Reklama

Kolejka pełna błędów, szmat, farfocli i innych baboli

redakcja

Autor:redakcja

20 listopada 2010, 22:21 • 3 min czytania 0 komentarzy

Co za kolejka – pełna sędziowskich błędów i bramkarskich wpadek. Całkiem “normalny” był w zasadzie tylko mecz Jagiellonii Białystok z Cracovią, gdzie obrona gości całkiem normalnie i przewidywalnie dawała ciała. W pozostałych spotkaniach o wynikach decydowali albo niedowidzący arbitrzy, albo niedowidzący bramkarze. Lech Poznań żałośnie męczył się z Polonią Bytom, ale wygrał, bo Bytom ma na bramce Szymona Gąsińskiego (zapomnijcie na chwilę telewizyjnych ekspertów, którzy wmawiają, że chłopak ma talent). Gąsiński nawet próbował ukłuć dwa razy, ale raz piłkę z bramki zdążył wybić Sawala.
Kolejka wyglądała tak:

Legia – Arka: błąd sędziego, dwa błędy bramkarza.
Górnik – Korona: błąd bramkarza.
Śląsk – Ruch: błąd sędziego.
Lechia – Widzew: błąd sędziego.
Lech – Polonia Bytom: błąd bramkarza.
Jagiellonia – Cracovia: wszystko w normie.

Kolejka pełna błędów, szmat, farfocli i innych baboli

W pięciu pierwszych meczach błędy – czy to sędziego, czy bramkarza – były w kluczowych momentach. Czy Śląsk wygrałby z Ruchem Chorzów, gdyby nie gol Celebana ze spalonego? Nie wiadomo. Może tak. Czy Lechia wygrałaby z Widzewem Łódź, gdyby nie gol po spalonym? Nie wiadomo. Może tak. Czy Lech Poznań zdołałby zwyciężyć bez pomocy bramkarza przeciwnika? Też nie wiadomo. Może tak. To samo można powiedzieć o Górniku. A Legia – wiadomo, wszystko już napisaliśmy.

Oczywiście, błędy to część futbolu, zwłaszcza błędy bramkarzy. Jednak takiego nagromadzenia baboli, szmat i farfocli dawno nie widzieliśmy, a to wszystko zanim jeszcze do bramki weszli Pawełek i Przyrowski. Zazwyczaj raz na kolejkę ktoś się skompromituje, ale żeby tak równocześnie Witkowski, Cierzniak i Gąsiński? I żeby jeszcze dodatkowo padły aż trzy bramki po błędach sędziów? A gdzie jakieś trafienia po normalnych akcjach? Jakieś soczyste uderzenia z dystansu? Jakieś klepki? Jakieś sam na sam? Lobiki? Cokolwiek?

We Wrocławiu nie dość, że bramka po ewidentnym spalonym, to jeszcze jakiś wieśniak wrzucił piłkę na boisko, żeby przerwać atak Ruchu Chorzów. Trener Fornalik słusznie nazwał to chamstwem na poziomie okręgówki. Różnica jest taka, że geniusz od wrzucania piłki w okręgówce dostałby w ryj, a tu trzeba było przerwać akcję i tyle. W Gdańsku widzewiacy założyli świetną pułapkę ofsajdową, ale nie połapał się w niej arbiter liniowy, co tylko potwierdza, iż w polskiej lidze musisz wpadać na takie pomysły, żeby nadążył za nimi facet z chorągiewką. Podejmując decyzje o pułapce musisz się najpierw upewnić, czy liniowy nie drzemie i czy aby na pewno odpowiednio skoncentrowany. Najlepiej byłoby go słownie uprzedzić: panie sędzio, będziemy łapać na spalonego.

Tego problemu nie mieli sędziowie w Poznaniu. Tam Lech grał tak wolno, że piłkarze mieli absolutną pewność, iż arbiter nadąża. Istniało tylko ryzyko przedobrzenia, czyli doprowadzenia sędziego do stanu skrajnej senności. Mówiąc krótko – Lech grał tak, jakby grał za karę.

Reklama

Sześć meczów tej kolejki obejrzało około 72 tysiące kibiców. W niedzielę u siebie grają Wisła oraz Bełchatów. Sto tysięcy tym razem raczej nie pęknie.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...