Kiedyś w lidze mieliśmy wyznawców teorii – lepiej nałapać punktów na jesieni, żeby było co rozdawać wiosną (do tego dochodziła zasada, że wiosną punkty są droższe, a dobry biznesmen zgodnie z prawem rynku taniej kupuje, żeby drożej sprzedać). Teraz oczywiście czasy są już inne, oczywiście lepsze i oczywiście nie można w żaden sposób szukać analogii. Oczywiście. Teraz mamy tylko zbiegi okoliczności.
O, na przykład tu – zobaczcie jaki ciekawy przypadek. Cztery drużyny nazbierały punktów jesienią i zajęły na koniec roku miejsca szóste, siódme, ósme i dziewiąte. A już tabela za rok 2010 te same drużyny znów lokuje obok siebie – na miejscach trzynastym, czternastym, piętnastym i szesnastym (przy czym najwyżej tę, która była najniżej po jesieni – logiczne). Oczywiście to nie z powodu jakichkolwiek machlojek, oczywiście nie z powodu braku mobilizacji. Gra idzie na całego, walka jest niesamowita, z duchem sportu, tylko tak czasami się układa, że raz te same drużyny sąsiadują w pierwszej połówce tabeli, a raz tę tabelę zamykają. Taka już jest piłka.
Polska piłka.