Reklama

Smudzie słoma wystaje z butów, bezczelnie nas obraża

redakcja

Autor:redakcja

16 grudnia 2010, 07:46 • 11 min czytania 0 komentarzy

Majstrowanie przy dacie urodzenia? W Afryce prawie wszyscy to robią. Spójrzcie na Rogera Mille. Grał w wieku czterdziestu paru lat, a tak naprawdę był już po pięćdziesiątce. To samo Jay-Jay Okocha i wielu zawodników, którzy kopali w polskiej ekstraklasie. Łącznie z Abelem Salamim, którego sam tutaj sprowadzałem. Piłkarze obniżają sobie wiek na potęgę, ale ja tego nie neguję. Jestem pełen podziwu. Jeżeli zawodnik zamiast 32 lat, ma 38 i daje z siebie wszystko, sprostuje oczekiwaniom, to wypada mu tylko poklaskać – mówi Larry Okey Ugwu, dyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury.
Spotkaliśmy się z nim w listopadzie. Od razu dało się wyczuć, że to pozytywna postać. Uśmiechnięty, szczery, inteligentny. Opowiada o piłce i życiu. O bagażu doświadczeń, jakie podsyłał mu los. Nie uwierzycie, ale gdy miał trzy lata, leżał już w otwartej trumnie i powoli wybierał się na tamten świat. To była ospa. W pewnej chwili przyszła jego matka chrzestna. Rzuciła się na trumnę, a on kichnął i zaczął płakać.

– Chodzi pan dzisiaj na mecze?
– Kiedyś chodziłem często. Nigdy nie miałem z tym problemu. Jestem człowiekiem bezkonfliktowym, nikomu nigdy nie wchodziłem w paradę. Bywałem na meczach Lechii i ani razu nic złego mnie nie spotkało. Teraz nie chodzę już dziesięć lat, ale to tylko z braku czasu. Nie boję się, że spotka mnie coś przykrego. Ludzie, którzy są wrogo nastawieni do czarnoskórych, to tak naprawdę garstka. Ich nie jest dużo, ale potrafią rozbudzić zwierzęce instynkty u innych.

– Słyszałem, że jednak spotkały pana przykre incydenty.
– Miałem różne, ale nie ze strony kibiców. Kiedyś ktoś włamał mi się do samochodu, odjechał sto metrów od mojego mieszkania i na terenie szkoły podstawowej wjechał w słup, aż po silnik. Sufit zniszczony, szyby wybite, na drzwiach rasistowskie napisy. Trudno. Trzeba mieć mocny charakter. Ja go mam.

– Ł»ycie w Afryce też nie rozpieszczało…
– Otarłem się o śmierć kilka razy. Całe moje życie to jest jedna wielka niewiadoma. Różne rzeczy się działy. Mam bagaż doświadczeń, jak siedemdziesięciolatek. Niektórych rzeczy nie da się opisać. Przeżyłem wojnę w Nigerii jako dziecko. To było dramatyczne. Bombardowanie itd. Nie chcę do tego wracać. Ważne, że jestem zahartowany i jeśli chodzi o rasistowskie zaczepki, to mam solidny pancerz.

– Zmienia się coś na lepsze?
– Chyba jest lepiej. Powiem szczerze, że w PRL-u tego nie było. Jeśli już, to była raczej ciekawość. Dzieci pocierały moją rękę, żeby zobaczyć, czy jest brudna. Tuż po upadku komuny zaczął się ruch skinheadowski. Około 1999 roku zaczęło się to trochę uspokajać. Teraz dużo ludzi wyjeżdża za granicę, są bardziej świadomi. Najczęściej jest tak, że jak człowiek wyjedzie na Zachód do pracy, to nagle okazuje się, że jego najlepszym kumplem jest czarnoskóry. To jest okazja, kiedy możesz poznać człowieka i przekonać się, że jeśli ma inny kolor skóry, to wcale nie oznacza, że jest kimś gorszym. Po prostu pochodzi z innego zakątka świata, ale człowiek jest człowiekiem. Albo dobrym, albo złym. Dzieciaki oglądają dzisiaj telewizję i ich autorytetem jest czarnoskóry raper. Mentalność się zmienia.

Reklama

– W Lechii jesienią świetnie grali Deleu i Traore. Piłkarze, którzy na początku nie byli w niej mile widziani.
– Lechia dzisiaj wygrywa mecze, dzięki zawodnikom, których kibice nie chcieli. Ale co tam się będę przejmował. Fajnie, że chłopaki pomagają drużynie zdobywać punkty. Ściskam kciuki za Lechię, grają ładną piłkę.

– Urodził się pan w Nigerii, ale od prawie trzydziestu lat mieszka w Polsce. Akurat oba kraje łączy to, że jej futbolowe reprezentacje ciągle mają jakieś kłopoty. Wstydzi się pan czasem za nie?
– Bardzo się wstydzę. Jeżeli chodzi o problemy reprezentacji Polski, to jest to zrozumiałe. Nie ma materiału. W Nigerii jest trochę inaczej. Tam po prostu brak jakiejkolwiek organizacji. Możemy pochwalić się świetnymi piłkarzami, ale selekcja drużyny narodowej to jakiś dramat. Ciągle miesza się politykę ze sportem. Szkoda nawet o tym gadać. Nigeria, o której mówiło się, że jest afrykańską Brazylią, z roku na rok spada na dno. Przejmują pałeczkę mniejsze kraje, typu Ghana, Wybrzeże Kości Słoniowej, może Senegal.

– Ostatnio czytaliśmy, że przed którymś z meczów był problem z zorganizowaniem obiadu.
– W Nigerii wszystko jest możliwe. Nie słyszałem tego, ale wcale się nie dziwię. To chleb powszedni. Najważniejsze są pieniądze dla urzędników i tych wszystkich ludzi z federacji, którzy ciągle braliby związkowe pieniądze i jeździli w delegacje.

– Czyli taka mała kopia naszego PZPN-u. Jest już jakąś słynna przyśpiewka, w której kibice obrażają na stadionach związkowe pasibrzuchy?
– Nie. Jeszcze nie. Ale problem zaczyna się właśnie na tych urzędnikach, którzy ciągle gdzieś podróżują. Tam, gdzie powinno być ich pięciu, to jeździ pięćdziesięciu. Pieniądze, które powinny być na zawodników, idą na oficjeli. I jak tu iść do przodu? To nie dziwota, że czasem piłkarze celowo się nie wykazują. To protest. Problem Nigerii jest głębszy niż nam się wydaje. Polski problem jest prostszy. Jeżeli będzie taki materiał ludzki, jaki był kiedyś, to kadra zacznie wygrywać.

– Mówi pan, że kiedyś był lepszy materiał. Nigeria też miała dużo większe nazwiska. Nie widać teraz kogoś w stylu Jay-Jay Okochy.
– Okocha nie dość, że był świetnym piłkarzem, to miał charyzmę, potrafił wpłynąć na kolegów. Każda drużyna musi mieć takiego przywódcę. Jeśli go nie ma, zaczyna się problem. Francja – mają najlepszych zawodników, ale nie posiadają lidera. Nadal nie ma kogoś, kto wypełniłby lukę po Zizou. Dopóki to miejsce będzie puste, dopóty będą słabe wyniki. Polska ma tę samą sytuację.

– Naprawdę nie ma nikogo, kto przejąłby pałeczkę?
– No nie ma. John Obi Mikel to nie jest ten kaliber. To jest chłopaczek, który ma umiejętności, ale nic poza tym. Kanu miał osobowość, ale najlepsze lata ma już za sobą. Powoli schodzi ze sceny. Nie ma nikogo. Czekamy.

Reklama

– Po mistrzostwach świata reprezentacja Nigerii została zawieszona. Mówiło się o dwóch latach przerwy, a tymczasem już po kilku tygodniach działacze zmienili zdanie.
– Odwiesili. Nie wiem, czy słusznie. Czasami trzeba zrobić porządek. Nowy prezydent Nigerii miał plan. Po prostu wziął wszystkich za uszy i wywalił. Zawiesił na dwa lata. Chciał zrobić porządek. Stworzyć wszystko od początku. No, ale wszechmogąca FIFA powiedziała, że absolutnie się nie zgadza. Nigeria musiała się ugiąć. Koszty zawieszenia były ogromne. To byłyby miliardowe straty.

– A co pan powie o polskiej reprezentacji? Za dwa lata czeka nas kompromitacja?
– Jeśli Smuda zatrzyma tych piłkarzy, których już ma i zacznie szlifować ich formę, to jestem przekonany, że za dwa lata powstanie wielki zespół. Bo o to w tym wszystkim chodzi. Jedna dobrze funkcjonująca wspólnota jest lepsza niż jedenastu Maradonów, z których każdy gra sam i biegnie w innym kierunku.

– Nie obraził się pan na Smudę za ostatnie wypowiedzi na temat Ugandy? Ł»e busz, że biegają na boso itd. Może w końcu należałoby mu zakazać publicznych wypowiedzi?
– Przecież on się nie zna. Jest pod presją i słoma zaczyna wystawać mu z butów. Bezczelnie obraża nas, jako obywateli Afryki. Człowiek na takim stanowisku powinien jakoś się zachować. Wielu Europejczyków popełnia ten sam błąd i dlatego często dostają od nas po dupie. Jak on może tak mówić? Nie pamięta, jak dostał lanie od Kamerunu?! Od tych, którzy biegają na boso po buszu. Gdzie jest logika? Uganda, Kenia, Kongo – piłka nożna powoli się wyrównuje. Wszędzie. Nikt nie może lekceważyć nikogo.

– Jan Tomaszewski powiedział jakiś czas temu, że tę sprawę należy zgłosić do ministerstwa sprawa zagranicznych.
– Przypomniał mi się teraz minister Ziobro, który powiedział, że w Ghanie pierwszoligowi piłkarze biegają po boisku na bosaka. Jak można tak zniekształcać obraz? Ghana to świetnie rozwijający się kraj, była jakiś czas temu gospodarzem Pucharu Narodów Afryki, a na mundialu dotarła do 1/8 finału. Przegrali z braku szczęścia. Brzydzę się stereotypami.

– Mocno czuje się pan urażony, czy raczej potrafi podejść do tego z dystansem?
– Nie no, nie robię dramatu. Śmieję się z tego. Słyszałem dużo gorsze rzeczy. Ogólnie uważam jednak, że nie ma sensu go zmieniać. I tak nic to nie da.

– A co pan myśli o naturalizacji piłkarzy? Taki Arboleda – brać go?
– Jeśli gra w polskiej lidze, mieszka w tym kraju wiele lat, ma potencjał, chce grać, to jak najbardziej. To pomoc dla polskiej drużyny. Im więcej różnych charakterów, systemów myślenia, tym lepiej. Spójrzcie na Francję, na Niemcy.

– No tak, ale tam większość zawodników urodziła się i wychowywała w tym jednym, konkretnym kraju. U nas bierzemy kogo popadnie. Może należałoby powiedzieć w końcu głośne stop?
– Nie ma materiału. Każdy orze, jak może. Olisadebe pomógł. Dostaliście się na mundial w Korei i Japonii. Co się z nim teraz dzieje?

– Gra w Chinach
– Trochę się stoczył. Pamiętam, że miał kontuzje.

– Zna pan osobiście jakichś piłkarzy?
– Kiedyś znałem. Z dziesięć lat temu, jak pojechałem do domu, to poznałem Daniela Amokachiego, Tijani Babangidę. Spotkaliśmy się w Lagos. Mieszkam w miejscu, gdzie jest piękne, duże, otwarte boisko. Ludzie przychodzą i grają. Oni też przychodzili. Tam wyrastali i tam chętnie wracają. Zawsze przychodzą. Do dzisiaj tak jest.

– A polskich?
– Z nikim nie miałem kontaktu. Znałem kilku Nigeryjczyków, którzy grali w Polsce. Spotykałem ich w ambasadzie albo na jakichś imprezach. Kiedyś próbowałem sprowadzać zawodników z Nigerii, ale szybko zorientowałem się, że nie jest to łatwa praca. Trzeba należeć do klik. Można to nazwać zabawnie mafią. Sprowadziłem dwóch zawodników. Jednym z nich był Abel Salami.

– Dalej gra w Stalowej Woli?
– Nawet nie wiem, ma teraz innego agenta, pewnie gdzieś gra.

– Jak wyglądały jego początki w Polsce?
– Miałem takiego gościa, który współpracował z Ptakiem w Łodzi. Ale on mnie wystawił. W momencie, gdy sprowadziłem chłopców, to powiedział, że jest po sezonie. Zostałem z dwoma chłopakami na utrzymaniu. Musiałem działać. Zadzwoniłem do Lechii. Potem do Malborka. Potem dogadałem się z moim kolegą i paroma chłopakami. Trafił do Stomilu. Nie żałuję, że im pomagałem. Każde doświadczenie w życiu jest przydatne. Ogólnie, to Nigeria jest fabryką talentów. Chciałem się dogadać z Lechią, żeby sprowadzać do nich młodych piłkarzy. Klub ma fantastyczne miejsce w Gdańsku na Traugucie, gdzie można by zrobić szkołę dla młodych. Będą się uczyć, grać w piłkę. Za darmo by ich mieli. Nie mogłem się z nimi dogadać. Albo nie mieli pieniędzy, albo chęci.

– Mówi pan o fabryce talentów. Na pewno dużo było takich zawodników, którzy mieli niesamowite umiejętności, ale nigdy nie zaistnieli w świadomości kibiców. Może rzuci pan kilka nazwisk?
– Było ich mnóstwo. Grali w kraju, nikt ich nie wyłowił. Liga nigeryjska jest zawodowa. Mnie to najbardziej boli, że prawie nikt jej nie ogląda. Mamy ładne stadiony, ale nikt nie przychodzi! Ludzie wolą siedzieć w domu i oglądać Chelsea. Dochodzi do tego, że jak jest mecz z Manchesterem, to dochodzi do bijatyk. Prawdziwie angielski klimat.

– Jak w ogóle zaczęła się pana pasja do piłki? W latach 60., 70. w Afryce był dostęp do gazet, radia, telewizji?
– W moim domu tak. Mieszkaliśmy w mieście, mój ojciec był politykiem, więc mieliśmy łatwiej. Gdy byłem młody, to przeważnie słuchaliśmy piłki w radio. Sam też kopałem. Grałem w szkole. Miałem czternaście lat i byłem w… Jak to się nazywa? Trampkarze? W pewnym momencie złamałem nogę. Szkoła nic nie dała na leczenie i rodzice powiedzieli, że już nigdy dla nich nie zagram. Zmieniłem sport na koszykówkę, ale nie miałem wzrostu. Szybko przestałem rosnąć i musiałem pracować dwa razy więcej niż reszta. Potem też doznałem kontuzji. Tak to się skończyło. No, ale przynajmniej miałem styczność z Hakeemem Olajowonem, który grał później w NBA. Grał przeciwko mnie.

– Zna pan przypadki sportowców, którzy majstrowali przy dacie urodzenia? To często poruszany temat.
– W Afryce prawie wszyscy to robią. Spójrzcie na Rogera Millę. Grał w wieku czterdziestu paru lat, a tak naprawdę był już po pięćdziesiątce. To samo Jay-Jay Okocha i wielu zawodników, którzy grali w polskiej ekstraklasie.

– Salami też?
– Łącznie z Abelem Salamim. Piłkarze obniżają sobie wiek na potęgę, ale ja tego nie neguję. Jestem pełen podziwu. Jeżeli zawodnik zamiast 32 lat, ma 38 i daje z siebie wszystko, sprostuje oczekiwaniom, to wypada mu tylko poklaskać. Wszystko zaczyna się w domu.

– Jak to?
– W Nigerii jest taka zasada, że nie zawsze jest rejestracja urodzenia. Bo administracja nie jest tak rozwinięta. To zawsze jest tak, że człowiek idzie do sądu albo notariusza i dostaje papier potwierdzony przez wujka, że on się urodził w takim i takim czasie. Jeżeli chłopak ma 25 lat, przyjdzie wujek i poświadcza, że ma 19, to urzędnik daje pieczątkę i już. Tak to działa.

– Pan oprócz tego, że jest dyrektorem Nadbałtyckiego Centrum Kultury, to gra jeszcze w zespole. Możemy spodziewać się jakiejś piosenki przed Euro 2012?
– Poczekajmy, może coś się wymyśli. Przede wszystkim jestem artystą, dopiero potem urzędnikiem, a na końcu prawnikiem, bo takie mam wykształcenie. Z umiłowania artysta, ale na chleb zarabiam będąc urzędnikiem. Tak to wygląda. Jako artysta działam na kilku frontach. Mam trzy zespoły.

– I jak pan to godzi?
– Nie znajduję czasu. Jestem bardzo zmęczony. Powiem wam jednak, że artystyczna część mojego życia podtrzymuje mnie przy życiu. Inaczej bym zwariował. Dalej będę działał jako artysta.

– Widzi pan artystów wśród polskich piłkarzy?
– Nie, to raczej rzemieślnicy. Ale niech pracują. Strasznie im kibicuje. Jeżeli wezmą się w garść, być może za dwa lata zobaczymy ich chociażby w półfinale? Dlaczego nie? Trzeba być optymistą.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...