Sprytna taktyka Macieja Iwańskiego. Zauważył, że nadana przez nas ksywka “Pączek” bardzo się przyjęła i że nawet kibice na Łazienkowskiej w czasie niedawnego meczu z Piastem tak na niego wołali, więc postanowił ją oswoić. Wiecie – haha, jestem “Pączek”, mam dystans do siebie i do wszelkich przezwisk, chodźcie do cukierni, kupię wam smakołyki, będziemy polewać się lukrem po gołych klatach itd. W myśl zasady – jak sam się będziesz z siebie śmiał, to już inni nie będą.
W “Przeglądzie Sportowym” rubryka “Tydzień z życia piłkarza”. Teraz trafiło na Iwańskiego. Tak oto pyzaty Maciuś opisuje piątek:
“Przed wyjazdem na Legię obowiązkowa wizyta w cukierni. “Pączek” musi kupić urodzinowe pączki, bo w drużynie mamy tradycję, że jubilat przynosi słodycze. Wieczorem najem się ich tyle, że nie wiem, czy będę w stanie biegać w sobotę. O brzuchu już nie wspomnę. Oczywiście żartuję, choć naczelni krytykanci i tak będą mieli pożywkę. I dobrze, ale niech czasem spojrzą na siebie, czy oni swoją pracę wykonują na tyle rzetelnie, aby krytykować Iwańskiego. Mnie to nie rusza, ale rodzinie jest przykro”
Pączku nasz kochany, Pączusiu najsłodszy. Gdybyśmy nie oglądali meczu z Wisłą, to pomyślelibyśmy, że z tym, że żartowałeś, to jednak nie żartowałeś. A tak to mamy nadzieję, że ci chociaż smakowało. I że było na tyle słodko, że gorycz porażki z Wisłą nie była zbyt wielka. Gdy brzuch pełny, gorzej się biega, ale… nie samą piłką człowiek żyje!