Legia pokonała Arkę Gdynia 3:0. Deklasacja? Nokaut? Nie, absolutna żenada, którą rozpoczął japoński sędzia, dyktując skandaliczny rzut karny. Za przeproszeniem – karny z dupy. Jeśli ktoś był dziś bohaterem warszawskiego klubu, to właśnie ten skośnooki dureń z gwizdkiem. Kiedy dyktując karnego oznajmił już całej Polsce, że Legia po prostu musi ten mecz wygrać, nie chciało się tego przedstawienia dalej oglądać. Po prostu się nie chciało. Jak emocjonować się rozgrywkami, w których piłkarze nie są w stanie oddać celnego strzału, dopóki w sposób nieuczciwy nie ustawi się im piłki na jedenastym metrze?
Byliśmy świadkami jednego z najbardziej niesmacznych zwycięstw w tym roku… Legia grała jak zespół podwórkowy, Arka robiła swoje, czyli zabezpieczała tyły i szukała szansy po przechwycie piłki. Gospodarze nie byli w stanie oddać celnego strzału, goście potrafili stworzyć sobie sytuację sam na sam. I nagle…
Co ma pomyśleć trener, który nakreśla plan taktyczny, dobry plan, sprawdzający się i… gdy sędzia robi coś takiego. Co ma powiedzieć trener, który przez taki gwizdek może na koniec rozgrywek spaść z ligi? Może zostać obwołany kompletnym nieudacznikiem, może nie dostać pracy przez kolejne kilka lat? Jeszcze tydzień, dwa, może trzy i ludzie zapomną, że Arka została w Warszawie orżniętą. Mądrale powiedzą – przecież było 3:0, bez wpadki sędziego byłoby 2:0! Nieprawda. Nigdy nie dowiemy się, co by się stało, gdyby nie Japończyk. Możemy bazować na faktach, a te są takie, że do momentu podyktowania “jedenastki” lepsza była Arka.
To jeszcze jeden argument za tym, by wprowadzić w piłce powtórki wideo. Sytuacja z meczu Legia – Arka może na koniec sezonu zdecydować zarówno o tym, kto jest mistrzem, jak i o tym, kto spada. O milionach złotych, o życiu wielu, wielu osób zdecyduje Japończyk, który mógł być akurat niewyspany albo który mógł pomyśleć, że słowo “Arka” w ojczystym języku źle mu się kojarzy. Niech ktoś powie, że pomyłki to urok futbolu. Gówno, nie urok. Pomyłki zabijają futbol i wypaczają sens całej tej rywalizacji. Zaoszczędziłaby Arka na kosztach przejazdu i zakwaterowania, gdyby wiedziała, że zostanie w Warszawie aż tak oszukana.
Z góry informujemy – jeśli Legia nie zostanie do końca sezonu w sposób chamski orżnięta przez sędziego i jeśli jednocześnie wygra ligę z nieznaczną przewagą, napiszemy, że osiągnęła to dzięki arbitrom. Na dziś bilans jest taki, że dzięki arbitrom wygrała z Cracovią i Arką. Z kim przegrała na skutek pomyłek sędziowskich? Z nikim.
Niezadowolony, niezadowolony jest dzisiaj Jurek Mordel. I jego żona też.
W drugim piątkowym meczu Górnik Zabrze pokonał Koronę Kielce 2:1. Korona miała czwartą w tym sezonie szansę wskoczyć na pozycję lidera i po raz czwarty nie udało się jej wygrać meczu (będąc w takiej sytuacji zanotowała trzy porażki i jeden remis). Pierwszego gola dla gospodarzy sprezentował wieczny (anty)talent bramkarski Radosław Cierzniak. Chłopak ma najlepszą pracę pod słońcem – jest “obiecującym” drugim bramkarzem i ilekroć wchodzi do bramki i puszcza szmatę, to wszyscy mówią, że to ze względu na “brak ogrania”, w związku z czym dalej uchodzi za obiecującego.
Japoński sędzia, bramkarz Witkowski, bramkarz Cierzniak – trio, które np. jutro z chęcią zobaczylibyśmy w jakimś telewizyjnym reportażu pod tytułem: “Wyjechali do Sudanu, by rozpocząć nowe życie”.