Fragment artykułu z “Faktu”: “Władze klubu próbują zniechęcić Strąka różnymi szykanami. W piątek na przykład miał w ramach zajęć taktycznych drugiego zespołu pojawić się na sparingu pierwszej drużyny z algierskim klubem Mouloudia. Piłkarz zaskoczył wszystkich bezczelnym żądaniem dostarczenia mu nakazu stawienia się na trybunach na piśmie!”
Autor chyba sam nie wie, co chciał napisać. Z jednej strony informuje, że Górnik Zabrze szykanuje Strąką (za słownikiem, “szykanować” – nękać kogoś, dokuczać komuś, utrudniać komuś działania, ciągle stawiać przeszkody; prześladować kogoś), a z drugiej donosi o “bezczelnych żądaniach piłkarza”. Z jednej strony mamy więc mobbing, a z drugiej kogoś, kto się przed mobbingiem broni.
Sprawa jest ogólnie rzecz biorąc skomplikowana i wielowątkowa. Oczywiście najbardziej cenimy tych piłkarzy, którzy potrafią powiedzieć “jak mnie nie chcecie, to poszukam pracy gdzie indziej”, ale gdy w grę wchodzą duże pieniądze, jest to postawa rzadka. I trudno wymagać od kogokolwiek porzucenia bardzo dobrze płatnej roboty tylko dlatego, że zmienił się przełożony i nowy już ma innych faworytów. W tym sensie piłka nie różni się od innych dziedzin życia – podobne sytuacje mają miejsce w każdej branży. Ilu z was mając umowę ważną jeszcze przez trzy lata, gwarantującą 50 tysięcy złotych miesięcznie, w zasadzie nierozwiązywalną, dobrowolnie by z niej zrezygnowało?
Oczywiście, Strąk jest piłkarzem beznadziejnym i to raczej nie podlega dyskusji, ale skoro ktoś raz podpisał z nim intratny kontrakt (pozdrowienia, Heniu), to teraz wkracza zasada pod tytułem “płacz i płać”. Wiadomo, że Strąk nie powie: “Wiecie co, faktycznie temu Heńkowi odbiło, ja nawet nie umiem dobrze przyjąć piłki, rozstańmy się”. To po stronie klubu jest zaproponowanie takich warunków ewentualnego rozwiązania kontraktu, żeby były one satysfakcjonujące dla piłkarza. Górnik mówi – dawaliśmy mu 600 tysięcy złotych! Super, wielka kasa, naprawdę. Ale widocznie piłkarz uznał, że woli 1,8 miliona w trzy lata niż 600 tysięcy teraz. Próbujcie więc dalej – może przy 900 tysiącach zgodzi się odejść. Kto wie.
W każdym razie – to nie Strąk ma problem, tylko Górnik. Próbowanie “złamania go”, poprzez różne szykany, to zwykłe wieśniactwo (a szykany psychiczne niespecjalnie różnią się od fizycznych, z wyłamywaniem palców na czele). Kluby na całym świecie popełniają transferowe błędy i potem za nie płacą. Takie biznesowe ryzyko. I w razie popełnienia błędu trzeba zachować klasę. Strąk może pójść na ustępstwa, ale nie musi. On przyszedł do Zabrza grać w piłkę. Jest słaby? Tak uważa nowy trener? No to ławka. Bardzo słaby? To trybuny. I kaska, kaska, kaska. Regularnie.
Jest sto różnych możliwości załatwienia sprawy. Na przykład dyrektor sportowy Tomasz Wałdoch nie powinien zajmować się tylko sprowadzaniem piłkarzy, ale też powinien szukać klubów piłkarzom niechcianym. Halo, Korona? Odszedł od was Wilk. Może chcielibyście Strąka? Opłacimy 60 procent jego kontraktu w pierwszym roku i 50 procent w drugim. Nie, nie chcecie? Ok. Halo, Arka? Macie tam kogoś na środku pomocy? Bo my byśmy wam dali na pół roku Strąka. Opłacimy 80 procent kontraktu, on się wypromuje, może ktoś go później weźmie. Nie? Ehhhh… Halo, Skoda Xanthi? My name is Tomasz Waldoch…
NA ULICY LEŁ»Y 150 ZŁOTYCH,
SCHYLISZ SIĘ PO TAKĄ KWOTĘ?
TAK / NIE