Ależ było oburzenie, kiedy napisaliśmy “znany rywal Levadii Tallin”. Przyznajemy – to był raczej gorzki żart, bo nie sądziliśmy, że Wisła jest AŁ» TAK słaba. Spodziewaliśmy się, że wymęczy zwycięstwo w Estonii. Ale nie wymęczyła. Mało tego – dostała w cymbał. – Mam prośbę, aby nie krytykować piłkarzy za ten dwumecz – stwierdził na konferencji prasowej Maciej Skorża. Dobrze Maciuś, w porządku. Jak chcesz, to ich nawet pochwalimy – panowie, byliście naprawdę zajebiści i dzięki za te piękne emocje, które mogliśmy przeżywać w przed- przed- przed- przed- przedwstępnej rundzie eliminacji do eliminacji LM.
Skorża stwierdził też: – Paradoksalnie, drużyna zagrała dobry mecz, mimo że przegrany. Zawodnicy dali z siebie wszystko, do ostatnich minut walczyli o awans… No to faktycznie dobry mecz, skoro walczyli do końca o awans z piłkarzami, którzy miesięcznie zarabiają po 3 tysiące złotych i grają w lidze, w której żeby dostać licencję wystarczy mieć dwie bramki i jedną piłkę (pompka mile widziana).
Trener wiślaków mimo wszystko wziął na siebie odpowiedzialność. Mówiąc wprost – spodziewa się straty posady. Tak w ogóle to w tym momencie w Wiśle o pracę trzęsą się wszyscy i nikt nie powinien być specjalnie zdziwiony, jeśli w najbliższych dniach dojdzie do zwolnień grupowych. Dla niektórych cała nadzieja w tym, że nie starczy papieru w drukarce i na wymówienia będą musieli troszkę zaczekać. Oby nie uratował się Jacek Kazimierski, bo to co dzieje się na Reymonta z bramkarzami to kpina. Mariusz Pawełek oczywiście znów zawalił gola.
A czy powinien polecieć Skorża? Z jednej strony nie, bo czas skończyć z tym, że w Polsce za wszystko odpowiedzialny jest szkoleniowiec. Ale z drugiej – czy Wisła pod jego wodzą, na przestrzeni dwóch lat, gra coraz lepiej, czy coraz gorzej? Wreszcie – czy dzisiaj mieliśmy do czynienia z największą kompromitacją w dziejach naszej klubowej piłki? Biorąc pod uwagę rangę meczu i możliwe utracone zyski – jest to całkiem prawdopodobne.
Ale trzeba dodać jeszcze jedno – zejdźmy wreszcie na ziemię. Gramy w piłkę prawie najgorzej w Europie. Dopiero co można było przeczytać w gazetach, że nie ma silnych rywali na drodze Wisły do Ligi Mistrzów, że najgorzej by było trafić Olympiakos, ale też można byłoby awansować, że cała reszta to kelnerzy. KELNERAMI JESTEŚMY MY. Ile jeszcze potrzebujemy Cementarnic (podoba nam się nazwa tego macedońskiego klubu, który nie tak dawno wyeliminował z pucharów GKS Katowice), by zrozumieć, że to wszystko nie jest jeden wielki przypadek, jeden wielki pech? Jesteśmy tragiczni. Kibice, którzy dziś – słusznie – śmieją się z Wisły, muszą mimo wszystko pamiętać o jednym: sami kibicują drużynom jeszcze gorszym.
FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT