuszona do tułania się przez pół roku po całej Polsce. Narobiło się spore zamieszanie…
Będziemy się tej sprawie dogłębnie przyglądać, ponieważ ZAWSZE stoimy po stronie klubów, które ktoś chce w brzydki sposób uwalić. I nieważne, czy ten klub nazywa się Arka, ŁKS, Lechia, Widzew, Wisła, Legia czy Ruch Chorzów. Gdy ktoś chce walczyć nieczysto, trzeba bić na alarm. Pamiętajcie – dziś chodzi o waszego rywala, jutro o wasz klub.
Arka – jak już informowaliśmy – chce rozgrywać swoje mecze na sztucznej nawierzchni. Nie powinien to być żaden problem, wręcz przeciwnie – fajnie, że choć jedno boisko na początku marca będzie wyglądać przyzwoicie. Na takich nawierzchniach, spełniającym wszystkie wyśrubowane normy, rywalizuje się o naprawdę wielkie stawki. Nie tak dawno mecz Rosja – Niemcy, decydujący o awansie do finałów mistrzostw świata, odbył się właśnie na sztucznym boisku. I co się wielkiego stało? Nic. Mógł biegać po czymś takim Podolski czy Klose, mógł kiedyś Rooney czy Lampard, to chyba – do cholery – mógłby też Gamla?
Piast wysłał jednak pismo, że NIE WYRAŁ»A ZGODY na grę na sztucznej murawie. Po pierwsze – A KTO DO CHOLERY PYTA SIĘ PIASTA O ZGODĘ?! Czy Rosjanie pytali się Niemców o zgodę? Czy CSKA pytało się Lecha? A może Red Bull Salzburg pytał się Lazio Rzym? Nie. Więc niech działacze Piasta z łaski swojej zajmą się swoimi sprawami. Jeśli boisko zostanie dopuszczone, to zespół z Gliwic ma się stawić w wyznaczonym miejscu o wyznaczonej porze. A że boisko dopuszczone być powinno, to oczywiste dla każdej myślącej osoby.
Poza tym – SKÄ„D PIAST ZNA STANOWISKO RADY NADZORCZEJ EKSTRAKLASY SA, skoro takie stanowisko nigdzie nie zostało ogłoszone, nie została o takim stanowisko poinformowana nawet Arka? Czyżby ktoś właśnie niechcący zdradził, że mamy do czynienia z zakulisowymi gierkami? Nieźle – całe pismo Piasta to JEDNO zdanie, ale to JEDNO zdanie stanowi PODWÓJNÄ„ kompromitację klubu.
Piast się hańbi. W tabeli ma punkt więcej od Arki i najwyraźniej boi się, że gdynianie mogą uratować się przed spadkiem. Boi się też Odra Wodzisław, stąd rzekome stanowisko Ekstraklasy SA, w której – podobnie jak w zarządzie PZPN – urzęduje Ireneusz Serwotka. Różnia punktowa między wodzisławianami i Arką to aż pięć oczek – za dużo, by wszystko pozostawić piłkarzom…
Ale można też działać normalnie. Oto wykaz, jak w sprawie Arki zachowują się inne kluby…
Zagłębie Lubin – nie widzi przeszkód, by grać na sztucznej trawie
Legia Warszawa – nie widzi przeszkód, by grać na sztucznej trawie
Lechia Gdańsk – nie widzi przeszkód, by grać na sztucznej trawie
Wisła Kraków – nie widzi przeszkód, by grać na sztucznej trawie
Ruch Chorzów – nie widzi przeszkód, by grać na sztucznej trawie
Lech Poznań – nie widzi przeszkód, by grać na sztucznej trawie
Polonia Bytom – nie widzi przeszkód, by grać na sztucznej trawie
Cracovia – nie widzi przeszkód, by grać na sztucznej trawie
Zapamiętajcie te nazwy – oto kluby, które są godne szacunku (w przypadku Cracovii – mając w pamięci sprawę ŁKS – szacunek jest tymczasowy, warunkowy i dotyczy tylko tej jednej sprawy). W przeciwieństwie do Piasta.
* * *
Komentarz zbyteczny.
Uroczy fragment z “Futbol News”, dotyczący sesji zdjęciowej Ruchu Chorzów: “Po tym jak zrobiono zdjęcia grupowe, zawodnicy zaczęli się ustawiać do portretowych fotek. Dwóch piłkarzy jednak nie stanęło. Marcin Zając wytłumaczył, że… nie ułożył należycie włosów. I nie pomogły prośby kolegów i kierownika”.
Można być pewnym jednego – jak już przyjdzie do meczów ligowych, Marcin Zając na pewno będzie miał należycie ułożone włosy. I to w zasadzie jedyne, czego można być pewnym w jego przypadku.
* * *
Kiedy umysł nie nadąża za realiami…
Kojarzycie Marcina Chmiesta? Pytamy, bo mieliście prawo już o nim zapomnieć – w końcu ostatniego gola w jakiejkolwiek lidze ten napastnik strzelił w listopadzie 2006 roku.
Od tamtej pory grał w portugalskiej Bradze (10 meczów, 0 goli) oraz w Arce Gdynia (25 meczów, 0 goli). A wcześniej miał też epizod w Legii (10 meczów, 0 goli). Jak ktoś ma taki bilans, 31 lat na karku i coś tam w głowie, to nabiera pokory. Ale “coś tam w głowie” jest w tej wyliczance kluczowe.
Dziś trafiamy na taką wypowiedź tego “napastnika”, na temat jego gry w Bradze: – Było bardzo miło, choć nie ukrywam, że lekki niedosyt pozostał. Byłem trochę zawiedziony i zdziwiony, że nie dostałem szansy jeszcze przynajmniej na kolejne pół roku, bo dopiero wtedy mógłbym naprawdę pokazać, na co mnie stać. Te kilka miesięcy to była głównie aklimatyzacja w nowym otoczeniu, zwłaszcza że przybyłem tam w trakcie sezonu, nie do końca przygotowany do gry. To nie był zły okres, miałem swoje okazje, mimo że nie zawsze pojawiałem się na boisku, ale szkoda, bo wyjazd do Bragi był dla mnie dużą szansą. Później rozmawiałem z jednym człowiekiem stamtąd, który mówił, że ówczesny trener Jorge Costa był ze mnie zadowolony, ale pewne problemy uniemożliwiły mój dłuższy pobyt. Już nie wnikam, jakie.
Rozumiecie to? Facet nie strzelił ANI JEDNEGO GOLA, ale jest zdziwiony, że nie doszło do transferu definitywnego i sugeruje, że decydujące nie były umiejętności, tylko jakieś zakulisowe gierki. To może – ale nie musi – oznaczać jakąś galopującą chorobę psychiczną. Chociaż zapewne mamy do czynienia ze zwykłą, nieuzasadnioną pychą.
Braga to nie jest jakiś denny zespolik, tylko klub, który walczy o mistrzostwo kraju, dobrze prezentuje się w europejskich pucharach… Marcinku, im naprawdę nie jest potrzebny napastnik, który nie potrafił strzelić gola w meczach z GKS Jastrzębie, Odrą Opole, Motorem Lublin, Kmitą Zabierzów, Pelikanem Łowicz, Turem Turek, Wartą Poznań czy ŁKS Łomża.
* * *
A tu też coś mimo wszystko uniwersalnego. Nazwiska tych przybłędów się zmieniają, postępowanie polskich klubów – nie.
Maciej Skorża nie ustaje w poszukiwaniu wysokiego napastnika. Nie liczy się liczba strzelonych goli, liczą się centymetry. No bo jak inaczej wytłumaczyć taką oto wiadomość? “Na piątkowym treningu Wisły Kraków pojawił się 20-letni ukraiński napastnik Ołeksij Babyr. Ma 189 centymetrów wzrostu, waży 74 kilogramy. Zawodnik występował ostatnio w ukraińskim drugoligowcu – Krymtepłycia Mołodiżne. W obecnych rozgrywkach klub ten po 16 kolejkach zajmuje 11. miejsce w tabeli z dorobkiem 21 punktów. W tym sezonie Babyr wystąpił w 14 spotkaniach, w których zdobył jedną bramkę”.
Podsumujmy – mistrz Polski, który ciągle marzy o awansie do Ligi Mistrzów, zaprosił na testy piłkarza z kiepskiego klubu DRUGIEJ ligi ukraińskiej, który w tym sezonie strzelił JEDNÄ„ bramkę. Czego spodziewają się trenerzy Wisły? Co chcą zobaczyć? Ł»e wprawdzie strzelił tylko jedną bramkę, ale w Polsce strzeli dziesięć? Ł»e chłopaczek z Krymtepłyci wprowadzi wiślaków na europejskie salony? Ł»e niedożywiony napastnik do tej pory ukrywał swój snajperski talent i czekał z wszelkimi popisami na taką właśnie okazję? Ł»e do tej pory nie strzelał, bo mu się nie chciało?
Wiadomo, że za moment zostanie odesłany do domu. Tylko po co się oszukiwać i tracić czas? To tak jakby zespół F1 prowadził nabór na parkingu przed Auchan…
PS Jedyny pozytyw, że może go nakarmią i trochę nabierze masy.
* * *
W pewnym momencie Weszło musiało zająć stanowisko. Pamiętacie tę burzę?
Ponieważ pojawia się mnóstwo wpisów, sugerujących, że powinniśmy napisać coś o Adamie Małyszu, przedstawimy tu nasze oficjalne oświadczenie, które wcześniej opublikowaliśmy już na facebooku: “Redakcja portalu weszlo.com informuje, że ma Adama Małysza oraz jego skoki dalsze i bliższe głęboko w dupie. Ze sportowym pozdrowieniem”.
Nie interesuje nas rzut czajnikiem na odległość, śnieżką do celu, chód na 20 kilometrów (dystans nie ma zresztą znaczenia), a także skok na nartach w dal. To jest portal PIŁKARSKI – jeśli szukacie informacji dotyczacych skoków i innych głupich zajęć, w których akurat Polacy są mocni, to jest masa innych portali. Na przykład: onet.pl, wp.pl, interia.pl, gazeta.pl, malyszomania.com (polecamy – dużo wiadomości i ani jednego komentarza pod tekstem, można się wykazać), skijumping.pl, o2.pl. Tam znajdziecie znacznie więcej informacji, niż my bylibyśmy w stanie dostarczyć, mając nawet najlepsze chęci.
Fajnie, że wąs jest dobry w tym, co robi (szanujemy każdego, kto jest dobry w swojej dziedzinie, choćby oznaczało to zajebiste nalewanie benzyny do baku), ale nie każcie nam się tym emocjonować. Jest cała masa życiowych aktywności, w których Polacy są nieźli, a które interesują nas tyle, co zeszłoroczny śnieg. Na przykład Tomasz Stańko dobrze gra na trąbce, ale to nie znaczy, że musimy słuchać tego, jak pierdzi w ustnik. I nie znaczy, że mamy o tym pisać. Mariusz Pudzianowski umie miotać oponami od traktora, ale sorry – dopóki sami nie będziemy mieli traktora i nie będziemy musieli pozbyć się jakiejś opony, jego wyczyny pozostaną nam całkowicie obojętne. I tak dalej.
Jeśli uważacie, że mamy obowiązek kochać Adasia, to mamy dla was złą wiadomość – kochamy go w równym stopniu, co Stefana Hulę.
PS Chociaż jak nas najdzie ochota, to napiszemy nawet o urodzinach żaby Kermit. Więc niewykluczone, że i Adaś kiedyś w jakimś tekście się zaplącze.
* * *
Ostrzegaliśmy Wojciechowskiego – nie posłuchał…
Józef Wojciechowski na niecały tydzień przed ligą nie ma w swoim dream-teamie w zasadzie żadnego napastnika, jeśli nie liczyć Ivanovskiego, naobrażanego w trakcie rundy jesiennej. Prezes Polonii zapowiedział kilka dni temu, że sprowadzi do Warszawy “topowego napastnika z Chile”.
Hmm, “topowy” to brzmi dumnie. Wprawdzie Chile – od czasów Ivana Zamorano i Marcelo Salasa – jakimiś wielkimi snajperami pochwalić się nie może, ale czołowy napastnik z tego kraju mógłby w Polsce błyszczeć.
No to pytanie – kto tym “topowym” zawodnikiem jest? Humberto Suazo z Realu Saragossa? Alexis Sanchez z Udinese? Nie – jeśli wierzyć “Gazecie Wyborczej”, jest to Cesar Cortes z Evertonu, ale tego Evertonu chilijskiego. Za bardzo nie wiemy, jakim cudem podpada on pod słowo “topowy”. No bo w tym sezonie strzelił trzy gole w siedmiu meczach (nie najgorzej, ale w klasyfikacji strzelców wyprzedza go ośmiu innych napastników), a w całym poprzednim sezonie: 7 goli w 33 spotkaniach. A jeszcze wcześniej: 6 goli w 20.
Cortes ma 26 lat i był już w Europie. W latach 2006-2008 “występował” w Albacete. Wpuszczono go na boisko ledwie sześć razy, nie strzelił żadnego gola.
Józek! Jeśli ktoś ci powiedział, że ten gość to “topowy” napastnik z Chile, to niestety zostałeś oszukany. Chociaż oczywiście nawet średniak z Chile, który ma 26 lat i w całej karierze strzelił 25 goli, może być u nas wyróżniającą się postacią…
* * *
Ł»ycie bywa przewrotne – gdyby Probierzowi udało się uciec z Jagiellonii, a miał przecież taki zamiar, to nie byłby dziś ani zdobywcą Pucharu Polski, ani liderem ekstraklasy…
Otóż Probierz straszliwie wkurzył działaczy klubu. Jesienią zeszłego roku długo negocjował z Górnikiem, nie mając na to zgody swojego aktualnego pracodawcy. Mało tego – w końcu oświadczył, że odchodzi do Zabrza i jednemu z najważniejszych działaczy przyniósł… pożegnalną flaszkę. Jakże się zdziwił, gdy usłyszał, że flaszkę to może sam sobie wypić, a w Białystoku ma kontrakt – i jeśli chce odejść, to obowiązuje go trzymiesięczne wypowiedzenie. Młody trener wściekł się. Ale trochę pokrzyczał, ponarzekał i zrobił to, co zrobić musiał – wrócił do pracy. A posadę w Zabrzu dostał Adam Nawałka.
A teraz najciekawsze. Kilka dni później, 16 grudnia, na konferencji prasowej powiedział: – Z Górnikiem jestem mocno związany, poza tym w Zabrzu mam chorego ojca i mógłbym być na miejscu. Jednak kilka dni temu dałem słowo Tomkowi Frankowskiemu, że zostaję w Jagiellonii…
“Dałem słowo, że zostaję w Jagiellonii” – dobre sobie. Trochę co innego niż: “Chciałem odejść, ale nie przeczytałem dokładnie kontraktu i okazało się, że muszę jednak zostać”. To granie na uczuciach kibiców dodatkowo zirytowało kilka osób w klubie i teraz już patrzą na Probierza zupełnie inaczej niż wcześniej… Ech, Michał, takiego zgrywasz kozaka, a nie mogłeś powiedzieć prawdy?
* * *
Kolejny piłkarz z mentalnością Chmiesta…
Jeśli wydawało się wam, że Górnik Zabrze pod wodzą Henryka Kasperczaka radził sobie raczej tak nie teges, to mamy dla was ważną informację – tak naprawdę grał dobrze. Wprawdzie spadł z ligi, zajmując ostatnie miejsce w tabeli, ale wniosek, że stało się to na skutek złej gry mógłby wysnuć tylko laik. I tylko ktoś niepoważny mógłby krytykować piłkarzy z Zabrza.
Całe szczęście, że jest Robert Szczot – gwiazda ściągnięta do Zabrza za niespełna dwa miliony złotych. On wytłumaczył wszystkim – za pośrednictwem portalu futbolnet.pl – co tak naprawdę działo się w poprzednim sezonie.
– Po ponad półrocznej pracy z Henrykiem Kasperczakiem też wszyscy mówili, że on nic nie zrobił, że chodziliśmy po boisku, że nie dawaliśmy z siebie wszystkiego.
– A było inaczej?
– Trener Kasperczak wykonał ogromną pracę, a my wraz z nim. Okres przygotowawczy przepracowaliśmy bardzo dobrze. Zasuwaliśmy na całego. Nasza gra była dobra. W każdym meczu dawaliśmy z siebie nie 100, a 110 procent. Po spadku fala krytyki spadła na trenera i nowych zawodników. To było niepoważne i niesprawiedliwe wobec nas.
Rozumiecie? NIEPOWAŁ»NE i NIESPRAWIEDLIWE. Absolutnie nie można mieć pretensji do piłkarzy Górnika, że spuścili klub z ligi. Uważasz, że zasłużyli na krytykę? JESTEŚ NIEPOWAŁ»NY.
Na szczęście Robert Szczot, który w pamiętnych rozgrywkach strzelił jednego gola (na trzynaście spotkań, w których zagrał), wciąż jest piłkarzem Górnika i dalej zasuwa nie na 100, tylko na 110 procent. I dzięki temu zabrzanie zajmują zaszczytne piąte miejsce w pierwszej lidze. Tylko, jeśli nie awansują, nie krytykujcie ich. To było niepoważne i niesprawiedliwe.
A na koniec perełka z tego wywiadu.
– A Pana forma wróciła?
– A ja kiedyś jej nie miałem?
Hmm… Robercik, jakby ci to powiedzieć… Za wyjątkiem jednego sezonu w ŁKS, to nigdy nie miałeś. Ale nie chcemy ci psuć humoru – ogólnie jesteś zajebisty. Tak trzymaj.
* * *
Polemika z Dariuszem Tuzimkiem.
Dariusz Tuzimek nas zawstydził i to tak raczej na poważnie. Czujemy się – hmm… – co najmniej zmieszani. Głupio nam. Dobrze, że nas teraz nikt nie widzi. Bo na pewno padłoby pytanie:
– Ej, wszystko w porządku?
– Nie, nie w porządku!
– Co się stało?
– Nic, mętlik w głowie…
Z Darkiem mamy problem, bo funkcjonuje na poziomie o kilka pięter wyższym, niż ten nasz. Jego wzrok sięga dalej, jego myśli są głębsze. Oczywiście, czasami mamy wrażenie, że to grafoman i świr, ale to tylko z powodu naszych własnych ograniczeń. Zresztą, zwróćcie uwagę jakich my słów używamy. “Świr” – język podwórka, a nie literatury.
Dzisiaj Tuzimek popełnił tekst, w którym szydzi z osób o wyrazistych poglądach. Ejże, to o nas także! Prości ludzie mają wyraziste poglądy, a mądrzy mają wątpliwości. On jest mądry. I w pewnym momencie wystukało się Darkowi na klawiaturze coś takiego: “Tak, tak. Już słyszę te głosy ludzi, którzy nie mają wątpliwości: ja bym nie uprawiał seksu z 13-latką”.
I stąd nasze zmieszanie – do tej pory wydawało nam się, że to dość naturalne, iż normalny człowiek nie ma wątpliwości co do pedofilii. Ale Darek zasiał ziarno wątpliwości. Co my wiemy o życiu? Jacy z nas prostacy, którzy sądzą, że walenie 13-latki w odbyt (fuj, znowu rynsztokowe słownictwo z naszej strony) nie jest normalne. Jacy my śmieszni jesteśmy z tymi swoimi ideałami, które Darek ujął w dwóch wymownych punktach:
1. Nie walę 13-latek
2. Walczę za ojczyznę
Tylko cymbał pod takimi punktami może się śmiało, bez zastanowienia podpisać. Kiedyś byśmy to zrobili. Teraz jesteśmy zmieszani. Nasz światopogląd jeszcze nie runął, ale na pewno się chwieje.
PS Pamiętajcie tylko o jednym. Za każdym razem, kiedy wyciągacie z kieszeni dwa złote na Przegląd Sportowy, płacicie za wierszówkę czlowiekowi, ktory uważa seks z 13-latką za formę rozrywki, której nie można tak z góry, bez zastanowienia napiętnować.
PS 2 Ciekawe, co by wszyscy napisali, gdyby lekko odwrócić role – gdyby Wdowczyk zgwałcił 13-latkę, a Polański kupił Oscara.
* * *
Dużo rozrywki dostarczała nam Legia…
“PS” dzisiaj to jedna wielka perełka. Stąd trzeci z rzędu, ale nie ostatni tekścik o tym, co pojawiło się na łamach tej gazety. Uwaga, pamiętnik Jakuba Wawrzyniaka. Maksymalnie infantylny. Najbardziej podoba nam się ta zbitka…
Wtorek: “Po zajęciach świętujemy urodziny Tomka Kiełbowicza, nie powiem które, proszę sprawdzić. Nasz Dziadek przyniósł do szatni ciastka i inne smakołyki”.
Środa: “Imieniny Macieja. Ajwen przytaszczył na Legię całą torbę pączków, umie się zachować. Ile zjadłem? Ani jednego. Za dwa dni mecz, trzeba być odpowiednio przygotowanym. A wiadomo – pączek to bomba kaloryczna”.
Ot, cała Legia. “Smakołyki, pączki, ciastka”. Faceci przed trzydziestką wpieprzają “smakołyki”, zamiast zrobić urodzinową bibkę, dać sobie po mordzie, a potem w lidze ogolić frajerów. Janusz Wójcik zapewne niedowierza. Wyobrażacie sobie to w 1994 roku?
– Kowal, wolisz pączusia czy sernik?
– Lesiu, a jakie jeszcze smakołyki mamy?
– Krówki-ciągutki!
* * *
W “PS” ukazuje się najbardziej grafomański tekst w historii prasy, nie tylko sportowej. W historii druku właściwie, czyli od czasów Gutenberga.
Zapomnijcie o wszystkim, co czytaliście do tej pory. Grafomania wkroczyła na najwyższy poziom, dalej nie ma już nic. Trochę nam żal autora, że tyle się napracował, by stworzyć coś TAKIEGO. Gdyby przez tydzień drapał się po jajach, przynajmniej nie byłoby wstydu. Następnym razem zamiast tekstu niech przyśle do redakcji zwolnienie lekarskie. Po lekturze tego, co wklejamy niżej, na pewno znajdzie się lekarz, który L-4 wystawi od ręki.
Latarnia morska na Faros przez ponad 1600 lat wskazywała drogę żeglarzom. Wieża została zniszczona przez trzęsienie ziemi w 1375 roku. Szwajcarska Omega od 21 maja 1939 roku odmierza czas na stadionie chorzowskiego Ruchu.
Wiszące ogromy Semiramidy były darem króla Nabuchodonzora II dla żony Amytis. Niektórzy do dziś powątpiewają w ich istnienie. Jednak wielu badaczy antycznego świata nie ma wątpliwości i ze swadą opowiada o wznoszących się do góry tarasach, które podtrzymywała specjalna konstrukcja. Coś równie dziwnego, do dzisiaj można oglądać na stadionie bytomskiej Polonii.
Za rok rozpoczyna się budowa nowego stadionu. Świątynie Niesyty przestanie istnieć, podobnie jak kiedyś Świątynia Artemidy w Efezie. Tam budowla zniknęła z powierzchni po najeździe Gotów. Ta z zabrza legnie w gruzach pod kołami buldożerów.
Posąg Zeusa w Olimpii, podobnie jak krzesło najwybitniejszego polskiego szkoleniowca, wytrwał na swoim miejscu cztery lata. Poręcze i nogi tronu władcy bogów były rzeźbione. Przedstawiały epizody walk i postaci bogiń. Dzieło Fidiasza strawił pożar. Fetelik Górskiego nie jest bogato zdobiony, ale można go zobaczyć, dotknąć i oczami wyobraźni wymalować dowolny obraz.
Egipcjanie mieli wydające dźwięki Kolosy Memnona, a Śląsk ma na stadionie przy Oporowskiej śpiewające… maszty. Starożytne posągi wzniesiono około 1370 roku p.n.e. Po trzęsieniu ziemi w 27 roku p.n.e jeden z nich zaczął wydawać odgłosy o wschodzie słońca. Wierzono, że Memnon, syn Jutrzenki zabity przez Achillesa, skarży się swojej matce. Faktycznie zjawisko było spowodowane ogrzewaniem się skał wyziębionych wcześniej nocnym chłodem. Usterkę naprawiono na przełomie II i III wieku i od tego czasu posąg milczy. A słupy we Wrocławiu przy silniejszy wietrze wydają z siebie charakterystyczne brzmienie, przypominające charakterystyczny gwizd. Maszty na stadionie Śląska zrobione są z potężnych, ale pustnych w środku stalowych rur.
Upływający czas, działania ludzi i trzęsienia ziemi sprawiły, że Mauzoleum w Halikarnasie, jeden z antycznych cudów świata, popadł w ruinę. Pozostałości budowli można zobaczyć w Bodrum, w Turcji. Tak się składa, że Turcy byli przeciwnikiem reprezentacji Polski w pierwszym meczu kadry na obiekcie ŁKS Łódź przy alei Unii. Powstał on w 1924 roku.
Piramidę Cheopsa zbudowano z ponad 2,3 miliona wielkich kamiennych bloków. Dach na stadionie szczecińskiej Pogoni powstał dzięki temu, że w ziemię wlano setki ton betonu.
Komentarze zostawimy wam. Nie wiemy, co napisać.
* * *
Gwiazdą stycznia i lutego był niewątpliwie Grzelak.
Wpis z Facebooka jednego z dziennikarzy sportowych, z dzisiaj:
Oglądam mecz Arki, a tu telefon od Bartka Grzelaka: “Gówniarzu!” – zaczął. “Jaki gówniarzu? Jesteśmy w tym samym wieku” – odpowiadam. “Nie jesteśmy!” – przekonuje. “Jesteśmy” – twierdzę. “Nieważne!” – ucina to Bartek i dodaje: “Nasrałeś sobie we własne gniazdo! Masz przejebane na Legii!”. BOŁ»E, NIE! TYLKO NIE TO, TYLKO NIE BARTEK GRZELAK!
Heh, śmieszni są ci nasi piłkarze. Za cholerę nie potrafią pojąć, że nikt ich nie poważa, nikomu do niczego nie są potrzebne wywiady z nimi (czytał ktoś ciekawy wywiad z Grzelakiem, chociaż jeden?), a oglądanie ich w akcji wcale nie należy do przyjemności. “Masz przejebane na Legii” – rany, co ten dziennikarz teraz zrobi, chyba po prostu musi sobie palnąć w łeb. Kontynuowanie kariery dziennikarskiej bez perspektyw na wywiad z Grzelakiem nie ma przecież najmniejszego sensu. A fakt, że na Legii nie będą czekać na dziennikarza z kwiatami każe zastanowić się nie tylko nad sensem dalszego pisania, ale nad sensem życia w ogóle.
Bartuś ostatnio jest strasznie wyszczekany i jakoś nie rozumie, że przejebane to ma raczej Legia z powodu, że on kilka lat temu podpisał z tym klubem kontrakt. Ostatnio nawet skarżył się innej osobie, że coś trzeba zrobić z Weszło. Dlatego, drogi Bartku, mała informacja dla ciebie: nie fisiuj, bo napiszemy o Zgierzu.
* * *
Na koniec lutego ruszyła liga i… wiadomo.
Też to wychwyciliście? Mamy zwycięzcę corocznego plebiscytu im. Polskiego Piłkarza. Janusz Gancarczyk po meczu Polonia Warszawa – Lech Poznań: – Brakuje mi jeszcze świeżości.
Spoko, Janusz, jeszcze dwanaście spotkań i potem wakacje. Na pewno zdążysz na czas odzyskać świeżość. Natomiast jak poinformowali nas nasi czytelnicy, zwycięzcą konkursu im. Wojciecha Kowalczyka na pierwsze skurcze w rundzie został Mariusz Sacha z Cracovii. Serdecznie gratulujemy!
* * *
A skoro ruszyła liga, to Grzegorz Mielcarski przedstawił uniwersalną mądrość: