W “Przeglądzie Sportowym” trwa festiwal nudziarstwa pod hasłem “debata o problemach polskiej piłki”. Podziwiamy tych, którzy przebrnęli przez wszystkie dotychczasowe teksty. Ale dziś zaciekawił nas Jacek Masiota, występujący jako członek rady nadzorczej Ekstraklasy SA i członek zarządu PZPN.
Napisał (powiedział?) tak: – Ponadto ustawodawca powinien zastanowić się nad legalizacją i opodatkowaniem zakładów sportowych w internecie. Sport, który w Polsce nie korzysta z jakichkolwiek ulg czy zwolnień podatkowych powinien być sponsorowany przez tych przedsiębiorców, którzy widza w tym korzyść marketingową (branża piwna i zakłady sportowe). Jak do tej pory Polska jest jedynym krajem Unii Europejskiej, w którym zakłady sportowe w internecie są zdelegalizowane i nieopodatkowane.
Po pierwsze – głównym sponsorem Lecha Poznań jest aktualnie internetowy bukmacher. Na miejscu mecenasa Jacka Masioty, czyli prawnika współpracującego z poznańskim klubem, nie afiszowalibyśmy się z tym, że “Kolejorz” ma sponsora działającego nielegalnie (tak wynika z przytoczonego fragmentu). I że PZPN, w którym działa Masiota, też ma “nielegalnego” partnera.
Po drugie – ile jeszcze osób powtórzy, że internetową bukmacherkę należy zalegalizować i dzięki temu liczyć na podatki zostawiane przez bukmacherów? Zalegalizować – oczywiście, że tak. Zresztą, ona zgodnie z prawem UE jest legalna, tylko trzeba to archaiczne polskie prawo dostosować. I tyle. Niech jednak wszyscy zapomną o jakichś podatkach. Bukmacherzy już je przecież płacą – na Malcie, na Gibraltarze itd. Chyba pan Masiota nie sądzi, że bukmacherzy oddzielnie płacą podatki we wszystkich krajach, z których mają klientów?
Firmy bukmacherskie, choć dostępne są z każdego miejsca na świecie, teoretycznie działają w określonym kraju i tam rozliczają się z fiskusem. Polski rząd, chociaż bardzo o tym marzy, łapy na tych pieniądzach nigdy położyć nie zdoła. Jedyne, co można zrobić, to stworzyć takie mechanizmy, by bukmacherom dobrze wydawało się pieniądze właśnie w Polsce – na marketing, promocję itd. Zyskają na tym kluby, firmy, agencje reklamowe. A na końcu gdzieś tam pojawi się większy podatek (bo większy zysk) płacony przez te właśnie podmioty.