Reklama

Smuda ciągle przechwala się Lechem…

redakcja

Autor:redakcja

06 września 2010, 01:13 • 3 min czytania 0 komentarzy

Franciszek Smuda, mistrz bajery z Lubomii, znowu czaruje. Tym razem udzielił wywiadu “Polsce The Times” i przez pierwszą część tekstu przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Co pytanie, to opowiada, jak wspaniale radził sobie w Lechu Poznań. Raz, drugi, trzeci… Gdyby dziennikarz spytał go o wybuch wulkanu na Islandii, “Franz” pewnie by odparł: – Ten wulkan odpalił jak mój Lech!
Kilka wypowiedzi Smudy z “Polski”:

Smuda ciągle przechwala się Lechem…

– Przypominam sobie, jak pracowałem w Lechu. Raz powiedzieli, że syrenką mnie wywiozą, innym razem, że na motorynce. Bo benzyna tania. Do Cottbus mnie chcieli wywieźć nawet. A teraz jadę przez Poznań, otwieram szybę na światłach i słyszę: “Dziękujemy za to, co pan zrobił”. Przyjemne.

– Przypominam sobie, jak kibice na początku mojej pracy w Lechu krzyczeli: “Ej, Smuda, gdzie te cuda!”, “Jedź do Michniewicza na szkołę”. Ja im wtedy mówiłem: “Jeszcze wam szkołę pokażę, swoją”. Przetrzymałem to i udowodniłem, że można. Tutaj też wytrzymam krytykę.

– Ja już tych cudów natworzyłem w życiu. Było parę wyników w pucharach, kiedy nikt nie dawał grosika nawet na mnie, na moją drużynę. Nawet w Lechu były cuda, i to jeszcze jakie.

– Ebi rozumie, zresztą jak wszyscy, że lubię czasem jakiś żart przypiąć. Atmosferę poprawić. Wy też to lubicie. Ostatnio rozmawiałem z rzeczniczką Lecha Poznań. Mówiła: “Trenerze, z panem to były konferencje”. Półtorej godziny trwały. To był show, zabawa.

Reklama

Boimy się, że w tym wszystkim jest tyle prawdy, co w tych konferencjach, co trwały półtorej godziny (nie było przecież żadnej, która trwałaby pół godziny, a co dopiero półtorej). Franiu uznał widocznie, że jak będzie konsekwentnie powtarzał, że z Lechem Poznań odniósł sukces, to ludzie to sobie zakodują i nawet nikomu nie przyjdzie do głowy zadać oczywistego pytania: – A mistrzem Polski byliście?

No właśnie, drogi selekcjonerze – Jacek Zieliński zakasował cię w rok. Trzy lata budowałeś, budowałeś i dupa blada: nie potrafiłeś wygrać ligi. I w końcu cię pogoniono. Jak już byłeś triumfu bardzo blisko, to spieprzyłeś robotę i roztrwoniłeś ogromną przewagę nad Wisłą Kraków.

A komfort miałeś przecież wyjątkowy – tylu piłkarzy do dyspozycji w trzy sezony to nie miał chyba żaden szkoleniowiec w historii naszej ekstraklasy. Robiłeś co chciałeś. Micanski? Nie lubię, won z nim. Kupowałeś, sprzedawałeś, wyrzucałeś. I wszystko na nic. Jak przyszło do najważniejszych meczów, to u siebie remisowałeś nawet z ŁKS-em Łódź, Ruchem Chorzów czy Arką Gdynia.

Puchary, puchary, puchary. Przecież, Franiu, twój Lech się wówczas nawet do tych pucharów nie zakwalifikował, bo w lidze zajął nędzne czwarte miejsce. I dopiero Groclin musiał zrezygnować z występów w Europie, byś ty mógł rozegrać kilka spotkań. To taki niby szczegół, ale jednak wymowmy. Na trzy sezony, tobie się tylko raz udało do europejskich pucharów zakwalifikować i to dopiero w ostatnim roku pracy.

Trzy lata w Lechu: szóste miejsce, czwarte miejsce, trzecie miejsce. Jak to jest bilans, którym chcesz się przechwalać i jeśli to ma być dowód na to, że reprezentacja będzie w szalonym tempie szła w górę, to sorry: musisz poszukać większych frajerów, którzy to łykną. Na twoim miejscu, biorąc pod uwagę, w jakim tempie kasuje cię Jacek Zieliński, na temat Poznania byśmy się nie wypowiadali.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...