Piotr Świerczewski na łamach “PS” w sposób dość bezczelny przyznaje się do przestępstwa podatkowego. Jak od dawna wiadomo, “Świr” ukrywa swój majątek, przepisując co się da na żonę, brata itd. On sam, formalnie, jest biedakiem. I mówi tak:
– Chodzi pewnie o podatek, którego nie zapłaciłem wyjeżdżając z Francji? Zamiast zapłacić podatki, zaoszczędziłem te pieniądze. A to nie oznacza, że mam kłopoty finansowe. Wręcz przeciwnie. Nie płacąc podatków zaoszczędziłem kilkaset tysięcy euro! Ci, co mnie znają, wiedzą, że problemów nie mam. Gdyby każdy miał takie kłopoty jak ja, to wszyscy byliby szczęśliwi i… jeździli porsche.
– Sprawa już chyba uległa przedawnieniu. A jeśli nie, to jeszcze chwila i będę mógł spokojnie wydawać te pieniążki. Co ja mówię?! Już je wydaję!
Piotrusiu, nie ma się czym chwalić. Nie ma wielkiej różnicy między tym, co mówisz, a tym, gdybyś przechwalał się, że napad na bank uległ przedawnieniu. Tak czy siak, jest to kradzież. Z tym, że ty nie okradłeś przechodnia, tylko państwo francuskie. Miliony osób gorzej zarabiające niż ty regularnie płacą podatki – płaczą, ale płaca. I pewnie jeździliby lepszymi samochodami niż obecnie, gdyby nie fiskus.