Na portalu onet.pl lada moment ukaże się szerszy wywiad z Franciszkiem Smudą. Nie zamierzamy go reklamować, wręcz uprzedzamy, że nie ma sensu go czytać, no chyba, że tylko po to, żeby wyłowić kilka perełek, do jakich przyzwyczaił nas wspaniały selekcjoner. W zajawce tej rozmowy od razu rzuca się w oczy jeden fragment. Pada pytanie o Chrisa Wondolowskiego, tak bliskie Weszło, bo jako pierwsi w Polsce pisaliśmy o tym utalentowanym chłopaku. Najlepszy strzelec MLS na powołanie do kadry nie ma jednak co liczyć, bo – uwaga! – Smuda nie wie, skąd ten się w ogóle wziął.
Dziennikarz: – A nazwisko Chris Wondolowski mówi coś Panu?
Smuda: Hmm… A Michał Miodeński mówi coś panu?
Dziennikarz: – Niekoniecznie.
Smuda: – Tak samo mnie niewiele mówi Wondolowski.
Dziennikarz: – Jak to? Przecież to piłkarz z polskimi korzeniami, król strzelców ligi MLS. Ligi, w której grają choćby Thierry Henry, Rafael Marquez, David Beckham, Landon Donovan…
Smuda: – Bardzo dobrze, że jest królem strzelców. Ale nie do końca rozumiem, o co pan pyta. Dlaczego ja go nie powołuję? Ja nie wiem, z jakiej miejscowości on jest, gdzie kopie piłkę, a wy chcecie, żeby grał w kadrze?
“Nie wiem, z jakiej miejscowości on jest”. To się, kurwa, dowiedz chłopie. Jako selekcjoner powinieneś wiedzieć na temat piłkarzy wszystko, a nawet więcej. Powinieneś mieć metryczkę każdego, kto nadaje się do gry w kadrze, w małym palcu.
Rozumiemy, że piłka to generalnie mało odpowiedzialny zawód, w którym gówniani zawodnicy wskakują na karuzelę i kręcą się na niej, i zarabiają krocie. W której trenerzy coś tam plota, czasem ich drużyna wygra, a potem mają robotę na 10 następnych lat. Ale taka niekompetencja? Gorzej – ignorowanie sygnałów na temat dobrych, być może, piłkarzy. Brak zwykłego taktu, wyczucia, dyplomacji. Bo Smuda mógł chyba powiedzieć: – Tak, chętnie obejrzę dvd z występami tego chłopaka i spróbuję nawiązać z nim kontakt. Albo: – Mamy go na oku, ale na razie to nie to, czego szukamy. Ale nie, lepiej tak: – Nie wiem, z jakiej miejscowości on jest.
Czasem wkurzacie się, że narzekamy bez przerwy na Smudę. Smuda to, Smuda tamto, ale czy nie opadają Wam ręce, kiedy czytacie coś takiego? Facet zarabia 140 tysięcy złotych miesięcznie i bez przerwy zalicza jakieś wpadki. Co tam dobro kadry, czy godziwa pensja. Selekcjoner nie będzie sobie zaprzątał głowy chłopakiem z USA, bo nie wie, z jakiej jest miejscowości. To tak jakbyście zapytali bankowca, dajmy na to: – Co to jest stopa procentowa? A on odparł: – Procenty to ja mam w lodówce i mogę je wypić, he, he.
Albo inżyniera: – Przepraszam, słyszał pan o najnowszych żurawiach do budowy wieżowców? – Ł»urawie to poleciały synku. Rozwala nas takie ogólne przyzwolenie społeczne, na zasadzie: selekcjoner znów powiedział głupotę. A, to normalne. To tylko on. Smuda.