Między jedną, a drugą kolejką Premier League kibice piłkarscy na Wyspach mają ostatnio coraz ciekawsze tematy do obgadywania przy popołudniowej herbatce. Jeszcze nie opadł kurz po aferze z Johnem Terrym, a na jaw wyszła kolejna pikantna historia. Menedżer Portsmouth Avram Grant po jednym z grudniowych treningów postanowił skoczyć na relaksujący masaż (hmm, ciekawe czego?). Zamiast gabinetu rehabilitacyjnego wybrał jednak burdel, co nie umknęło uwadze “The Sun”.
Z tekstu opublikowanego w angielskim tabloidzie dowiadujemy się również, że w lokalu zatrudnione są głównie Azjatki. Ktoś powie: starszy pan ma kasę i chciał poruchać, bo żona aktoreczka i dzieci siedzą w Izrealu. Nie uważamy się w żadnym wypadku za strażników moralności, dlatego nad samym Grantem nie będziemy się pastwić. Trzeba jednak przyznać, że facet miał pecha – sprawa nie wyszłaby pewnie na jaw, gdyby nie wezwano go do sądu w charakterze świadka. Grant okazał się bowiem klientem agencji towarzyskiej, którą akurat obserwowała policja. Jak pech, to pech.
Swoją drogą – dwie historyjki ujawnione na Wyspach w ciągu ostatnich kilku dni mogłyby dać do myślenia także polskim piłkarzom i trenerom. Narzekają na media, kiedy znajdą w nich za niską notę albo swoje zdjęcie z piwem w ręce. Jak widać, to jeszcze nie powód do lamentu. Inna sprawa, że pikantne historyjki z Anglii idą chyba z poziomem ligi – mamy tak ciekawe mecze, jakie materiały w gazetach.