No i fajnie – będziemy mieli finał Pucharu Polski, w którym zagrają Pogoń Szczecin i Jagiellonia Białystok. Inni się już nawygrywali, a ani Pogoń, ani Jagiellonia nigdy żadnego trofeum nie zdobyły. Ktoś przeżyje historyczne chwile, ktoś rozegra wspominany przez lata mecz. Nie jeden z wielu, tylko ten jedyny, szczególny. Za 30 lat ojciec powie do syna: – Byłem w Bydgoszczy, jak nasi chłopcy o puchar grali!
Ruch w dwumeczu prezentował się lepiej niż Pogoń, ale co tam – kibice “Niebieskich” 14 razy świętowali mistrzostwo i 3 razy Puchar Polski. A Pogoń – nigdy, nic. Teraz szczecinianie dostają nagrodę za to wszystko, co działo się w ostatnich latach. Ten klub jeszcze niedawno, bo w sezonie 2007/08 grał w czwartej lidze, przeciwko Inie Goleniów, Victorii Sianów czy Piastowi Choszczno. Ale wykaraskał się z kłopotów i dziś jest na fali wznoszącej. Ciężka praca i oddanie kibiców – to wszystko się opłaciło. I za to spotkała Pogoń nagroda.
Z kolei Jagiellonia nie roztrwoniła przewagi z pierwszego meczu i dziś zremisowała z Lechią 1:1. Już widzimy ten kolorowy sektor kibiców “Jagi” w Białymstoku, już widzimy to poruszenie w mieście – serdecznie gratulujemy! Ktoś z dwójki Jagiellonia – Pogoń zagra w europejskich pucharach. Prosimy kibiców tzw. najsilniejszych klubów, by nie lamentowali, co to będzie. Otóż będzie to samo – w ryj. W Polsce gra się po to, by kolekcjonować krajowe trofea, a występy międzynarodowe to smutna konieczność. Dlatego każdy lokalny sukces jest tak ważny – to jedyne, o co walka toczy się w praktyce (nigdy nie rozumieliśmy tego podniecenia, czy w Europie uda się odpaść dopiero w drugiej rundzie, czy może nawet w trzeciej).
A teraz garść naszych spostrzeżeń… Czy ktoś nam może wytłumaczyć, tak w miarę logicznie, jak to możliwe, że drużyny, dla których półfinały PP były najważniejszymi spotkaniami w sezonie, nie wystawiają najsilniejszych jedenastek? Pierwszy półfinał, Tomasz Kafarski z Lechii wystawia w Gdańsku skład daleki od optymalnego (między innymi dwóch rezerwowych napastników), mimo że w lidze już o nic nie walczy. Przeciwnik, Jagiellonia, też nie gra najlepszymi (inaczej zestawiona obrona, inny atak). Potem mamy rewanże i co widzimy – Kafarskiemu – jak powiedziałby Tarasiewicz – już się w dupce pali i nie kombinuje, natomiast Jagiellonia znowu bez Frankowskiego i Sandomierskiego, Ruch bez Pilarza…
OK – ktoś może powiedzieć, że w klubie jest dwóch równorzędnych bramkarzy (chociaż podkreślamy – nie tylko na bramce były zmiany). Ale nigdy nie ma dwóch równorzędnych – zawsze jeden jest albo odrobinę lepszy, albo chociaż odrobinę bardziej ograny i odrobinę bardziej zgrany z defensywą. Tymczasem szkoleniowcy wystawiają golkiperów gorszych, bo… No właśnie. Bo co? To nie były sparingi, żeby ktoś zaliczył kilka kontaktów z piłką, tylko mecze istotne dla całej historii klubów.
Przedziwne. I prosimy nie pisać o zmieniającym bramkarzy Manchesterze United, który rozgrywa znacznie więcej spotkań w sezonie i generalnie walczy o trofeum numer milion, a nie numer jeden.