Euzebiusz Smolarek w polskiej lidze – tak kończy bajka o podbijaniu Europy. Nieustanny zjazd Ebiego doprowadził go najniżej, jak się tylko dało, czyli na naszą nadwiślańską prowincję. Chłopak dopiero co czuł się niedoceniany w Dortmundzie i ruszał na podbój Primera Division, potem próbował odbudować się w… Premiership (i wielu wierzyło, że mu się uda), a tu proszę – Konwiktorska! Przecież to brzmi jak wyrok, z całym szacunkiem dla Konwiktorskiej i wszystkich bywalców tego wspaniałego obiektu. Smolarek w Polonii to jak – zachowując proporcję – Ronaldo w Corinthians. Nawet fajnie, ale jednak obciach i desperacja.
Ciekawa sprawa – do Polski w tym samym czasie wrócili Maciej Ł»urawski, Artur Wichniarek, Marcin Ł»ewłakow oraz właśnie Smolarek i z tego co czytamy, to najmniej ludzie spodziewają się właśnie po tym ostatnim zawodniku. A teoretycznie powinni krzyczeć: – Hej, co za transfer, znamy przyszłego króla strzelców! Bo przecież Ebi przez lata markę miał u nas wysoką i nawet jak zupełnie niczego sobą nie prezentował, to widziano w nim potecjalną gwiazdę niezłych europejskich zespołów. W dodatku z całego tego grona jest zdecydowanie najmłodszy, ma raptem 29 lat. Nic, tylko walić bramę za bramą w naszej zapyziałej lidze.
Ale chyba ludzie w ten mit po prostu przestali wierzyć. Nagle się w Ebim odkochali, jak w dziewczynie, która nie dość, że wyjechała na drugi koniec świata, to jeszcze nawet przestała przysyłać pocztówki. Gdzieś tam głęboko dawne uczucie jeszcze się tli, dzięki czemu Smolarek zdołał wywalczyć kontrakt warty blisko 400 tysięcy euro rocznie, ale to już nie jest “to”. Z drugiej strony, gdzie ten biedny Ebi miał pojechać? Polska to jedyne miejsce, gdzie jeszcze ktokolwiek go chociaż trochę pamięta. Jak przez mgłę, ale jednak.
Jak będzie grał – Bóg jeden wie. Zawsze mieliśmy problem ze sklasyfikowaniem tego zawodnika. Wszystko, co robi na boisku, robi przeciętnie. To znaczy przeciętnie (czyli w miarę nieźle, ale nie wybitnie) strzela, przeciętnie się kiwa, przeciętnie podaje. Jest taki dość poprawny w każdym elemencie gry, zarazem nie jest geniuszem w żadnym, z tym że dość często sprzyja mu szczęście, co fachowcy określają słowami “piłka go szuka” (gorzej, jak szczęście się odwróci, czyli “piłka przestanie go szukać”). W dobrym zespole, w którym by się odpowiednio zaaklimatyzował, mógłby walnąć i 20 goli w sezonie. Problem w tym, że trafia do zespołu średniego, a z aklimatyzacją – gdziekolwiek – ma odwieczny problem. Po prostu niespecjalnie da się go lubić, a i on sam niespecjalnie się stara by ktokolwiek go polubił. Efekt taki, że w każdej drużynie traktowany jest jak odludek, dziwak i na końcu grupa wypycha go poza nawias, jako ciało obce. Przez całą karierę Ebi nie doczekał się ani jednego kolegi, który – na przykład – chciałby z nim wypić kawę, nie mówiąc o wspólnej wyprawie na wakacje.
Nie bawimy się w ocenę jego szans w najbliższym sezonie – jak zespół będzie go potrafił odpowiednio wykorzystać, to powinien strzelić sporo bramek. Ale równie dobrze piłkarze Polonii mogą uznać, że wolą spaść z ligi niż podać piłkę Smolarkowi… Oba te warianty są mniej więcej tak samo prawdopodobne. No i jest jeszcze trzeci – kłótliwy i permanentnie naburmuszony Ebi pokłóci się z Józefem Wojciechowskim, który zapewne spodziewa się po nim tak mniej więcej 1325325 goli w rundzie jesiennej…
JAK DŁUGO TRZEBA CIĘ NAMAWIAĆ,
BYŚ WZIÄ„Ł TE DARMOWE 50 DOLARÓW?!
PO PROSTU KLIKNIJ