To naprawdę nie jest śmieszne. Reprezentacja Polski wyleciała dziś na turniej do Tajlandii, a selekcjoner Franciszem Smuda zabrał ze sobą żonę. Ktoś jest w stanie to zrozumieć? Chciał pokazać, jak poważnie podchodzi do swoich obowiązków i jak poważne mecze czekają Polskę? Miał zamiar udowodnić, że w stu procentach poświęca się pracy? Aż trudno uwierzyć, że “Franz” w sposób tak głupi – i co za tym idzie, tak spektakularny – strzelił sobie w stopę. Wszystkie jego gadki o koncentracji, wszystkie te teksty w stylu “to obóz, nie wycieczka” należy włożyć między bajki, niestety.
Trzeba być sprawiedliwym – gdyby Leo Beenhakker zabrał ze sobą żonę, zostałby rozsmarowany. Jerzy Engel – to samo. Paweł Janas z partnerką – nie byłoby litości. A Smuda pakuje do samolotu żonę i coś nie możemy się doczekać, by ktoś go skrytykował. Nikt nawet go nie pyta: – Przepraszam, panie Franku, a ta pani to po co?
No właśnie – po co? Pomoże piłkarzom w treningach? Nie. Rozpisze taktykę? Nie. Stanie na bramce? Nie. Upierze gacie Pawełkowi? Boże, nie. Po prostu będzie się kręcić. OK – niczego nie popsuje, ale sama jej obecność to dowód na jedno – Franciszek Smuda nie podchodzi do tego zgrupowania profesjonalnie. Dla niego to jakiś tam turystyczno-towarzyski wypad z elementami piłki. A skoro tak się zaczyna, to jaki będzie koniec? Skoro na dzień dobry nie ma co liczyć na stuprocentowe poświęcenie się robocie, to czego wymagać za dwa lata? Jak można powiedzieć piłkarzom, że konieczna jest maksymalna mobilizacja, jeśli w pokoju hotelowym już czeka żona?
A piłkarze swoje wiedzą. Nie powiedzą, ale widzą. Coś tam sobie myślą. Potem, wieczorami, zaczynają się żarty. Tak jak kiedyś o Grzegorzu Rasiaku, który na wszystkie zgrupowania chciał zabierać żonę Bożenkę (spała w tym samym hotelu, co kadra). Jak selekcjoner może budować autorytet w ten sposób? Samemu prosząc się o kpiny? Dostał miesięcznie jakieś 160 tysięcy złotych po to, żeby mógł na 10 dni wyjechać z domu bez żony. Ł»eby robił wszystko, co możliwe, aby zrealizować cel, a nie prawie wszystko. Stać go na fajne wakacje w Phuket, ale już bez piłkarzy. W czasie wolnym. Teraz czasu wolnego nie ma.
Jak czytamy – Smuda zaprosił też do Tajlandii prezesa Zagłębia Lubin, Jerzego Kozińskiego. Oficjalnie Koziński poleci jako przedstawiciel PZPN. To jest poważne? Ciąganie za uszy byłego prezesa klubu, w którym dopiero co się pracowało? Koziński opowiada bajki, że będzie tam obserwował piłkarzy. Niby jakich? Niby dla kogo? Jak dla Zagłębia – niech Zagłębie płaci. Niech Koziński sobie sam szuka przelotu, niech sam rezerwuje hotel. Lecą też Serwotka, Lach i Maliszewski. Cel jasny – opalanie. Ale jak można zarzucać PZPN-owi, że wysyła darmozjadów, nie czepiając się selekcjonera, że taszczy żonę? Jak można czepiać się Serwotki, nie czepiając się Smudy? Jak złościć się na Lacha, nie złoszcząc się na trenera?
Oj, źle “Franz” zacząłeś tę swoją kadencję…