Pisaliśmy nie tak dawno o karnetach, które sprzedała Legia swoim kibicom – drogie, obejmujące między innymi mecze Pucharu Ekstraklasy, które nie dojdą do skutku. I pytaliśmy – czy warszawski klub odda fanom pieniądze?
Dobrze wiemy, że Puchar Ekstraklasy to dno kompletne i tak naprawdę skasowanie go nie ma większego znaczenia. Ale z drugiej strony Legia tak bardzo skrupulatnie podchodzi do swoich kibiców, tak wnikliwie ich sprawdza, tak dba o paragrafy i przestrzeganie regulaminów (niedawno nie pozwolono na wniesienie bębna – bo ktoś mógłby w nim przemycić race, flag też wywieszać nie wolno), że uznaliśmy, iż podobne zasady powinny obowiązywać obie strony. I kibice też powinni mieć prawo powiedzieć – sprawdzam!
No to Legia wymyśliła, że za mecze PE jednak zwróci. W jaki sposób? Do wyboru:
1. Bezpłatny wstępn na mecz otwarcia nowego stadionu.
2. 15 procent rabatu do wykorzystania w oficjalnym sklepie.
3. 5 procent rabatu na karnet na następny sezon.
Szczerze? To jest kpina. Punkt drugi i trzeci to w zasadzie wymuszenie wykupienia nowej usługi, żeby dostać zwrot za starą. A punkt pierwszy to wróżenie z fusów. Nie wiadomo z kim ten mecz i kiedy… Jeśli Legia chciałaby naprawdę postąpić fair, to powinna zwrócić część pieniędzy lub wszystkie, jeśli kibic miałby chęć anulowania karnetu (szaleniec zakochany w PE).
Ł»eby obrazowo działaczom wytłumaczyć, jak bardzo nabijają kibiców w butelkę, podamy przykład – Legia kupuje napastnika, który ma ukrytą wadę. Zgłasza się więc do klubu, który świadomie opchnął trefny towar i słyszy: faktycznie, on ma wadę, możecie więc kupić od nas drugiego piłkarza, to damy wam 5-procentową zniżkę. Ewentualnie możecie też zorganizować na naszych obiektach zgrupowanie i wówczas dostaniecie 15-procent rabatu na korzystanie z boisk.
Albo inaczej – prezes Miklas kupił telewizor, który miał być super-hiper, ale niestety odbiera kiepsko. Coś widać, ale niewiele. I w sklepie słyszy: proszę kupić drugi, damy zniżkę.