Pierwsze trzy drużyny w komplecie przegrały swoje mecze, w związku z czym nastąpiło istotne spłaszczenie tabeli. Aż ciśnie się na usta pytanie: czy to już? Czy to ten moment sezonu, kiedy jedni zaczynają puchnąć i tracą punkty, a inni wrzucają kolejny bieg i jadą dalej. Najciekawiej było w Warszawie, gdzie Legia po wyrównanym meczu pokonała Jagiellonię Białystok. W związku z tym wieczorem szansę na wskoczenie na fotel lidera miała Korona, ale ją klasycznie spieprzyła – w Gdyni w pełni zasłużenie zwyciężyła Arka, a kielczanie wyglądali na zespół, który nie ma ochoty się zmęczyć.
Mecz przy Łazienkowskiej był wyrównany, ale jednak Legia wygrała zasłużenie. Cichym bohaterem, bardzo cichym, jest dla nas Michał Kucharczyk. Ten chłopak w każdym meczu gra nieprawdopodobnie ambitnie, a dziś nikt nie zwrócił uwagi, że w sytuacji zdawałoby się beznadziejnej, będąc daleko z tyłu za kontrolującym piłkę Skerlą, zdołał rozpaczliwym wślizgiem wywalczyć rzut rożny. Ten właśnie rzut rożny skończył się pierwszym golem dla Legii. 99 procent piłkarzy w naszej lidze taką akcję by sobie odpuściło, a Kucharczyk nie. Tam nawet nie pachniało rożnym, a on go jednak zdołał wyszarpać. Takie szczegóły często decydują o golach, punktach, głowach trenerów.
Wcześniej mieliśmy małą kontrowersję – kiedy padł gol dla Jagiellonii. Małą, ponieważ sędzia miał rację, że Tomasz Frankowski znajdował się na pozycji spalonej i absorbował bramkarza. W tym momencie warto zauważyć, że Maciej Skorża wielokrotnie mówił, że wzoruje się na Benitezie i jego Liverpoolu. Przy tym golu Legia zachowała się właśnie zgodnie z zasadą Beniteza, a polega ona na tym, że jeśli po rzucie rożnym piłka minie pole bramkowe, to wówczas zawodnik, który stał przy krótkim słupku sprintem wyskakuje i dołącza do pozostałych zawodników. Benitez wychodził z założenia, że powstanie wolna przestrzeń przed bramką, dzięki czemu albo bramkarz będzie miał dość łatwą interwencję, albo przeciwnik zostanie złapany na spalonym. Tak się stało tym razem – spalony. Inna sprawa, że taki wariant jest bardzo ryzykowny, bo zakłada, że sędzia liniowy się nie pomyli, a jak wiadomo liniowi mylą się tak mniej więcej przy co drugiej decyzji.
Piszemy o tym, bo to kolejny szczegół, który czasami decyduje o tym, czy po pierwszej połowie wygrywasz 1:0, czy przegrywasz 0:1. Np. Korona Kielce trzyma zawodnika przy słupku do końca, co ma oczywiście czasami swoje dobre strony, ale ma i gorsze. Na początku sezonu Mateusz Bartczak z Zagłębia po rzucie rożnym strzelił gola, którego by nie było, gdyby zawodnik Korony nie stał przy słupku i nie czekał, aż ktoś go trafi.
Jedną szpilkę warszawianom trzeba wbić – to niedopuszczalne, że zespół grający u siebie w przewadze 11 na 10 dopuszcza, by w ostatniej minucie Tomasz Frankowski wyszedł sam na sam z bramkarzem. Akcja została przerwana z powodu dosłownie centymetrowego spalonego, ale nad tym, czy ten spalony był, czy nie, legioniści nie mieli już żadnej kontroli. Jeden krok mniej zrobiłby “Franek” i mecz mógłby się skończyć remisem.
Dla Legii było to czwarte zwycięstwo z rzędu, teraz bardzo istotny mecz z Wisłą w Krakowie. Jeśli Wisła wygra, po trzynastu kolejkach oba zespoły zrównają się punktami. Fotel lidera będzie z kolei stawką spotkania w Kielcach, gdzie Korona podejmuje Jagiellonię. Zwycięstwo da gospodarzom pierwsze miejsce w tabeli.
Korona jednak nie wygra, jeśli zaprezentuje się tak, jak w Gdyni. Arka była lepsza i każdy inny wynik niż jej zwycięstwo byłby niesprawiedliwy. Kielczanie mieli tylko jeden pomysł – podać do Ediego i niech wali z dystansu. Raz walnął nieprawdopodobnie, na 1:1, ale takie strzały nie wychodzą co dziesięć minut, nawet jak ktoś się nazywa Cristiano Ronaldo. Dlatego Korona powinna poszukać też innych rozwiązań niż petarda Brazylijczyka. Słabo spisuje się ostatnio Paweł Sobolewski, który błyszczał na początku sezonu, a i Jovanović odkąd zaczęto go chwalić, gra coraz gorzej. Tym razem koncertowo zawalił gola na 2:1 dla Arki.
Ale jeszcze co do Ediego – przyjechał do Polski dorobić do emerytury, na stare lata. Rocznik 1974. I… w niecałe pięć sezonów (cztery pełne, raz runda wiosenna i teraz jesienna) zdobył na boiskach ekstraklasy 41 goli. Nie będąc typowym napastnikiem! Gdyby zrobić ranking pt. “piłkarze, którzy niczego nie zdobyli tylko dlatego, że grali w zbyt słabych zespołach”, to ten facet załapałby się na podium. Jak o mało kim w naszej lidze można napisać – TO JEST PIŁKARZ.
Po sobotnich meczach katastrofalnie wygląda sytuacja Cracovii – mecze nie mogły potoczyć się gorzej dla krakowian. Odskoczyli wszyscy, którzy mogli odskoczyć, bo nie dość, że wygrała Arka, to jeszcze wygrał Śląsk Wrocław, wczoraj Zagłębie… Na tę chwilę zespół Ulatowskiego/Szatałowa ma dziewięć punktów straty do Śląska i Ruchu, ale z obiemy tymi drużynami przegrał u siebie 2:3, a że liczą się mecze bezpośrednie, to tak naprawdę możemy mówić o dziesięciopunktowej stracie. I teraz perspektywa dwóch wyjazdów…